reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Podziel się historią

reklama
Ja w tej chwili jestem po dwóch porodach sn i jednym cc. Z mojej perspektywy dochodzenie do siebie trwało tyle samo. Jednak następnym razem chciałbym rodzic sn, bez wskazań medycznych nie zdecydowałabym się na cc.


Napisane na iPhone w aplikacji Forum BabyBoom
 
Witam. 4 porody siłami natury.
Pierwszy nie powiem tragiczny ale to bylo ponad 11 lat temu i w miejskim szpitalu gdzie jak sie okazało traktowali jak za czasòw mojej mamy. Kolejne 3 porody mimo wywoływania to 2h w sumie. Skakałam i chodziłam 3 godziny po już jakbym nie rodziła☺
Sam okres partych trwał w każdym wypadku tylko 5 minut. Dwa parte i po wszystkim.
Cieżkie ciąże ale za to porody gładkie.
Pozdrawiam
 
Witam. 4 porody siłami natury.
Pierwszy nie powiem tragiczny ale to bylo ponad 11 lat temu i w miejskim szpitalu gdzie jak sie okazało traktowali jak za czasòw mojej mamy. Kolejne 3 porody mimo wywoływania to 2h w sumie. Skakałam i chodziłam 3 godziny po już jakbym nie rodziła[emoji5]
Sam okres partych trwał w każdym wypadku tylko 5 minut. Dwa parte i po wszystkim.
Cieżkie ciąże ale za to porody gładkie.
Pozdrawiam
Jakie miasto

Wysłane z mojego PSP3505DUO przy użyciu Tapatalka
 
Hej :)

Hmmm....na forum jestem odkąd zaczęłam starać się o Maleństwo. Przez całą ciążę udzielałam się na forum wrześnióweczek, bo na wrzesień miałam termin. Urodziłam w sierpniu. Pozdrawiam gorąco dziewczyny z wrześniówek 2016 :) Od porodu mało udzielam się na forum. Dzisiaj tu jestem bo.... niestety czasem wracają do mnie te chwile z porodu. I tu można się wygadać. Na wstępie chcę zaznaczyć, że piszę to z chęci "wygadania" się, ale przede wszystkim żeby uczulić wszystkie dziewczyny na forum na szybkie reagowanie, absolutnie nie po to, żeby straszyć.

Miałam termin na 4 września 2016r.
16 sierpnia miałam zwykłą kontrolną wizytę u prowadzącej gin. Badanie w porządku. Dzidziuś super. Waży ok. 3 300. Łożysko dobrze. Szyjka rozwarta na palec. Wszystko super. Ale dla pewnego obrazu sytuacji, bo w 29 tyg. byłam na podtrzymaniu moja skrupulatna Pani dr. chce jeszcze zrobić KTG. Nie ma sprawy. Leżę na łóżku, pielęgniarka podłącza KTG. Leci zapis, a ja patrzę przez okno i myślę uradowana co jeszcze kupić mojemu Skarbowi, bo po wizycie jestem umówiona z siostrą na zakupy....nagle czuję jak dziecko przesuwa mi się pod żołądek. Brzuch nagle zmienia kształt. Czuje, że Mała zaraz wydrze się na zewnątrz przez mój mostek. W tym czasie aparatura piszczy "bradykardia". Pielęgniarki nie ma. Z całych sił próbuję wstać. Udaje mi się usiąść. Nagle dziecko spowrotem ląduje na miejscu,a zapis KTG pięknie leci. Za chwilę wchodzi pielęgniarka. Daje mi zapis i patrząc na zapis z bradykardią mówi " Znowu sprzęt się sypie".

