reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Październikowe mamy 2018

Czyli jak przyjdzie pobity z dworu mam go uczyć że przemoc jest zła i żeby nie oddawał ?
Mój Syn będzie potrafił się bronić. Bronić a nie zaczepiac i bic pierwszy bo to różnica.
Walczyć o swoje.
I przy tym będzie dobrym człowiekiem.
To że potrafisz walczyć o swoje nie znaczy, że nie jesteś dobrym człowiekiem.

Opisałas to jakby miał być co najmniej w mafii ;-)
Ja się tylko zastanawiam jak wytlumaczysz dziecku, że przemoc jest zła, nikt nie powinien jej stosować przy jednoczesnym zachecaniu go, żeby 'oddawał jeszcze mocniej'....
 
reklama
Uczenie przemocy od małego jest baaardzo ryzykowne moim zdaniem, rozumiem starszemu coś tłumaczyć, bo też nie może być tak, że będzie chował głowę w kąt. Ale kilkulatka? On nie rozróżni obcych od swoich i tak jak ktoś napisał uderzenia niechcący od celowo ;)
Myślę, że na etapie szkolnym chłopaki wystarczająco się uczą od siebie wzajemnie... ;) a i tak przyjdzie ze śliwą pod okiem i tak ;p jak to chłopak
rolą matki tylko lód mieć w pogotowiu, a nie uczyć kickboxingu :D
 
no wiesz ja chodzę z synem na plac zabaw i wielokrotnie jestem świadkiem jak ktoś PRZYPADKIEM trąci mojego syna i nie wyobrażam sobie sytuacji gdzie on zaraz leje tamto dziecko "po mordzie" bo przecież mamusia kazała uderzać mocniej, wiesz dzieci są różne i różnie mogą zinterpretować takie zachowanie (uderzenie przypadkiem = uderzenie celowe), a tamto dziecko może nawet nie zdążyć przeprosić bo dostanie "w ryj"

Masz rację.
 
Pewnego dnia mój 3-latek obudził się z zaklejonymi oczami. Od tego poranka nie chodził do przedszkola przez 2 tygodnie. Mój mąż nie zarabiał wtedy ani grosza, bo siedział z dzieckiem. Obaj się męczyli, bo zakrapianie oczu to była udręka. Lekarka od razu powiedziała, że to jest zaraźliwe. Więc ja, w poczuciu misji, zadzwoniłam do przedszkola poinformować, że syn ma zapalenie spojówek. A pani mi na to z rozbrajającym spokojem: "no tak, Helenka już trzeci dzień z czerwonymi oczami przychodzi". Helenka prawdopodobnie nie opuściła ani jednego dnia przedszkola. Pozostaje mi myśleć, że jej rodzice absolutnie nie są w stanie pozwolić sobie na jej absencję i że są w tak trudnej sytuacji, że my solidarnie ponosimy tego koszty. Nie zastanawiałam się, ile to było: czy kilkaset złotych, czy 1,5 tysiąca - za ten jeden raz. A takich "razów" było kilka. Ostatecznie utrzymanie dziecka kosztuje, jak nie tu, to gdzie indziej, rachunek (nie tylko finansowy, ale uwzględniający również psychikę i rozwój członków naszej rodziny) za przedszkole jednak jest dla nas korzystniejszy niż za 6-letnią dezaktywizację zawodową lub opiekunkę. Więc żyję dalej bez złości.

Świata nie zbawię, ale dbam o zbawienie swojej duszy i - ile mogę - to mego męża i dzieci ;) Aczkolwiek syn, gdy wszedł w rolę ofiary, został przeszkolony z technik samoobrony.
 
reklama
Do góry