reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Praca i dzieci

Ja szczerze powiedziawszy w realu nie znam ani jednej rodziny, gdzie mama jest w domu, bo chce i nie musi pracować.
Ja spotkałam dużo takich rodziców, gdzie tylko jedno pracuje. Tylko jak już mamy zostały w domu z małymi dziećmi, to później do pracy nie wracały wcale, albo do takiej, która im nie pasowała, po wielu latach. W jednym przypadku, który znam, to ojciec został z dzieckiem.
Jak czasem słyszę, od koleżanek, że konsultują z mężem zakup butów albo wyjście na paznokcie to nie umiem tego zrozumieć.
Ja mam taki problem z decyzyjnoscią, że zawsze konsultuję zakupy 🤦‍♀️ chociaż ostatnio to synek mi pomaga w wyborze 🙂 ale nie dlatego, że potrzebuję zgody na wydatki.
O której teraz odbierasz dzieci z przedszkola/żłobka?
Teraz przyprowadzam dzieci na 8 i zabieram o 14:15. Wtedy są po obiedzie i przedszkolak po zajęciach. Jak pójdę do pracy to będę je zaprowadzała o 7:30, a mąż będzie odbierał o 15. Przedszkole mamy pod blokiem.
Mam wrażenie, że starsze dzieci już nie potrzebują tak często być z rodzicem. Mają już swoje zainteresowania, swoich kolegów. A te maluszki cały czas chcą się bawić z mamą/tatą.

Wiesz u nas z finansami jest trochę inaczej. Od zawsze mamy jedno konto wspólne, wspólne konto oszczędnościowe, auto, mieszkanie itp. Nigdy nie dzieliliśmy kasy na moją i męża, nikt nigdy nikomu nie wypomniał braku pracy czy mniejszych zarobków.
U nas jest tak samo 🙂 tylko krócej, bo razem jesteśmy 10 lat, a wspólny budżet mamy od 7.
 
reklama
Ja spotkałam dużo takich rodziców, gdzie tylko jedno pracuje. Tylko jak już mamy zostały w domu z małymi dziećmi, to później do pracy nie wracały wcale, albo do takiej, która im nie pasowała, po wielu latach. W jednym przypadku, który znam, to ojciec został z dzieckiem.

Ja mam taki problem z decyzyjnoscią, że zawsze konsultuję zakupy 🤦‍♀️ chociaż ostatnio to synek mi pomaga w wyborze 🙂 ale nie dlatego, że potrzebuję zgody na wydatki.

Teraz przyprowadzam dzieci na 8 i zabieram o 14:15. Wtedy są po obiedzie i przedszkolak po zajęciach. Jak pójdę do pracy to będę je zaprowadzała o 7:30, a mąż będzie odbierał o 15. Przedszkole mamy pod blokiem.
Mam wrażenie, że starsze dzieci już nie potrzebują tak często być z rodzicem. Mają już swoje zainteresowania, swoich kolegów. A te maluszki cały czas chcą się bawić z mamą/tatą.


U nas jest tak samo 🙂 tylko krócej, bo razem jesteśmy 10 lat, a wspólny budżet mamy od 7.
Taką konstrukcję rozumiem, doradzić się to spoko, miałam na myśli potrzebę uzyskania zgody
 
Mam wrażenie, że starsze dzieci już nie potrzebują tak często być z rodzicem. Mają już swoje zainteresowania, swoich kolegów. A te maluszki cały czas chcą się bawić z mamą/tatą
Mam 12 latka i 3 latkę w domu, każde na swój sposób potrzebuje rodzica. Mam wrażenie, że nastolatek nawet bardziej (może nie takiej dosłownej opieki), ale wsparcia w tym rozpoczynającym się okresie dojrzewania, pierwszych wyborów i ponoszenia ich konsekwencji ku drodze do pełnej samodzielności.
Jak widzisz, nie jesteś sama w podejmowaniu wyborów. Nigdy nie jest idealnie i trzeba iść na kompromis. Wszystko się ułoży, najgorsze są poczatki a później wpada się w trybiki.
Po powrocie z macierzyńskiego do nowej pracy nie raz miałam oczy na zapałki, bo moja córka miała częste pobudki nocne na karmienie. Nie raz nie miałam siły na nic tak samo jak i teraz gdy dzieciaki są starsze. Są takie dni, że rzuciłbym wszystko w cholerę i została w domu 😉 Później wszystko się układa i idzie się dalej.
 
To nie jest wcale tak, że starsze dzieci są mniej wymagające - mówi się małe na rękach, duże na głowie -i tak to właśnie jest. Czasem mówimy z mężem, że to nocne wstawanie czy histeria o lizaka to był pikuś w porównaniu do tego co jest obecnie. Owszem są samoobslugowi w wielu kwestiach ale w innych potrzebują nas bardziej niż wcześniej.
 
To nie jest wcale tak, że starsze dzieci są mniej wymagające - mówi się małe na rękach, duże na głowie -i tak to właśnie jest. Czasem mówimy z mężem, że to nocne wstawanie czy histeria o lizaka to był pikuś w porównaniu do tego co jest obecnie. Owszem są samoobslugowi w wielu kwestiach ale w innych potrzebują nas bardziej niż wcześniej.
Nie mówię, że są mniej wymagające ogólnie. Tylko wymagają właśnie mniej tego czasu "na rękach". Dzień sobie same zorganizują. w dodatku nie chodzą spać o 18, więc wracając z pracy o tej samej porze ma się więcej czasu dla nastolatka niż dla maluszka.
 