Z zapisem wracam do mojej prowadzącej Pani dr. Mina lekarki po rzuceniu okiem na zapis przerażająca. Każe mi siadać. Pyta co się stało. To jej opowiadam co miało miejsce podczas KTG. Pani dr. mówi mi, że taki zapis KTG na porodówce od razu wysyła pacjentkę na cesarkę. Jestem przerażona. Bradykardia u mojego dziecka? A jeszcze pol godz. temu wszystko było ok. Lekarka daje mi skierowanie do szpitala. Każe jechać od razu na IP nie do domu po rzeczy. W między czasie dzwoni do szpitala do lekarza dyżurującego i każe mnie od razu podłączać do KTG bo podejrzewa bradykardię u dziecka. Jestem w panice. Ręce mi się pocą. Serce łomocze. Jadę do szpitala. Na IP już czeka na mnie lekarz. Od razu na PORODÓWKĘ. Tam podłącza mnie do KTG i oczywiście bada. Niby wszystko OK. Po godzinnym zapisie KTG nie wykazało żadnych nieprawidłowości. Kamień spada mi z serca. Pielęgniarka miała rację, KTG w przychodni znów nawala, myślę. Ucieszona leżę sobie pod KTG i słucham serduszka mojej Córeczki. Wpada spanikowana mama i siostra choć nie wolno. Ale nikogo nie było ;) powiedziałam, że to fałszywy alarm. Mama uspokojona wyszła....nagle czuję mokro między nogami....nagle strach w oczach...wody płodowe myślę...wołam położną....Położna zagląda...krew.... "to pewnie z szyjki po badani" mówi....trochę się uspokajam..położna wychodzi..ja nadal pod KTG...zaraz wraca położna z drugą....zaglądają mi w krocze....jedna patrzy na drugą....wołają lekarza....lekarz bada.... "to niestety nie z szyjki, musimy ciąć" mówi....a mi świat wiruje nad głową...pytam co się dzieje...a on, że łożysko sie odkleiło...wzywają ordynatora....biorą usg...ordynator: " natychmiast przerywamy ciążę" ....to co się wtedy działo....biegają wkoło mnie...rozbierają, ubierają w te ich szmaty...każą podpisywać papiery...ja się trzęsę a lekarz do mnie "spokojnie...robię to pierwszy raz....żartuję!"...wychodzi....kładą nie...nieudolnie wkładają wenflon...a ja umieram ze strachu o moje Maleństwo....już jedziemy na blok....tam anestyziolog, drugi lekarz..i pełno innych ludzi....a ja trzęsę się ze strachu....dostaję znieczulenie w lędźwia... kładę się....lekarz dotyka mojego brzucha i pyta czy coś czuję...mówię, że czuję...bo czułam wszystko....na co on, że nie może dłużej czekać bo dziecko się udusi....nagle cięcie....niesamowity ból...a zaraz potem szarpanie mojego brzucha....ból nie do zniesienia...czuję jak krew gorąca spływa mi po plecach....wyrywam z bólu rękę anestezjologowi..a ta każe mi jej nie wyrywać bo jestem podłączona do aparatury...wołam z bólu....czuję jak wyszarpują dziecko....mówią jeszcze chwilkę...ja konam z bólu, czuję jak stado wilków wyrywa mi wnętrzności...nikomu nie życzę takiego cierpienia...nikomu...wyciągają moją Córeczkę, słyszę Jej płacz i nie moge opanować łez i beczę razem z nią....świat kręci mi się przed oczami....nagle przy policzku widzę moje kochane Słoneczko..ból nadal nie do wytrzymania....po czym odlatuję

W papierach ze szpitala mam, że zastosowali u mnie znieczulenie podpajęczynówkowe oraz narkozę ogólną. To totalna bzdura. Aby być znieczulonym narkozą ogólna trzeba być intubowanym. Ja po prostu odleciałam z bólu.

gdy się budzę już nie czuję bólu, a lekarze kończą szyć. Tłumaczą, że nie mogli czekać. Przepraszają. Ja tylko pytam o dziecko. Wszystko dobrze. 9 pkt.

