reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Praca i dzieci

Bo to nie chodzi o podawanie kawy - kawa w tym przypadku jest tylko alegorią ;-) Równie dobrze może to być stanowisko do wystawiania faktur czy wydawania towaru z magazynu. I w momencie kiedy ma się wybór pracy, która przynosiłaby satysfakcję, to dla mnie wybór jest oczywisty.
 
reklama
Właśnie ja też bym nie demonizowała różnych rodzajów pracy. U mnie w dziale pracuje dziewczyna, która przyszła na produkcję. Nie miała innej pracy, a wolała coś niż nic. Dopatrzyli się wykształcenia, umiejętności i ogarnięcia i popchnęli wyżej.
Dla mnie taki pracownik jest bardzo, bardzo cenny. Zna strukturę i specyfikę firmy na wylot, zna wartość pracy na najniższych szczeblach, jest pracowity i chętnie bym widziała u siebie kogoś takiego lub pracowała na podobnym stanowisku z taką osobą.
Przepraszam, ale ja wiem, że z pracownika nic nie będzie jak mówi z niechęcią, że podawanie kawy to jakaś ujma.
Ile razy robiłam kawę np. na spotkania, jak koleżanki zatrudnione do tego celu były chore, na urlopie lub musiały pilnie zrobić coś innego - nie zliczę. I powiem Wam, że nie tylko ja, ale i osoby na wyższych stanowiskach i nikt nie traktował tego jak wstyd.

To tak jakby ktoś sobie w domu kawy nie robił. Zupełnie nie rozumiem.
Ja też tego nie rozumiem. Bardzo mnie poruszyło dzielenie pracy na fajniejszą i gorszą. Słowa "pogarda" i "wyższość" nasuwają się same.
 
I w momencie kiedy ma się wybór pracy, która przynosiłaby satysfakcję, to dla mnie wybór jest oczywisty.
To o czym ta dyskusja? Czekam na pracę dającą satysfakcję i tyle.
Ja w ogóle nie rozumiem tutaj problemu. Wychodzi na to, że tylko praca, na którą się ktoś uprze (nie bójmy się tego słowa), może dać satysfakcję. Gdyby mi dwudziestopięcioletniej, marzącej o wykładaniu historii średniowiecznej Europy i pisaniu książek o Tudorach, powiedział, że będę z przyjemnością walczyć z listami płac i jpkami, to bym wyśmiała. Konieczność podjęcia pracy zmusiła mnie do otwarcia oczu, poszerzenia horyzontów, odkrycia szczęścia w tym co mam i okazuje się, że bardzo lubię tę robotę. Bardzo mnie bulwersuje gadanie, że papierkowa robota to nudy, mało ambitnie i w ogóle ostateczność.
 
Sama nie wiem, po co to piszę. Chyba potrzebuję się wygadać.

Po studiach pracowałam rok jako inżynier. Miałam umowę na czas określony, zaszłam w ciążę, umowa się skończyła. To było 4 lata temu. Niedawno córka poszła do żłobka, synek do przedszkola. Synek przedszkole uwielbia, córka toleruje żłobek. I przyszedł ten moment, w którym powinnam szukać pracy.

Mieszkam w małym mieście. Mogłabym pracować jako inżynier w odległości około 25 km od domu (mogę wrócić do firmy, w której pracowałam), w godzinach 8-16. Czyli w domu byłabym chwilę przed 17, a dzieci są szykowane do spania od 18 (kolacja, kąpiel, książka). Dla mnie to za mało czasu z nimi.
Mogłabym pracować w moim mieście, za najniższą krajową, w jakimś biurze - raczej bez możliwości rozwoju. Albo na zmiany, w równie słabo płatnym laboratorium. Praca na zmiany to tydzień widywania dzieci jedynie rano, przed przedszkolem.
Nic mi się nie podoba. W dodatku mąż niedawno założył własną działalność, nie ma szans na chorobowe - czyli ja musiałabym się opiekować dziećmi podczas chorób. Mąż mówi "poradzimy sobie". Ale on bierze pod uwagę pomoc mojej mamy. A moja mama wyraźnie powiedziała, że od czasu do czasu pomoże, ale na pewno nie więcej niż 2 dni z rzędu, bo to dla niej za duży wysiłek. Choroby nie trwają 2 dni.

