Bishopka, Marcelinaa, maggie78, susumali..
Odpiszę wspólnie bo bym się powtarzała w kwestii szkoły w niektórych momentach.
W szkole mam załatwiony już co prawda indywidualny tok studiów, ale moi doktorzy itp. 'nie mogą już na mnie patrzeć'. 1 rok - przeniosłam się z innej uczelni w środku 2 semestru, okazało się że sesja wypada AKURAT w dzień ślubu i podróży poślubnej, więc przyznano mi również indywidualny, więc doktorki popierniczały przeze mnie we wakacje, 2 rok - 1 ciąża, pierwszy semestr zagrożona(+ powiedziałam dziekanowi na 1 spotkaniu przy przenoszeniu że jestem taka ambitna, że dam radę ciągnąć 2 semestry(żeby nadgonić zaległości) w 1 i nie tracić roku- więc sobie wyobraźcie moje kombinacje himalajskie jak miałam wtedy '2w1' i zagrożoną ciążę), ciągle miałam problem żeby dotrzeć na zal., drugi semestr rodziłam, znowu mi przesunęli sesje na 'przed porodem'(dzień przed porodem pisałam ostatnie egzaminy

), 3 rok ciąża + dziecko z którym czasem muszę zostać w weekend i na dodatek znowu teraz na l4. Pewnie myślą, że robię z siebie ofiarę losu i ciągle ściemniam, więc dlatego próbuję się sprężyć i zacisnąć zęby żeby 'godnie' skończyć i w terminie. I to dopiero licencjat, a gdzie mgr, na który parcie mają moi rodzice:|(ja trochę też bo lubię swoje studia, ale mam wrażenie że będę wypompowana) Już to widzę jak idę 'z rozklapiochą' i dwójką maluchów w domu, w tyg. do pracy a w weekendy na uczelnie


Także naprawdę jestem świadoma tego, że ciąża teraz nie przebiega książkowo, ale wolałabym zamknąć temat szkoły chociaż. Do tego dochodzi Li, która łapie mnie za koszulkę wgryza się w nią i próbuje wspiąć na kolana, żeby się przytulić - jak odpycham to płacze. A ja razem z nią z niemocy i się poddaję. Mam więc nadzieję, że nie wykorzystałam limitu szczęścia w swoim życiu i dzięki temu jakoś dotrwam do planowanego terminu porodu.
To się rozpisałam, wybaczcie, jak zamęczyłam swoimi wypocinami