Ogólnie jestem wdzięczna. Po cesarce okazało się, że faktycznie łożysko się odkleiło. Kiedy?Nie wiem. Uratowali moje Najcudowniejsze Słoneczko. Skarb mój najcenniejszy. Mnie w sumie też. Mogłam się wykrwawić. Ale trauma pozostaje. Często wracam myślami do tego dnia. Po porodzie bałam się depresji, ale dzięki mojej Mamie jakoś przetrwałam trudny czas. zaraz po porodzie powiedziałam sobie nigdy więcej dzieci. Ale teraz wiem, że chcę jeszcze mieć dzieci. Nie wiem czy dla siebie, czy dla Emilki. Chcę, żeby miała kogoś na kim będzie mogła polegać, jak ja na swoim rodzeństwie.

Ja po cc raczej będę mieć drugą cc. Ale jeśli miałabym wybór. To pomimo mojego koszmarnego porodu mimo wszystko chyba wole cesarkę. Tyle wrzasków, tyle histerii, tyle złych opowieści było na porodówce od dziewczyn które rodziły sn, że się boję. Myślę, że historia się nie powtórzy i nie przyjdzie mi ponownie rodzić przez cc bez znieczulenia.

Po co to piszę? Żeby Was ostrzec dziewczyny. Z każdym, nawet najmniejszym problemem lećcie do lekarza. Z każdym. Ja bym z domu nie dojechała. Albo bym straciła Emilke, albo byłaby warzywkiem, albo ja bym sie wykrwawiła. A cała niemal ciąża przebiegała prawidłowo. Codziennie dziękuję Bogu za moją Córeczkę, za cud Jej narodzin. Bo to był cud. Gdyby nie moja wizyta kontrolna, nie zdążyłabym. Gdyby KTG się nie zepsuło nie zdążyłabym. Gdyby lekarz zdecydował się czekać na znieczulenie, może by nie zdążył.

Dbajcie o siebie. Nieważne co mówią inni. Na przekór wszystkim obchodźcie się ze sobą jak ze zgniłymi jajami. Ciąża to nie choroba, ale uwagi na siebie i przede wszystkim Maleństwo nigdy za wiele!

:*
 
Ostatnia edycja:
Hej :)

Hmmm....na forum jestem odkąd zaczęłam starać się o Maleństwo. Przez całą ciążę udzielałam się na forum wrześnióweczek, bo na wrzesień miałam termin. Urodziłam w sierpniu. Pozdrawiam gorąco dziewczyny z wrześniówek 2016 :) Od porodu mało udzielam się na forum. Dzisiaj tu jestem bo.... niestety czasem wracają do mnie te chwile z porodu. I tu można się wygadać. Na wstępie chcę zaznaczyć, że piszę to z chęci "wygadania" się, ale przede wszystkim żeby uczulić wszystkie dziewczyny na forum na szybkie reagowanie, absolutnie nie po to, żeby straszyć.

Miałam termin na 4 września 2016r.
16 sierpnia miałam zwykłą kontrolną wizytę u prowadzącej gin. Badanie w porządku. Dzidziuś super. Waży ok. 3 300. Łożysko dobrze. Szyjka rozwarta na palec. Wszystko super. Ale dla pewnego obrazu sytuacji, bo w 29 tyg. byłam na podtrzymaniu moja skrupulatna Pani dr. chce jeszcze zrobić KTG. Nie ma sprawy. Leżę na łóżku, pielęgniarka podłącza KTG. Leci zapis, a ja patrzę przez okno i myślę uradowana co jeszcze kupić mojemu Skarbowi, bo po wizycie jestem umówiona z siostrą na zakupy....nagle czuję jak dziecko przesuwa mi się pod żołądek. Brzuch nagle zmienia kształt. Czuje, że Mała zaraz wydrze się na zewnątrz przez mój mostek. W tym czasie aparatura piszczy "bradykardia". Pielęgniarki nie ma. Z całych sił próbuję wstać. Udaje mi się usiąść. Nagle dziecko spowrotem ląduje na miejscu,a zapis KTG pięknie leci. Za chwilę wchodzi pielęgniarka. Daje mi zapis i patrząc na zapis z bradykardią mówi " Znowu sprzęt się sypie".

