reklama
Paluszek_
Fanka BB :)
Cyśka, Sonka oby dwa opisy porodu wzruszające, dzielne z Was kobiety
blair_90
Mama Anielii Aleksandry<3
Mam teraz chwile to i opisze swoj
Jak wiecie 11.01 (środa) miałam jechać na wizytę do szpitala umówić się na termin cc a że szpital w Piasecznie a my mieszkamy na drugim końcu Warszawy to razem z m spaliśmy u jego siostry. I ja zdolna jak się pakowałam u siebie w domu zapomniałam telefonu zabrać ale jak zobaczyłam, że go nie mam nie było sensu wracać.
Poszliśmy spać, nad ranem około 4 dostałam strasznego skurczu łydki, ale był tak bolesny że mój M powiedział, że przez sen krzyczałam. Obudziłam eis i przez trwający skurcz zasnąć nie mogłam aż do 9 rano. W miedzy czasie się ubrałam bo myślałam, że nie będę już spać. Ale położyłam się na chwile. Obudziłam się kolo 11.30 ale byłam sama bo m pojechał coś załatwić na chwile wiec leżałam sobie. Nagle poczułam coś mokrego ale myślałam, że to śluz wstałam z łóżka i poleciało... Strasznie dużo. Całe spodnie mokre miałam. Zaczęłam szukac telefonu i wtedy przypomniałam sobie, że przeciez zapomniałam zabrac z domu. Cała mokra i spanikowana (to moja pierwsza ciąża wiec bardzo panikowałam) poszłam do sąsiadów zapukałam i mowie, że wody mi odeszły i czy moge skorzystac z ich telefonu. Dzwonie do mojego m zajete. Dzwonie do mojej siostry-zajete. Wody mi cały czas odchodza. W koncu sie dodzwoniłam mowie co sie dzieje a moj na m na to : "o ja pie***** juz jade do Ciebie" w szoku był chłopak.
Zadzwoniłąm do lekarza powiedział żebysmy spokojnie jechali do niego on bedzie w szpitalu na 14 wiec nie spieszac sie zabralismy jeszcze moja siostre bo chciałam zeby była ze mna.
Moj m troche w szoku był bo z wrażenia pojechalismy totalnie na około. Ja skurczy nie miałam wiec nic mnie nie bolało ale za to zamoczyłam cały samochód
W szpitalu bylismy o 13.40 a o 16 miałam cc. Pamiętam jak leżałam na stole i w lampach odbijało sie wszystko i widziałąm jak wyjmuja Anielke i jej owłosiona głowke bo ma bardzo dużo włosów;-)
Troche sie rozpisałam;-)
Jak wiecie 11.01 (środa) miałam jechać na wizytę do szpitala umówić się na termin cc a że szpital w Piasecznie a my mieszkamy na drugim końcu Warszawy to razem z m spaliśmy u jego siostry. I ja zdolna jak się pakowałam u siebie w domu zapomniałam telefonu zabrać ale jak zobaczyłam, że go nie mam nie było sensu wracać.
Poszliśmy spać, nad ranem około 4 dostałam strasznego skurczu łydki, ale był tak bolesny że mój M powiedział, że przez sen krzyczałam. Obudziłam eis i przez trwający skurcz zasnąć nie mogłam aż do 9 rano. W miedzy czasie się ubrałam bo myślałam, że nie będę już spać. Ale położyłam się na chwile. Obudziłam się kolo 11.30 ale byłam sama bo m pojechał coś załatwić na chwile wiec leżałam sobie. Nagle poczułam coś mokrego ale myślałam, że to śluz wstałam z łóżka i poleciało... Strasznie dużo. Całe spodnie mokre miałam. Zaczęłam szukac telefonu i wtedy przypomniałam sobie, że przeciez zapomniałam zabrac z domu. Cała mokra i spanikowana (to moja pierwsza ciąża wiec bardzo panikowałam) poszłam do sąsiadów zapukałam i mowie, że wody mi odeszły i czy moge skorzystac z ich telefonu. Dzwonie do mojego m zajete. Dzwonie do mojej siostry-zajete. Wody mi cały czas odchodza. W koncu sie dodzwoniłam mowie co sie dzieje a moj na m na to : "o ja pie***** juz jade do Ciebie" w szoku był chłopak.
