też chciałam iść do szkoły rodzenia. Bardzo chciałam. Ale jakoś przeoczyłam moment(mimo, że 2 miesiące wcześniej miałam już wybraną szkołę) i potem już było trochę za późno. Teraz nie żałuję. Na porodówce pokazują mężczyźnie jak ma masować żeby trochę pomóc, pokazują jak 'poruszać się na piłce'(jeśli jest do dyspozycji), żeby przyspieszyć poród - chyba pomaga, a przy porodzie kazali mi zachowywać się tak jakbym 'robiła 2'(
), wstrzymywać powietrze i przyciągać brodę do klatki piersiowej. To tylko przy skurczu(zresztą za każdym razem przypominali i krzyczeli 'dawaj mamuśkaaa!' - to było rozbrajające
). Urodziłam w 20 minut - bez znieczulenia. Więc czy szkoła rodzenia jest zbawienna? Po prostu nie panikowałam, robiłam co mi każą, bo wyszłam z założenia, że na pewno wiedzą co mówią. Miałam nadwagę przed ciążą, przytyłam w ciąży 28 kg. Także teoria, że 'puszyste' mają gorzej..to też nieprawda. Kwestia raczej nastawienia.
A teoria, która jest w szkole rodzenia? Wierzcie lub nie, ale jak coś się będzie działo niepokojącego - to pierwsze co, to wklepiecie zapytanie na google, a nie będziecie sobie przypominać złote rady z okresu ciąży
. W ciąży też się naczytałam, a potem i tak wszystko na gorąco sprawdzałam. W sumie teraz mam 'ciążę po ciąży' i myślałam, że wszystko dla mnie będzie takie oczywiste, a ja znowu magluje artykuły o ciąży, samopoczuciu i rozwoju maleństwa. I jak urodzę to na pewno znowu będę szukała porad dotyczących pielęgnacji noworodka