Z zapisem wracam do mojej prowadzącej Pani dr. Mina lekarki po rzuceniu okiem na zapis przerażająca. Każe mi siadać. Pyta co się stało. To jej opowiadam co miało miejsce podczas KTG. Pani dr. mówi mi, że taki zapis KTG na porodówce od razu wysyła pacjentkę na cesarkę. Jestem przerażona. Bradykardia u mojego dziecka? A jeszcze pol godz. temu wszystko było ok. Lekarka daje mi skierowanie do szpitala. Każe jechać od razu na IP nie do domu po rzeczy. W między czasie dzwoni do szpitala do lekarza dyżurującego i każe mnie od razu podłączać do KTG bo podejrzewa bradykardię u dziecka. Jestem w panice. Ręce mi się pocą. Serce łomocze. Jadę do szpitala. Na IP już czeka na mnie lekarz. Od razu na PORODÓWKĘ. Tam podłącza mnie do KTG i oczywiście bada. Niby wszystko OK. Po godzinnym zapisie KTG nie wykazało żadnych nieprawidłowości. Kamień spada mi z serca. Pielęgniarka miała rację, KTG w przychodni znów nawala, myślę. Ucieszona leżę sobie pod KTG i słucham serduszka mojej Córeczki. Wpada spanikowana mama i siostra choć nie wolno. Ale nikogo nie było ;) powiedziałam, że to fałszywy alarm. Mama uspokojona wyszła....nagle czuję mokro między nogami....nagle strach w oczach...wody płodowe myślę...wołam położną....Położna zagląda...krew.... "to pewnie z szyjki po badani" mówi....trochę się uspokajam..położna wychodzi..ja nadal pod KTG...zaraz wraca położna z drugą....zaglądają mi w krocze....jedna patrzy na drugą....wołają lekarza....lekarz bada.... "to niestety nie z szyjki, musimy ciąć" mówi....a mi świat wiruje nad głową...pytam co się dzieje...a on, że łożysko sie odkleiło...wzywają ordynatora....biorą usg...ordynator: " natychmiast przerywamy ciążę" ....to co się wtedy działo....biegają wkoło mnie...rozbierają, ubierają w te ich szmaty...każą podpisywać papiery...ja się trzęsę a lekarz do mnie "spokojnie...robię to pierwszy raz....żartuję!"...wychodzi....kładą nie...nieudolnie wkładają wenflon...a ja umieram ze strachu o moje Maleństwo....już jedziemy na blok....tam anestyziolog, drugi lekarz..i pełno innych ludzi....a ja trzęsę się ze strachu....dostaję znieczulenie w lędźwia... kładę się....lekarz dotyka mojego brzucha i pyta czy coś czuję...mówię, że czuję...bo czułam wszystko....na co on, że nie może dłużej czekać bo dziecko się udusi....nagle cięcie....niesamowity ból...a zaraz potem szarpanie mojego brzucha....ból nie do zniesienia...czuję jak krew gorąca spływa mi po plecach....wyrywam z bólu rękę anestezjologowi..a ta każe mi jej nie wyrywać bo jestem podłączona do aparatury...wołam z bólu....czuję jak wyszarpują dziecko....mówią jeszcze chwilkę...ja konam z bólu, czuję jak stado wilków wyrywa mi wnętrzności...nikomu nie życzę takiego cierpienia...nikomu...wyciągają moją Córeczkę, słyszę Jej płacz i nie moge opanować łez i beczę razem z nią....świat kręci mi się przed oczami....nagle przy policzku widzę moje kochane Słoneczko..ból nadal nie do wytrzymania....po czym odlatuję

W papierach ze szpitala mam, że zastosowali u mnie znieczulenie podpajęczynówkowe oraz narkozę ogólną. To totalna bzdura. Aby być znieczulonym narkozą ogólna trzeba być intubowanym. Ja po prostu odleciałam z bólu.

gdy się budzę już nie czuję bólu, a lekarze kończą szyć. Tłumaczą, że nie mogli czekać. Przepraszają. Ja tylko pytam o dziecko. Wszystko dobrze. 9 pkt.