Zadzwoniłąm do lekarza powiedział żebysmy spokojnie jechali do niego on bedzie w szpitalu na 14 wiec nie spieszac sie zabralismy jeszcze moja siostre bo chciałam zeby była ze mna.
Moj m troche w szoku był bo z wrażenia pojechalismy totalnie na około. Ja skurczy nie miałam wiec nic mnie nie bolało ale za to zamoczyłam cały samochód
W szpitalu bylismy o 13.40 a o 16 miałam cc. Pamiętam jak leżałam na stole i w lampach odbijało sie wszystko i widziałąm jak wyjmuja Anielke i jej owłosiona głowke bo ma bardzo dużo włosów;-)
Troche sie rozpisałam;-)
Dobra udało mi się między karmieniami coś więcej napisać
Od początku to było tak:
pojechałam na kontrolę standardową do mojego gin do lux medu. On do mnie w czasie badania że mam rozwarcie na 5 cm i raczej dużo wód płodowych dalej bo pęcherz płodowy aż wybrzusza się przez rozwarcie więc mogę urodzić w każdej chwili... i dał skierowanie do szplitala... no to dzwonię do mojej umówionej położnej z żelaznej a Ona czy mam skurcze ja powiedziałam że nieregularne i że bolą średnio i nie czuję że to już poród. Ale akurat była Ona na dyżurze więc kazała przyjechać...
Zadzwoniłam do mojego R. On oczywiście że już z pracy wychodzi i jedzie ja go cały czas przekonywałam że nie trzeba że na pewno nie urodzę jeszcze... nie posłuchał mnie oczywiście - na szczęście jak się później okazało
Wsiadłam w samochód i pojechałam (byłam sama jako kierowca u lekarza )
Czekałam na IP z 5 minut i mnie przyjeła, Sprawdziła rozwarcie i stwierdziła że jest na 2 palce a nie 5 cm i że tak mogę nawet chodzić 2 tyg ale że podepnie KTG i zobaczymy.
O 15.25 podpięła mi KTG. Skurcze na KTG podobno były już dość regularne 5-6 minut i powinny mnie bardzo boleć ale mnie tak tylko spinało i nic więcej... Ja dalej twierdziłam że ja jeszcze nie rodzę i że to fałszywy alarm... nawet mówiłam cały czas mojemu R. że nie potrzebnie wyszedł z pracy i przyjechał itp...
po 15 minutach KTG nagle zabolał mnie strasznie skurcz, naokoło mnie zaroiło się od położnych i lekarzy i od razu zaczęli mnie rozbierać a ja nie wiedziałam o co im chodzi... lekarka mi powiedziała że tętno Małego przy moim skurczu spadło do 70 i rozbierają mnie do natychmiastowego CC... po czym nagle skurcz minął i tętno wróciło... Wszyscy debatowali czy wywoływać poród czy CC czy co..
Po kolejnych 15 minutach pod KTG skurcze znowu były mniejsze więc zdecydowali że idę na oddział patologii ciąży...
Tam znowu KTG i zastrzyk rozkurczowy z papaweryny (nie wiem czy tak się pisze) i po jakimś czasie czuję że skurcze rosną na sile...
Nagle po 3 mocnych skurczach co 3 minuty tętno Małego spadło do 50, znowu się zaroiło naokoło mnie połoznych i lekarek, biegali jak oparzeni. Kazały R. się odsunąć (biedak widział całą późniejszą akcję jak bada mnie połozna i odchodzą wody ) a mi klęknąć na łóżku co było bardzo trudne w tym bólu...
Jedna położna wtedy zaczęła badać rozwarcie (wtedy podobno zaczęłam brzydko krzyczeć bo ból był masakryczny ale nawet tego przeklinania nie pamiętam tak to się szybko działo i bolało). Dopiero później mnie już w domu mój R. uświadomił - Ona mi tam całą ręką zaatakowała ten pęcherz w środku aż się dziwie że R. nie zemdlał jak to zobaczył
Ale wracając do tematu - W momencie jak badała mnie to odeszły mi wody i to dosłownie wystrzeliły jak na filmach. Jak się później okazało Ona bez konsultacji żadnej mi ten pęcherz po porostu przebiła mówiąc na głos że wody mi odeszły, żeby mnie jak najszybciej na CC wzięli bo lekarki jakieś ślamazary stały i się naradzały zamiast ratować mojego Maluszka.
