Ciekawy temat... Rodzilam dawno temu, kiedy o obecnosci ojca przy porodzie nie bylo mowy. Generalnie porod przypominal tasme produkcyjna, czulam sie malo ludzko, osamotniona, z niesympatycznymi, rozdraznionymi, obcymi ludzmi wokol. W tej chwili mam opcje bycia z najblizszym mezczyzna podczas porodu i powiem ze mi sie to podoba. On kiedys twierdzil ze chce, ale po tym jak byl przy mnie kiedy tracilismy dziecko, zaczal sie wahac. Po prostu nie jest pewien, czy chce widziec jak cierpie. Powiedzial jednak, ze jesli uwazam, ze bedzie mi tam potrzebny to on idzie. Ja mysle ze chce zeby byl ze mna, nawet, gdybym sie miala przy porodzie obsr...c po pachy. Porod - umowmy sie - jest daleki od ekstazy, przynajmniej poki dziecko sie nie urodzi i dobrze w takim czasie miec przy sobie kogos bliskiego, nawet, jesli on moze tylko za reke potrzymac. Grunt zeby mdlejac nie padl pod nogi poloznej.;-)