Ogólnie jestem wdzięczna. Po cesarce okazało się, że faktycznie łożysko się odkleiło. Kiedy?Nie wiem. Uratowali moje Najcudowniejsze Słoneczko. Skarb mój najcenniejszy. Mnie w sumie też. Mogłam się wykrwawić. Ale trauma pozostaje. Często wracam myślami do tego dnia. Po porodzie bałam się depresji, ale dzięki mojej Mamie jakoś przetrwałam trudny czas. zaraz po porodzie powiedziałam sobie nigdy więcej dzieci. Ale teraz wiem, że chcę jeszcze mieć dzieci. Nie wiem czy dla siebie, czy dla Emilki. Chcę, żeby miała kogoś na kim będzie mogła polegać, jak ja na swoim rodzeństwie.

Ja po cc raczej będę mieć drugą cc. Ale jeśli miałabym wybór. To pomimo mojego koszmarnego porodu mimo wszystko chyba wole cesarkę. Tyle wrzasków, tyle histerii, tyle złych opowieści było na porodówce od dziewczyn które rodziły sn, że się boję. Myślę, że historia się nie powtórzy i nie przyjdzie mi ponownie rodzić przez cc bez znieczulenia.

Po co to piszę? Żeby Was ostrzec dziewczyny. Z każdym, nawet najmniejszym problemem lećcie do lekarza. Z każdym. Ja bym z domu nie dojechała. Albo bym straciła Emilke, albo byłaby warzywkiem, albo ja bym sie wykrwawiła. A cała niemal ciąża przebiegała prawidłowo. Codziennie dziękuję Bogu za moją Córeczkę, za cud Jej narodzin. Bo to był cud. Gdyby nie moja wizyta kontrolna, nie zdążyłabym. Gdyby KTG się nie zepsuło nie zdążyłabym. Gdyby lekarz zdecydował się czekać na znieczulenie, może by nie zdążył.

Dbajcie o siebie. Nieważne co mówią inni. Na przekór wszystkim obchodźcie się ze sobą jak ze zgniłymi jajami. Ciąża to nie choroba, ale uwagi na siebie i przede wszystkim Maleństwo nigdy za wiele!

:*
Mam dreszcze po przeczytaniu Twojego postu... Dobrze, że wszystko skończyło się szczęśliwie...
 
Mój poród był niestety bardzo ciężki. Rodziłam w Hiszpanii, w Barcelonie. Odeszły mi wody i nie pojawiły się skurcze, stąd konieczność wywoływania. Od odejścia wód do narodzin minęły 42 godziny, a od pierwszego wywołanego skurczu 26!
Dodam jednak, że opieka była pierwsza klasa i nie żałuję wyboru.
 
reklama
Hej :)

Hmmm....na forum jestem odkąd zaczęłam starać się o Maleństwo. Przez całą ciążę udzielałam się na forum wrześnióweczek, bo na wrzesień miałam termin. Urodziłam w sierpniu. Pozdrawiam gorąco dziewczyny z wrześniówek 2016 :) Od porodu mało udzielam się na forum. Dzisiaj tu jestem bo.... niestety czasem wracają do mnie te chwile z porodu. I tu można się wygadać. Na wstępie chcę zaznaczyć, że piszę to z chęci "wygadania" się, ale przede wszystkim żeby uczulić wszystkie dziewczyny na forum na szybkie reagowanie, absolutnie nie po to, żeby straszyć.

