Za niecałe 3 tygodnie minie 15 miesięcy od tego wyjątkowego wydarzenia, które wywróciło nasze życie do góry nogami! 20 grudnia 2009 roku powitaliśmy na świecie naszego synka-Filipka. Musieliśmy być w takiej chwili razem-nie mogło być inaczej!
Filip nie był planowanym dzieckiem. Znaliśmy się z obecnym mężem zaledwie 8 miesięcy. Dlatego wiadomość o ciąży była dla nas wielkim zaskoczeniem. Z początku baliśmy się, że nie damy rady wychować dziecka i że nie jesteśmy jeszcze gotowi na takie poświęcenie, jakie nas teraz czekało. Jednak "Fasolka" już była i chcąc nie chcąc musieliśmy się odpowiednio przygotować i wzajemnie wspierać. Tym bardziej, że okazało się, że ciąża jest zagrożona i pierwsze 4 miesiące spędzę w łóżku. Mimo, że my mieliśmy strach w oczach, nasza cała rodzina była podekscytowana perspektywą pojawienia się nowego członka rodziny.
Datę porodu miałam wyznaczoną na 25 grudnia 2009 roku. Bardzo chcieliśmy poznać płeć naszego dziecka. Naszczęście udało nam się to już w 20 tygodniu ciąży. Jednak ogromne było nasze zdziwienie, kiedy lekarz oznajmił, że będzie to chłopczyk. Prawie spadłam z kozetki! Byłam strasznie zaskoczona, ponieważ praktycznie od samego początku wszystko wskazywało na dziewczynkę, zwłaszcza ten ogromny apetyt na słodycze! Nawet znajomi i rodzina wmawiali mi, że to będzie dziewczynka- a bo to cera ci się zepsuła, a bo dużo i szybko przytyłaś, no i najgorsze, że "źle" wyglądasz. A tu taka niespodzianka-SYN!! Szczerzę mówiąc liczyliśmy po cichu na chłopczyka
Od około 7 miesiąca wszystko się zmieniło. Apetyt zmalał, cera się poprawiła, kilogramów nie przybierałam już tak szybko, a wręcz przeciwnie-zaczęłam je trochę gubić. No i dopiero zaczęłam tak naprawdę kwitnąć! Brzuszek był mały-jak piłeczka. W ostateczności przytyłam 8 kg. Czułam się świetnie. Każdy zauważył moją nagłą zmianę nastroju. Zrobiłam się bardziej aktywna i towarzyska. Chętniej wychodziłam z domu. Zaczęłam nawet ćwiczyć jogę. Mąż w kółko powtarzał mi, że pięknie wyglądam. Zaczęły się zakupy, wyprawka, wózek, łóżeczko-tyle frajdy!
Mijały tygodnie. Przyszedł grudzień, dokładnie 19-sty. Był to mój 40 tydzień ciąży. Wieczorem dostałam lekkiego krwawienia, które nie chciało ustąpić. Na moje nieszczęście byłam sama w domu. Zadzwoniłam szybko do męża i spakowałam resztę potrzebnych mi rzeczy do torby, która od kilku dni czekała już w przedpokoju. W drodzę do szpitala panikowałam, ponieważ była to moja pierwsza ciąża i nie wiedziałam co takie nagłe krwawienie może oznaczać i czy jest ono niebezpieczne dla dziecka. W szpitalu byliśmy po 23:00. Zostaliśmy odrazu przyjęci i okazało się, że jest to wyciekający płyn owodniowy. W związku z tym musiałam już zostać w szpitalu do czasu porodu. Naszczęscie nie było to groźne dla dziecka.