Nie wiem, co robić. Czy szukać jakiejkolwiek pracy, czy wcale, czy takiej pod siebie, czy dla rodziny... Chcę wychodzić do ludzi, do pracy. A jednocześnie chcę mieć czas dla dzieci. Praca na pół etatu tylko w sklepie, ale to zdecydowanie nie dla mnie. Taka praca jest trudna fizycznie i generuje konflikty, a ja odporność na stres mam bardzo niską.

Mam wrażenie, że na wszystko narzekam i wszystko mi nie pasuje. Mąż mówi, że może mnie dalej utrzymywać albo mogę iść do pracy i wtedy on się zaangażuje w obowiązki domowe. A ja nie wiem, czego chcę. Najlepiej pracy blisko domu, z możliwością rozwoju, żeby o 15:30 być już z dziećmi. Ale na to nie mam szans. Myślałam o pracy biurowej póki dzieci są takie małe... Ale jak teraz się zasiedzę w biurze, to trudno mi będzie zacząć robić coś bardziej wymagającego za kilka lat. Jeśli chcę pracować w zawodzie, to powinnam teraz do niego wracać. Z drugiej strony dzieci tylko teraz są takie małe i potrzebują mamy trochę dłużej niż godzinę dziennie lub co drugi tydzień (przy pracy zmianowej). Jak sobie z tym poradzić?
Na Twoim miejscu poszukałabym czegoś blisko lub w niepełnym wymiarze godzin. Przecież nie musisz się zasiedzieć w mniej lubianej przez siebie pracy, możesz sobie postanowić, że za 2-3 lata zmieniasz i tyle. Myślę, że im dłuższa przerwa w pracy, tym ciężej będzie wrócić, a idealna praca może się nie trafić.
 
A nie masz żadnej opcji dogadać się w poprzedniej pracy na cześć etatu lub częściowo pracę zdalną?
Nie mam takiej możliwości. I tak dają mi szansę, proponując powrót. Albo przychodzę na określonych przez nich warunkach, albo szukają kogoś innego.

@Malina126 nie uważam żadnej pracy za gorszą. Akurat miałam okazję pracować w różnych miejscach (studenta wszędzie przyjmą). Pracowałam w call center, w sklepie budowlanym, w markecie na kasie. Pracowałam jako asystentka biura, miałam staż w laboratorium. Przez jakiś czas pracowałam jako kontroler jakości (na zmiany, ale dzieci nie było) i stamtąd zaczęłam pracę jako inżynier. Dopiero po urodzeniu dzieci zaczął utrzymywać mnie mąż, a i też nie tak od razu.
Po prostu widzę, do jakich zadań się nie nadaję. Nie lubię pracy z ludźmi, trudno jest mi zapamiętać imiona, jestem typem introwertyka - więc sekretarka byłaby ze mnie kiepska. Jednocześnie mam świetną pamięć do liczb, do rozwiązań technologicznych, jestem dokładna w swojej pracy. Te cechy pomagają w pracy inżyniera. Podobno w księgowości również 😉 Kiedyś wszyscy z działu technologicznego w mojej firmie poszli na produkcję pracować fizycznie, bo zabrakło pracowników. I to też jest OK, nie mam nic przeciwko. Chyba podświadomie wyrażam się bardziej krytycznie o zawodach, które nie pasują do moich umiejętności i predyspozycji. Nie uważam przez to, że osoby tak pracujące są gorsze, a wręcz przeciwnie - często podziwiam

Propozycja powrotu do poprzedniej pracy jest otwarta teraz, mogą na mnie poczekać miesiąc lub dwa, ale nie dłużej. Boję się, że będzie bardzo ciężko, gdy codziennie będę późno wracać. Że będę przemęczona, zwłaszcza na początku, przez co ucierpi i moja praca, i relacje z rodziną. Że zaraz dzieci się rozchorują i będę musiała wziąć chorobowe - przez co raczej nie przedłużą mi umowy po okresie próbnym. Rozumiem to, bo kto chce pracownika, którego wciąż trzeba zastępować? Chyba dlatego biorę pod uwagę prace, których nie bardzo będę lubić - mniejszy stres, że zaraz zostanę zwolniona, bo to przecież i tak nie moja praca marzeń.

A że długo jestem już w domu, to chciałam tu napisać, spojrzeć z innej perspektywy, nie tylko matki zajmującej się dziećmi.


W dodatku mąż chce kupić dom na wsi. To mnie też dobija. Niby nie jest daleko do miasta, ale ja musiałbym zawozić i odbierać dzieci. To też mocno ogranicza. I wtedy odpada powrót na poprzednie stanowisko, bo to w ogóle nie po drodze...
 