Później ta moja położna której akurat nie było ze mną już na patologii powiedziała że dzięki bogu że trafiłam na tamtą położną i że bardzo dobrze że ten pęcherz przebiła...
Po odejściu wód od razu na łóżko, do windy i na CC. Wszystko w biegu...
Tym sposobem cały i zdrowy Oliwier był już przy mojej twarzy o 18.45
W momencie gdy usłyszałam płacz małego i później pediatra jak mówił że wszystko w porządku i położna położyła Oliwierka mi przy twarzy to już nawet pomyślałam że nie ważne co będzie ze mną ważne że Małemu nic już nie grozi...
Na szczęście po CC udało się mojemu R. namówić położne (też bym się na ich miejscu zgodziła widząć jego przerażoną postać przed blokiem porodowym) żeby tuż po CC zanim mnie zawiozą na salę poporodową oiom gdzie nikt nie wejdzie porozmawiać chociaż 5 minut.. dzięki temu dał mi chociaż mój telefon żebym miała kontakt z nim. Dobrze że dali nam porozmawiać bo na tej sali poporodowej musiałam leżeć całą noc i cały następny dzień aż do 18 ponieważ na salach poporodowych normalnych nie było miejsc i cały dzień czekałam na miejsce
Także jeśli ktoś chce rodzić na Żelaznej SN to niestety trzeba się liczyć że pierwszy dzień po porodzie spędzić można na łóżku na korytarzu :/ Mnie na szczęście to ominęło bo po CC nie kładą na korytarz.
jak ja byłam 6 dni to codziennie te dziewczyny co rodziły SN 1 dzień leżały na korytarzu a dopiero jak się zwalniało miejsce to do sali.
Małego tylko przywozili parę razy na próby karmienia ale wtedy jeszcze wolał spać niż jeść
Dzięki temu że miałam umówioną położną na poród i nie czekałam na przyjęcie na IP kilka godzin mój kochany Oliwier jest dziś cały i zdrowy razem ze mną no i oczywiście być może dzięki położnej też która przebiła ten nieszczęsny pęcherz...
No i zapomniałam napisać że podczas CC wyjaśnili skąd te spadki tętna. Otóż miałam bardzo krótką pępowinę tak że przy CC jak go wyciągali ledwo wystawał nad brzuch mój. Była krótka sama z siebie plus owinięta za nóżki itp (na szyjce nie było jej) stąd przy skurczu gdy Mały pchał się do kanału r. pępowina go blokowała i ciągnęła czy jakoś tak i stąd spadki jego tętna. Taka jest wersja przemiłych lekarek które robiły mi CC że to wina za krótkiej pępowiny.
W sumie z całej tej akcji od momentu jak zaczął się ten drugi spadek tętna na patologii ciąży i jak mi wody odeszły to już pamiętam tylko takie wyrywkowe obrazki to chyba z szoku i przerażenia.
Z czasu kiedy mnie zszywały Panie lekarki miłe pamiętam dwie ciekawe sytuacje, już spokojniejsza byłam bo Oliwier na świecie był w rękach pediatry.