Nie mówię, że są mniej wymagające ogólnie. Tylko wymagają właśnie mniej tego czasu "na rękach". Dzień sobie same zorganizują. w dodatku nie chodzą spać o 18, więc wracając z pracy o tej samej porze ma się więcej czasu dla nastolatka niż dla maluszka.
Z tą organizacją czasu to bym polemizowała ale może jest różnie, mój młodszy syn sam to może obejrzeć coś w tv,w innym przypadku musi/chce mieć kompana ale z tą ilością czasu po powrocie do domu na pewno częściowo tak jest, że jest go więcej. Każdy etap rządzi się swoimi prawami.
 
Spieprzyłam coś z synkiem. Normalnie pracować zacznę w przyszłym tygodniu, w tym mam badania i szkolenie wstępne. A synek płacz i niedowierzanie od kiedy się dowiedział. Nie ma innego tematu już moja praca. "Mamo, nie idź" i tak dalej. Mówię, że chcę pracować, że będziemy mieć więcej pieniędzy. Nawet sobie wybrał zabawkę, którą mam mu kupić za pierwszą wypłatę. Nie wiem już, co mam zrobić, jak tłumaczyć. Pani w przedszkolu bardzo mi pomaga w tych tłumaczeniach, jej bardziej słucha. Ale ja mam już dość. Tracę cierpliwość do tego wiecznego marudzenia. Staram się stosować z nim jakieś techniki relaksacyjne, ale to nic nie daje. Odwracać uwagę, wymyślam zabawy, nawet ukochana babcia przyjechała, a on ciągle swoje. Mam coraz mniej cierpliwości do takiego zachowania, a jednocześnie wiem, że nie mogę tego pokazać dziecku - uspokajam jak potrafię. Synek jest teraz w ogromnym stresie i przeżywa; chcę, żeby miał we mnie oparcie. Do przedszkola biegał z uśmiechem, w tym tygodniu jest dramat. Sen się pogorszył, budzi się z krzykiem.

Dla porównania : córka nic. Czasem jak on mocno, długo płacze to i ona mu wtóruje.
 
Spieprzyłam coś z synkiem. Normalnie pracować zacznę w przyszłym tygodniu, w tym mam badania i szkolenie wstępne. A synek płacz i niedowierzanie od kiedy się dowiedział. Nie ma innego tematu już moja praca. "Mamo, nie idź" i tak dalej. Mówię, że chcę pracować, że będziemy mieć więcej pieniędzy. Nawet sobie wybrał zabawkę, którą mam mu kupić za pierwszą wypłatę. Nie wiem już, co mam zrobić, jak tłumaczyć. Pani w przedszkolu bardzo mi pomaga w tych tłumaczeniach, jej bardziej słucha. Ale ja mam już dość. Tracę cierpliwość do tego wiecznego marudzenia. Staram się stosować z nim jakieś techniki relaksacyjne, ale to nic nie daje. Odwracać uwagę, wymyślam zabawy, nawet ukochana babcia przyjechała, a on ciągle swoje. Mam coraz mniej cierpliwości do takiego zachowania, a jednocześnie wiem, że nie mogę tego pokazać dziecku - uspokajam jak potrafię. Synek jest teraz w ogromnym stresie i przeżywa; chcę, żeby miał we mnie oparcie. Do przedszkola biegał z uśmiechem, w tym tygodniu jest dramat. Sen się pogorszył, budzi się z krzykiem.

Dla porównania : córka nic. Czasem jak on mocno, długo płacze to i ona mu wtóruje.
Może po prostu musi się przekonać, że to nie będzie nic strasznego. Sama mówiłaś, że on się lubi martwić na zapas. Ja mam maluszka, więc ciężko mi coś doradzić, ale nie wiem... Może dać mu taki przykład, że bardzo się czegoś obawiał, a to wcale się nie okazało takie straszne? No i że tak samo będzie z pracą, albo znaleźć kolegę w przedszkolu, którego mama też pracuje i dać za przykład. Często na dzieci nie działają takie abstrakcyjne tłumaczenia a taki "twardy dowód" już tak. I na bank czuje też Twoje obawy...
 
reklama
Może po prostu musi się przekonać, że to nie będzie nic strasznego. Sama mówiłaś, że on się lubi martwić na zapas. Ja mam maluszka, więc ciężko mi coś doradzić, ale nie wiem... Może dać mu taki przykład, że bardzo się czegoś obawiał, a to wcale się nie okazało takie straszne? No i że tak samo będzie z pracą, albo znaleźć kolegę w przedszkolu, którego mama też pracuje i dać za przykład. Często na dzieci nie działają takie abstrakcyjne tłumaczenia a taki "twardy dowód" już tak. I na bank czuje też Twoje obawy...
Ja właśnie całkowicie przestałam się martwić pracą, bo martwię się synkiem. Pani w przedszkolu tłumaczy mu na swoim przykładzie : że przecież ona też jest w pracy. Ja mu tłumaczę na ukochanych cioć. Właściwie wszyscy nasi znajomi pracują, dzieci chodzą do placówek. Tylko u nas było tak, że mama w domu. Jak mąż "jeździ do pracy" to nie ma go cały dzień lub 2. Myślę, że synek z tym sobie kojarzy wychodzenie do pracy i przez to panikuje: że nie będzie mnie widział kilka dni. Tłumaczę, że to nie tak, że tylko tata czasem jeździ i go nie ma.

Żałuję, że mu powiedziałam tak wcześnie. Wyszło niechcący, bo dostałam telefon i rozmawiałam przy nim. Nie spodziewałam się tak gwałtownej reakcji.
 
Do góry