Miałam termin na 4 września 2016r.
16 sierpnia miałam zwykłą kontrolną wizytę u prowadzącej gin. Badanie w porządku. Dzidziuś super. Waży ok. 3 300. Łożysko dobrze. Szyjka rozwarta na palec. Wszystko super. Ale dla pewnego obrazu sytuacji, bo w 29 tyg. byłam na podtrzymaniu moja skrupulatna Pani dr. chce jeszcze zrobić KTG. Nie ma sprawy. Leżę na łóżku, pielęgniarka podłącza KTG. Leci zapis, a ja patrzę przez okno i myślę uradowana co jeszcze kupić mojemu Skarbowi, bo po wizycie jestem umówiona z siostrą na zakupy....nagle czuję jak dziecko przesuwa mi się pod żołądek. Brzuch nagle zmienia kształt. Czuje, że Mała zaraz wydrze się na zewnątrz przez mój mostek. W tym czasie aparatura piszczy "bradykardia". Pielęgniarki nie ma. Z całych sił próbuję wstać. Udaje mi się usiąść. Nagle dziecko spowrotem ląduje na miejscu,a zapis KTG pięknie leci. Za chwilę wchodzi pielęgniarka. Daje mi zapis i patrząc na zapis z bradykardią mówi " Znowu sprzęt się sypie".

Z zapisem wracam do mojej prowadzącej Pani dr. Mina lekarki po rzuceniu okiem na zapis przerażająca. Każe mi siadać. Pyta co się stało. To jej opowiadam co miało miejsce podczas KTG. Pani dr. mówi mi, że taki zapis KTG na porodówce od razu wysyła pacjentkę na cesarkę. Jestem przerażona. Bradykardia u mojego dziecka? A jeszcze pol godz. temu wszystko było ok. Lekarka daje mi skierowanie do szpitala. Każe jechać od razu na IP nie do domu po rzeczy. W między czasie dzwoni do szpitala do lekarza dyżurującego i każe mnie od razu podłączać do KTG bo podejrzewa bradykardię u dziecka. Jestem w panice. Ręce mi się pocą. Serce łomocze. Jadę do szpitala. Na IP już czeka na mnie lekarz. Od razu na PORODÓWKĘ. Tam podłącza mnie do KTG i oczywiście bada. Niby wszystko OK. Po godzinnym zapisie KTG nie wykazało żadnych nieprawidłowości. Kamień spada mi z serca. Pielęgniarka miała rację, KTG w przychodni znów nawala, myślę. Ucieszona leżę sobie pod KTG i słucham serduszka mojej Córeczki. Wpada spanikowana mama i siostra choć nie wolno. Ale nikogo nie było ;) powiedziałam, że to fałszywy alarm. Mama uspokojona wyszła....nagle czuję mokro między nogami....nagle strach w oczach...wody płodowe myślę...wołam położną....Położna zagląda...krew.... "to pewnie z szyjki po badani" mówi....trochę się uspokajam..położna wychodzi..ja nadal pod KTG...zaraz wraca położna z drugą....zaglądają mi w krocze....jedna patrzy na drugą....wołają lekarza....lekarz bada.... "to niestety nie z szyjki, musimy ciąć" mówi....a mi świat wiruje nad głową...pytam co się dzieje...a on, że łożysko sie odkleiło...wzywają ordynatora....biorą usg...ordynator: " natychmiast przerywamy ciążę" ....to co się wtedy działo....biegają wkoło mnie...rozbierają, ubierają w te ich szmaty...każą podpisywać papiery...ja się trzęsę a lekarz do mnie "spokojnie...robię to pierwszy raz....żartuję!"...wychodzi....kładą nie...nieudolnie wkładają wenflon...a ja umieram ze strachu o moje Maleństwo....już jedziemy na blok....tam anestyziolog, drugi lekarz..i pełno innych ludzi....a ja trzęsę się ze strachu....dostaję znieczulenie w lędźwia... kładę się....lekarz dotyka mojego brzucha i pyta czy coś czuję...mówię, że czuję...bo czułam wszystko....na co on, że nie może dłużej czekać bo dziecko się udusi....nagle cięcie....niesamowity ból...a zaraz potem szarpanie mojego brzucha....ból nie do zniesienia...czuję jak krew gorąca spływa mi po plecach....wyrywam z bólu rękę anestezjologowi..a ta każe mi jej nie wyrywać bo jestem podłączona do aparatury...wołam z bólu....czuję jak wyszarpują dziecko....mówią jeszcze chwilkę...ja konam z bólu, czuję jak stado wilków wyrywa mi wnętrzności...nikomu nie życzę takiego cierpienia...nikomu...wyciągają moją Córeczkę, słyszę Jej płacz i nie moge opanować łez i beczę razem z nią....świat kręci mi się przed oczami....nagle przy policzku widzę moje kochane Słoneczko..ból nadal nie do wytrzymania....po czym odlatuję

