Obudziłam się chwilę temu i złapała mnie chcica na coś słodkiego.
Dobrze, że nastolatki nie wyjadły całej Nutelli [emoji4]
W USA pierwsze spotkanie z położną jest po 12 tyg. ciąży.
Podejście mają takie samo we wszystkich krajach anglosaskich.
Moim zdaniem to bardzo rozsądne.
Lekarza poznałam dopiero miesiąc przed porodem.
Przesympatyczny lekarz wyznania mojżeszowego, który od razu wzbudził moje zaufanie [emoji4]
Z mniej fajnych rzeczy to w USA nie robią lewatywy [emoji3061] Nie byłam w stanie się doprosić..."Nie ma potrzeby i już" [emoji849]
Używałam różnych argumentów.
Reszta cacy. Prywatny pokój porodowy, tv, całkowicie zautomatyzowane łóżko, epidural w kręgosłup na zawołanie, klips-alarm zakładany noworodkowi na nóżkę (zabezpieczenie przed porwaniem)
Sączyłam sobie colę oglądając talk show i czekałam na pełne rozwarcie.
Zero bólu w brzuchu i niżej, czucie w nogach zachowane.
Świetnie mnie znieczulili.
W którymś momencie przysnęłam.
Przyszedł lekarz, sprawdził i mówi "no to rodzimy"
Nie byłam zadowolona, chciałam jeszcze pospać.
15 minut i było po wszystkim.
2 godziny po porodzie byłam wykąpana, umalowana i gotowa na wizytę męża i starszego synka.
Zero zmęczenia.
Myślicie pewnie czym tu się podniecać.
Weźcie pod uwagę, że 13 lat temu nie było w Polsce komercyjnych porodów a
warunki szpitalne pozostawiały wiele do życzenia.
Rodziłam pierwszego syna w Polsce w typowym państwowym szpitalu.
Miałam opłaconego anestezjologa, który mnie wystawił i musiałam rodzić na żywca. Dobrze, że położna (również wynajęta) stanęła na wysokości zadania.
Wrzucę Wam któregoś dnia fotę zestawu obiadowego jaki otrzymałam po porodzie [emoji41]