Pierwsza to jak już mnie Panie pozszywały a ja je zaczęłam przepraszać w tym szoku że zepsułam i zajęłam im piatkowy wieczór tą niespodziewaną CC a to chyba dlatego że pamiętam w tym całym zamieszaniu jak mnie wiezli na CC i zwoływali na szybko ekipę dyżurną to zdziwienie było niektórych położnych czy kogoś tam nawet nie wiem że się CC im w piątkowy wieczór trafiło nieplanowane. Na te moje przeprosiny to jedna z Pań lekarek powiedziała że Ona jest mi wdzięczna w sumie bo jej się cały dzień jakieś cięcie marzyło a żadnego nie miała
Pamiętam też że na stole leżałam na koniec bo jak Panie miłe mnie zszywały ja ciągle spoglądałam tzn próbowałam patrzeć w górę nad swoją głowę bo tam badali mojego Maluszka i tak wodząc wzrokiem napotkałam stojące z mojego lewego boku dwie Panie które zajmowały się sprzątaniem w tym szpitalu tzn powinny się tym zajmować a zamiast tego sobie stały i dokładnie oglądały jak mnie zszywają szepcząc sobie coś na ucho... więc nawet widownie miałam
Od początku to było tak:
pojechałam na kontrolę standardową do mojego gin do lux medu. On do mnie w czasie badania że mam rozwarcie na 5 cm i raczej dużo wód płodowych dalej bo pęcherz płodowy aż wybrzusza się przez rozwarcie więc mogę urodzić w każdej chwili... i dał skierowanie do szplitala... no to dzwonię do mojej umówionej położnej z żelaznej a Ona czy mam skurcze ja powiedziałam że nieregularne i że bolą średnio i nie czuję że to już poród. Ale akurat była Ona na dyżurze więc kazała przyjechać...
Zadzwoniłam do mojego R. On oczywiście że już z pracy wychodzi i jedzie ja go cały czas przekonywałam że nie trzeba że na pewno nie urodzę jeszcze... nie posłuchał mnie oczywiście - na szczęście jak się później okazało
Wsiadłam w samochód i pojechałam (byłam sama jako kierowca u lekarza )
Czekałam na IP z 5 minut i mnie przyjeła, Sprawdziła rozwarcie i stwierdziła że jest na 2 palce a nie 5 cm i że tak mogę nawet chodzić 2 tyg ale że podepnie KTG i zobaczymy.
O 15.25 podpięła mi KTG. Skurcze na KTG podobno były już dość regularne 5-6 minut i powinny mnie bardzo boleć ale mnie tak tylko spinało i nic więcej... Ja dalej twierdziłam że ja jeszcze nie rodzę i że to fałszywy alarm... nawet mówiłam cały czas mojemu R. że nie potrzebnie wyszedł z pracy i przyjechał itp...
po 15 minutach KTG nagle zabolał mnie strasznie skurcz, naokoło mnie zaroiło się od położnych i lekarzy i od razu zaczęli mnie rozbierać a ja nie wiedziałam o co im chodzi... lekarka mi powiedziała że tętno Małego przy moim skurczu spadło do 70 i rozbierają mnie do natychmiastowego CC... po czym nagle skurcz minął i tętno wróciło... Wszyscy debatowali czy wywoływać poród czy CC czy co..
Po kolejnych 15 minutach pod KTG skurcze znowu były mniejsze więc zdecydowali że idę na oddział patologii ciąży...
Tam znowu KTG i zastrzyk rozkurczowy z papaweryny (nie wiem czy tak się pisze) i po jakimś czasie czuję że skurcze rosną na sile...
Nagle po 3 mocnych skurczach co 3 minuty tętno Małego spadło do 50, znowu się zaroiło naokoło mnie połoznych i lekarek, biegali jak oparzeni. Kazały R. się odsunąć (biedak widział całą późniejszą akcję jak bada mnie połozna i odchodzą wody ) a mi klęknąć na łóżku co było bardzo trudne w tym bólu...
Jedna położna wtedy zaczęła badać rozwarcie (wtedy podobno zaczęłam brzydko krzyczeć bo ból był masakryczny ale nawet tego przeklinania nie pamiętam tak to się szybko działo i bolało). Dopiero później mnie już w domu mój R. uświadomił - Ona mi tam całą ręką zaatakowała ten pęcherz w środku aż się dziwie że R. nie zemdlał jak to zobaczył
Ale wracając do tematu - W momencie jak badała mnie to odeszły mi wody i to dosłownie wystrzeliły jak na filmach. Jak się później okazało Ona bez konsultacji żadnej mi ten pęcherz po porostu przebiła mówiąc na głos że wody mi odeszły, żeby mnie jak najszybciej na CC wzięli bo lekarki jakieś ślamazary stały i się naradzały zamiast ratować mojego Maluszka.