W papierach ze szpitala mam, że zastosowali u mnie znieczulenie podpajęczynówkowe oraz narkozę ogólną. To totalna bzdura. Aby być znieczulonym narkozą ogólna trzeba być intubowanym. Ja po prostu odleciałam z bólu.

gdy się budzę już nie czuję bólu, a lekarze kończą szyć. Tłumaczą, że nie mogli czekać. Przepraszają. Ja tylko pytam o dziecko. Wszystko dobrze. 9 pkt.

Ogólnie jestem wdzięczna. Po cesarce okazało się, że faktycznie łożysko się odkleiło. Kiedy?Nie wiem. Uratowali moje Najcudowniejsze Słoneczko. Skarb mój najcenniejszy. Mnie w sumie też. Mogłam się wykrwawić. Ale trauma pozostaje. Często wracam myślami do tego dnia. Po porodzie bałam się depresji, ale dzięki mojej Mamie jakoś przetrwałam trudny czas. zaraz po porodzie powiedziałam sobie nigdy więcej dzieci. Ale teraz wiem, że chcę jeszcze mieć dzieci. Nie wiem czy dla siebie, czy dla Emilki. Chcę, żeby miała kogoś na kim będzie mogła polegać, jak ja na swoim rodzeństwie.

Ja po cc raczej będę mieć drugą cc. Ale jeśli miałabym wybór. To pomimo mojego koszmarnego porodu mimo wszystko chyba wole cesarkę. Tyle wrzasków, tyle histerii, tyle złych opowieści było na porodówce od dziewczyn które rodziły sn, że się boję. Myślę, że historia się nie powtórzy i nie przyjdzie mi ponownie rodzić przez cc bez znieczulenia.

Po co to piszę? Żeby Was ostrzec dziewczyny. Z każdym, nawet najmniejszym problemem lećcie do lekarza. Z każdym. Ja bym z domu nie dojechała. Albo bym straciła Emilke, albo byłaby warzywkiem, albo ja bym sie wykrwawiła. A cała niemal ciąża przebiegała prawidłowo. Codziennie dziękuję Bogu za moją Córeczkę, za cud Jej narodzin. Bo to był cud. Gdyby nie moja wizyta kontrolna, nie zdążyłabym. Gdyby KTG się nie zepsuło nie zdążyłabym. Gdyby lekarz zdecydował się czekać na znieczulenie, może by nie zdążył.

Dbajcie o siebie. Nieważne co mówią inni. Na przekór wszystkim obchodźcie się ze sobą jak ze zgniłymi jajami. Ciąża to nie choroba, ale uwagi na siebie i przede wszystkim Maleństwo nigdy za wiele!

:*
Znam ten ból cesarki bez znieczulenia wiem co czulas ale wazne ze z maluszkiem wszystko dobrze. Miałam podobnie po tak drastycznym porodzie nie chciałam więcej dzieci ale mi to przeszło i po 4 latach urodziłam drugie dziecko i nie żałuję. Życzę zdrówka [emoji5]
 
Do góry