Dobra, to ja Ci napiszę jak wygląda nasz dzień, w styczniu kupujemy drugi samochód, więc będzie lżej, ale i tak.
Oboje pracujemy w miejscowości A, mieszkamy we wsi B, dzieci chodzą do przedszkola w miejscowości C. Z domu do obu miejscowości mamy 12 km w jedną stronę. To uwaga.
Pobudka o 6.30 on, ja 6.45. O 7.15 wychodzimy, jedziemy jednym autem do przedszkola do C, potem z C do A na ósmą do korpo męża, mnie wyrzuca po drodze do biura. Pracujemy do 13, ale ja czekam na niego do 16, bo dojazdu na wieś nie mam (wcześniej ja jeździłam autem, a on dojeżdżał busem pracowniczym, ale skasowali linię od września). O 16.30 jesteśmy w C po dziewczynki, o 17 w domu. Jeśli starsza nie spała, to idzie się kąpać i spać o 18, jeśli nie, to obie do mycia i spania o 20 max.
W środy mam wolne albo pracuję zdalnie jeśli jest dużo roboty, bo wtedy mamy otwarte od 16-20, a obecnie nie miałabym jak dojechać, więc dopóki nie mamy drugiego auta, to siedzę na wsi.
De facto każdego dnia jesteśmy wszyscy ze sobą jakieś 3-4 godziny. I co? No i nic, co mam Ci powiedzieć? Nie myślimy o rozwodzie, dzieci psychikę póki co mają okej, w zeszłym tygodniu starsza mi powiedziała, że jestem supermamą, obie codziennie się całują, przytulają, my je też, sami siebie też całujemy i tulimy, jemy, śpimy, kąpiemy się, psa nakarmimy, zakupy zdążymy zrobić, a i wieczorkiem czasem jakaś lampka wina wleci. Życie. Czy jest lekko? Kurde, czasem nie wiem jak się z wanny wygrzebię, bo mnie d. boli i bywa, że jak już mam okazję zjeść w spokoju, to jest 21 i mi się już nie chce. Mam często wrażenie, że nawalam jako matka i żona, ale dostaję co jakiś czas info z obu stron, że jest git. W strefie komfortu byłam ostatnio na drugim roku studiów w 2006, nie licząc sporadycznych okazji. I myślę, że tak wygląda codzienne życie wielu osób, które nie mają pracy pod domem lub w domu albo nie mają dzieci lub ich dzieci są już bardzo wyrośnięte. Tak to po prostu jest.
 
Bo to nie chodzi o podawanie kawy - kawa w tym przypadku jest tylko alegorią ;-) Równie dobrze może to być stanowisko do wystawiania faktur czy wydawania towaru z magazynu. I w momencie kiedy ma się wybór pracy, która przynosiłaby satysfakcję, to dla mnie wybór jest oczywisty.
Jasne, ja to rozumiem. Mi chodziło po prostu o to, że żadna praca nie zaczyna się od bycia dyrektorem. A nawet jeśli to alegoria, to trochę taka przykra... dla mniej im więcej człowiek zobaczy, poczuje, doświadczy, tym lepiej dla niego, serio w moim odczuciu jest to i parzenie kawy, i latanie z tacą i odbieranie telefonów.
 
reklama
Eee, to się tylko tak na początku wydaje. Będzie dobrze. Człowiek do wszystkiego się przyzwyczai, a przecież nie idziesz do zupełnie nowej pracy w nowej branży tylko na "stare śmieci" ;)
No ja mam dużo szczęścia. Babcia jest na miejscu. A u mnie w pracy jest bardzo łatwo się dogadać jeśli chodzi o elastyczne godziny, pracę zdalną itp. Jedyny minus jest taki, że mąż pracuje sporo ponad normę i baaardzo często w soboty. No ja też muszę dojechać ponad 20 km, ale ja jadę 20 minut.

@ZielonaMamma skoro boisz się, że nie dasz rady w starej pracy to może spróbuj. W najgorszym wypadku nie będą kontynuować umowy po okresie próbnym i wtedy będziesz miała jasną odpowiedź, że trzeba szukać czegoś innego. Poza tym zawsze sama możesz zrezygnować. Umowa o pracę to nie dożywotnia zsyłka na Sybir.
 
Do góry