Później ta moja położna której akurat nie było ze mną już na patologii powiedziała że dzięki bogu że trafiłam na tamtą położną i że bardzo dobrze że ten pęcherz przebiła...
Po odejściu wód od razu na łóżko, do windy i na CC. Wszystko w biegu...
Tym sposobem cały i zdrowy Oliwier był już przy mojej twarzy o 18.45
W momencie gdy usłyszałam płacz małego i później pediatra jak mówił że wszystko w porządku i położna położyła Oliwierka mi przy twarzy to już nawet pomyślałam że nie ważne co będzie ze mną ważne że Małemu nic już nie grozi...
Na szczęście po CC udało się mojemu R. namówić położne (też bym się na ich miejscu zgodziła widząć jego przerażoną postać przed blokiem porodowym) żeby tuż po CC zanim mnie zawiozą na salę poporodową oiom gdzie nikt nie wejdzie porozmawiać chociaż 5 minut.. dzięki temu dał mi chociaż mój telefon żebym miała kontakt z nim. Dobrze że dali nam porozmawiać bo na tej sali poporodowej musiałam leżeć całą noc i cały następny dzień aż do 18 ponieważ na salach poporodowych normalnych nie było miejsc i cały dzień czekałam na miejsce
Także jeśli ktoś chce rodzić na Żelaznej SN to niestety trzeba się liczyć że pierwszy dzień po porodzie spędzić można na łóżku na korytarzu :/ Mnie na szczęście to ominęło bo po CC nie kładą na korytarz.
jak ja byłam 6 dni to codziennie te dziewczyny co rodziły SN 1 dzień leżały na korytarzu a dopiero jak się zwalniało miejsce to do sali.
Małego tylko przywozili parę razy na próby karmienia ale wtedy jeszcze wolał spać niż jeść
Dzięki temu że miałam umówioną położną na poród i nie czekałam na przyjęcie na IP kilka godzin mój kochany Oliwier jest dziś cały i zdrowy razem ze mną no i oczywiście być może dzięki położnej też która przebiła ten nieszczęsny pęcherz...
No i zapomniałam napisać że podczas CC wyjaśnili skąd te spadki tętna. Otóż miałam bardzo krótką pępowinę tak że przy CC jak go wyciągali ledwo wystawał nad brzuch mój. Była krótka sama z siebie plus owinięta za nóżki itp (na szyjce nie było jej) stąd przy skurczu gdy Mały pchał się do kanału r. pępowina go blokowała i ciągnęła czy jakoś tak i stąd spadki jego tętna. Taka jest wersja przemiłych lekarek które robiły mi CC że to wina za krótkiej pępowiny.
W sumie z całej tej akcji od momentu jak zaczął się ten drugi spadek tętna na patologii ciąży i jak mi wody odeszły to już pamiętam tylko takie wyrywkowe obrazki to chyba z szoku i przerażenia.
Z czasu kiedy mnie zszywały Panie lekarki miłe pamiętam dwie ciekawe sytuacje, już spokojniejsza byłam bo Oliwier na świecie był w rękach pediatry.