Poród trwał 11 godzin... 11 godzin w bólu, cierpieniu i męczących, regularnych skurczach! Jednak równo o godzinie 23:00 Filipek leżał już na moim brzuszku. Trudno mi jest wspominać poród szczegółowo, bo nie wszystko zdążyłam ogarnąć i zapamiętać. Po przyjściu na położnictwo, zostałam położona na porodówce. Podłączono mi KTG, które ciągle musięli mi poprawiać, ponieważ ból był tak silny, że nie mogłam uleżeć. Wstawałam, kucałam, siadałam jednak nic nie pomagało. Mało tego z każdym nadchodzącym skurczem musiałam zwymiotować. Mąż podkładał mi basen, żebym tylko nie zabrudziła całej sali. Skurcze mnie wykańczały-zaczęłam majaczyć, przysypiać, byłam po prostu wyczerpana... Na widok położnej odzyskałam jednak siły, a tym bardziej gdy powiedziała-"ma pani rozwarcie na 5 palców". No i chyba z tego całego szczęścia odeszły mi wody. To, co działo się dalej pamiętam jak przez mgłę. Mam w głowie kilka szczegółów, jak to, że zadrapałam mężowi rękę, krzyczałam i piszczałam. Jednak mąż wciąż do mnie spokojnie mówił i podtrzymywał mi głowę, powtarzał mi, żebym oddychała. Dodawał mi sił, pomiędzy skurczami, które sprawiały wrażenie, jakby chciały rozerwać mi brzuch! Po kilku minutach, położna oznajmiła, że czas już przeć, a ja poczułam, jak zbiera się we mnie energia. Myślałam tylko o tym, żeby nasze dziecko przyszło na świat całe i zdrowe. Miałam zamknięte oczy, i nagle poczułam, jak malutki ląduje na moim brzuchu
Płakał.. Był taki śliczny i bezbronny.. Patrzyliśmy na niego z mężem jak zaczarowani-"jaki on piękny"!
Z wielkim wysiłkiem synek otworzył oczka i spojrzał na nas pierwszy raz. My powitaliśmy go uśmiechem na świecie. Trzymałam go delikatnie i mówiłam do niego po imieniu, szeptałam mu, że go kocham, a mąż..Hmm..Jego łzy mówiły wszystko! Po chwili przeciął pępowinę. Potem synek został zabrany do mierzenia i ważenia, a ja zostałam zszyta. Mąż poszedł razem z położną obejrzeć synka oraz zrobić mu jego pierwsze pamiątkowe zdjęcie
Pytany teraz, jak wspomina poród, odpowiada-"Super!".
Na salę wróciłam na wózku, ale nie mogłam uleżeć. Razem z mężem czekaliśmy na naszą kruszynkę. Kiedy pielęgniarka przyniosła nam synka takiego czyściutkiego, ubranego i zawiniętego w rożek, nie mogliśmy się na niego napatrzeć. Każdy jego gest, ruch, skrzywiona minka wzbudzała w nas szczęście i zachwyt. Miał takie długie i czarne włoski. Zupełnie jak ja, gdy byłam mała. No i to była jedyna rzecz, którą odziedziczył po mnie-reszta była już po tatusiu
Filip ważył 3.450 kg oraz miał 54 cm. Dostał 10 na 10 punktów w skali Apgara. Byliśmy tacy dumni! Położna pomogła mi przystawić małego do piersi i odrazu zaczął ssać. Byliśmy szczęśliwi, że wszystko poszło tak, jakbyśmy tego chcieli. Mieliśmy już wszystko. Staliśmy się pełną, kochającą się rodzinką. Wysłaliśmy jeszcze na koniec zdjęcie naszej pociechy do calej rodziny, przyjaciół i znajomych. Chcieliśmy się podzielić naszym szczęściem jak najszybciej!
Teraz po ponad roku od porodu bardzo często wspominamy z mężem tamte chwile. Zwłaszcza, gdy widzimy nasze maleństwo jak się rozwija, rośnie i robi coraz to większe postępy. Kolejny poród też przeżyjemy wspólnie, ponieważ jestem w 3 miesiącu ciąży! I tym razem jest to ciąża planowana
Mój mąż niczym się nie zraził do mnie, a wręcz przeciwnie-patrzy teraz na mnie z wielkim szacunkiem i podziwem, że ma taką dzielną żonę. A pojawienie się naszego synka na świecie, jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyło i kochamy się dwa razy mocniej! To jest nasz wspólny cud..
Pozdrawiam, Katarzyna Mondra.