Okropnie się czuję z tymi plecami, bardzo boli, ruszać się nie mogę, do tego znowu mam mdłości, słabo mi.
Widziałam wczoraj na wizycie moje Słoneczko. Jak dobrze, że nie spało, tylko przebierało nogami - ruchliwe dziecko kazali mi odbierać za dobry znak. Doktor powiedziała, że nie ma sensu mnie kłaść na patologię i że podejmie się prowadzenia tej ciąży, jeśli chcę zmienić prowadzącego. Jestem bliska tej decyzji, bo mój lekarz ostatnio wprost powiedział, że on nie wie o co chodzi i że mam szukać pomocy na patologii. A ta pracuje na szpitalnej patologii, ma doktorat z diagnozowania krwawień przez usg (co prawda nie u ciężarnych, ale ma chociaż jakieś pojęcie o tych sprawach, jest uznawana za dobrego położnika) i - tak po ludzku - zrobiła na mnie dobre wrażenie. Jako jedyna z tych wszystkich lekarzy, którzy mnie oglądali, spytała o zespół antyfosfolipidowy, powiedziała, jak postępuje z pacjentkami z zaburzeniami krzepnięcia. De facto nic nowego nie wniosła, ale udało jej się zrobić mi usg tak, aby udowodnić, że pomiędzy krwiakiem a łożyskiem jest mała powierzchnia styku i znalazła obszar pusty. Bardzo mnie to uspokoiło. Bo w zeszłym tygodniu już usłyszałam, że możliwe, że krwiak rozdzielił łożysko - a to by z dużym prawdopodobieństwem skończyło się tragicznie.
Natomiast nadal drżę, bo to dopiero 16 tc, nie można jeszcze być pewnym, że łożysko jest efektywne, duuuużo czasu jeszcze upłynie, zanim ten krwiak się wchłonie. Podejrzewam, że będę leżeć do 30-któregoś tc.
Tak, jestem ubezpieczona, ale nie w tym prostym szpitalnym PZU. Złożyłam wnioski już prawie 2 tygodnie temu, pieniędzy nie dostałam, więc jestem już na 99,99% pewna, że mi odmówili i idzie do mnie polecony z decyzją. Tam jest to tak napisane w warunkach, że wypłacają za szpital w przypadku choroby wykazanej na liście. Ale nie ma kodów lekarskich, tylko jakieś ich nazewnictwo. Złożyłam na chorobę narządów rodnych. Myślę, że mi napiszą, że "poronienie zagrażające" to nie jest choroba (formalnie mam kod na krwawienie we wczesnej ciąży). Zresztą, stawka dzienna też nie jest jakaś oszałamiająca, ale wiadomo, że lepiej by było mieć kilkaset zł niż nie mieć, szczególnie, że od kilkunastu lat płacę całkiem wysoką składkę za to ubezpieczenie, raz skorzystałam po łyżeczkowaniu (teraz świnie zmienili, że łyżeczkowanie ciąży obumarłej się nie łapie), a 2 razy mi odmówili (teraz pewnie odmówią trzeci raz). Jak mi się strasznie będzie nudzić, to napiszę do rzecznika praw ubezpieczonych, bo bardzo dokładnie przeczytałam warunki umowy i nie ma nigdzie wyłączenia na ciążę.