Pierwsza to jak już mnie Panie pozszywały a ja je zaczęłam przepraszać w tym szoku że zepsułam i zajęłam im piatkowy wieczór tą niespodziewaną CC a to chyba dlatego że pamiętam w tym całym zamieszaniu jak mnie wiezli na CC i zwoływali na szybko ekipę dyżurną to zdziwienie było niektórych położnych czy kogoś tam nawet nie wiem że się CC im w piątkowy wieczór trafiło nieplanowane. Na te moje przeprosiny to jedna z Pań lekarek powiedziała że Ona jest mi wdzięczna w sumie bo jej się cały dzień jakieś cięcie marzyło a żadnego nie miała
Pamiętam też że na stole leżałam na koniec bo jak Panie miłe mnie zszywały ja ciągle spoglądałam tzn próbowałam patrzeć w górę nad swoją głowę bo tam badali mojego Maluszka i tak wodząc wzrokiem napotkałam stojące z mojego lewego boku dwie Panie które zajmowały się sprzątaniem w tym szpitalu tzn powinny się tym zajmować a zamiast tego sobie stały i dokładnie oglądały jak mnie zszywają szepcząc sobie coś na ucho... więc nawet widownie miałam
tynka27
Fanka BB :)
witam
W końcu i ja mam chwilke zeby opisać swoją przygodę ;-) W niedziele 29.01 o godz. 2.50 obudziłam się niewiadomo dlaczego i wtedy poczułam że jestem cała mokra... jeszcze nie do końca zdjac sobie sprawe co się dzieje podniosłam się o wód chlusnęło jeszcze ze 2 razy wiecej. przebiegłam szybko do łazieknki ale ten wyciek wcale sie nie zmniejszał wiec podlozyłam sobie recznik (bo wkładki poporodowe na nic sie zdaly).Nagle poczułam że ogarnął mnie strach wiec postanowiłam że musze się opanować a potem zastanowić się co zrobić. Męzowi tylko wspomniałam że wody mi odeszły on zapytał jakie wody?a ja na to żeby narazie dalej spał... ;-)zadzwoniłam na ip kazali przyjechac jak tylko bede mogła wiec wykapalam sie zjedlismy male sniadanko i o 5.30 byłam już w szpitalu. Popieli mnie pod ktg i przetransferowali na porodówke.. poniewaz mialam podejrzenie paciarkowca nawet sprzed ciazy chcieli mnie indukowac albo poczekac na rozwoj akcji... poniewaz nie chcialam byc podpieta do kroplowek powiedzialam ze poczekam na rozwoj sytuacji i jezeli w przeciagu 18 kolejnych godzin nic sie nie bedzie dzialo to mnie zaindukuja. Nie trzeba było już po godzince miałam bolesne bóle 3na 10min. Szczerze powiem że od tamtej pory nie do końca pamietam jak szybko sie posuwało,ale kiedy bóle stały się nie do zniesienia poszłam pod prysznic...niby miało coś pomóż haha chyba pomagało miedzy skurczami ;-) Poprosiłam o znieczulenie.. wtedy sprawdzili roz.3cm i przeniesli mnie do pojedynczej sali gdzie mialam je dostac.Tam położna jeszcze raz sprawdzilam rozwarcie i powidziala ze czekaja na lekarza ze znieczuleniem. Dopiero teraz przypominam sobie ze wtedy zaczynałam juz przeć. I tak było nie dostałam już żadnego znieczulenia... o 11.05 zaczełam przeć a o 11.19 Maciej był z nami ;-) powiem jak wszystkie mamy po porodzie jak masz już dziecko w swoich ramionach zapominasz o bólu który rozrywal cie od srodka ;-) cudowne uczucie miec malenstwo na piersi prosto po odcieciu pepowiny!!!Nie wspominałam o roli tatusia.który dał poczucie bezpieczeństwa a w końcowej fazie to nwet noge trzymał ;-)polecam
trzeba było załozyc szewki ale po znieczuleniu miejscowym juz nie bolało, potem tościk z herbatka i pod prysznic;-)
W końcu i ja mam chwilke zeby opisać swoją przygodę ;-) W niedziele 29.01 o godz. 2.50 obudziłam się niewiadomo dlaczego i wtedy poczułam że jestem cała mokra... jeszcze nie do końca zdjac sobie sprawe co się dzieje podniosłam się o wód chlusnęło jeszcze ze 2 razy wiecej. przebiegłam szybko do łazieknki ale ten wyciek wcale sie nie zmniejszał wiec podlozyłam sobie recznik (bo wkładki poporodowe na nic sie zdaly).Nagle poczułam że ogarnął mnie strach wiec postanowiłam że musze się opanować a potem zastanowić się co zrobić. Męzowi tylko wspomniałam że wody mi odeszły on zapytał jakie wody?a ja na to żeby narazie dalej spał... ;-)zadzwoniłam na ip kazali przyjechac jak tylko bede mogła wiec wykapalam sie zjedlismy male sniadanko i o 5.30 byłam już w szpitalu. Popieli mnie pod ktg i przetransferowali na porodówke.. poniewaz mialam podejrzenie paciarkowca nawet sprzed ciazy chcieli mnie indukowac albo poczekac na rozwoj akcji... poniewaz nie chcialam byc podpieta do kroplowek powiedzialam ze poczekam na rozwoj sytuacji i jezeli w przeciagu 18 kolejnych godzin nic sie nie bedzie dzialo to mnie zaindukuja. Nie trzeba było już po godzince miałam bolesne bóle 3na 10min. Szczerze powiem że od tamtej pory nie do końca pamietam jak szybko sie posuwało,ale kiedy bóle stały się nie do zniesienia poszłam pod prysznic...niby miało coś pomóż haha chyba pomagało miedzy skurczami ;-) Poprosiłam o znieczulenie.. wtedy sprawdzili roz.3cm i przeniesli mnie do pojedynczej sali gdzie mialam je dostac.Tam położna jeszcze raz sprawdzilam rozwarcie i powidziala ze czekaja na lekarza ze znieczuleniem. Dopiero teraz przypominam sobie ze wtedy zaczynałam juz przeć. I tak było nie dostałam już żadnego znieczulenia... o 11.05 zaczełam przeć a o 11.19 Maciej był z nami ;-) powiem jak wszystkie mamy po porodzie jak masz już dziecko w swoich ramionach zapominasz o bólu który rozrywal cie od srodka ;-) cudowne uczucie miec malenstwo na piersi prosto po odcieciu pepowiny!!!Nie wspominałam o roli tatusia.który dał poczucie bezpieczeństwa a w końcowej fazie to nwet noge trzymał ;-)polecam
trzeba było załozyc szewki ale po znieczuleniu miejscowym juz nie bolało, potem tościk z herbatka i pod prysznic;-)
siwa79
Zaangażowana w BB
Witam dziewczyny właśnie zasneła mi Małgosia to postaram się wam tu opisać swój poród,
A więc... Była sobie spokojna nocka z czwartku na piątek czyli z 2luty na 3luty:-)
obudziłam się była 4.50 po myślałam a wstanę i wysikam się gdy usiadłam na brzegu łóżka dziwnie się poczułam tak jak bym nie trzymała moczu gdy wstałam poczułam mokro i to dość sporo bo poleciało mi po nogach wiec poszłam do łazienki niby się wysikać no i co ja zaspana kobieta nie kontaktuje chyba bo niby to siku ale jakieś takie dziwne ale co tam zmieniłam bieliznę i wróciłam do łóżka zeby dalej smacznie spać no i tak zrobiłam ale co o 5.30 obudziłam się znowu mokra wiec pomyslałam że coś nie tak że nie czuje moczu<nawet mi przez moment nie przyszło do głowy że to wody tylko że coś z pęcherzem mi się stało >teraz to śmieszne ale wcześmiej byłam przerażona .znowu zmiana bielizny i połozyłam się do łóżka nagle dostałam oświecenia że torba w szafie jest nie spakowana do końca a mocz to chyba nie mocz bo zaś mam mokro wiec zerwałam się zapaliłam światło i pakowałam się do końca nawet nie wiem kiedy mąż już był w domu z pracy po nocnej zmianie i pyta a a ty co spać kochanie nie możesz i czekasz na mnie? z uśmiechem takim szerokim jak pomarańcza a ja nie umiałam ze strachu mu odpowiedzieć że to chyba już się zaczeło nie powiedziałam mu nic tylko popatrzałam na torbe pod drzwiami i on terz tam spojrzał i powiedział nie martw się damy rade bedzie dobrze tylko mi tu nie płacz bo się zestresuje i bedzie po mnie usmiechnoł się przytulił i kazał się ubierać.
Wiec szybko pod prysznic ubrałam się no i do wyjścia a tu co autko nie chciało odpalić bo stało całą nockę na polu bo mąż z kolega pojechał do pracy,mróz minus 25 wiec troche jeszcze musiałam uzbroić się w cierpliwość,no ale autko wkońcu odpaliło i pojechaliśmy do ŻYWCA NA IP bo najbliżej a gdyby to nie poród zawsze wrócimy do domu i później pojedziemy na Bielsko.
O 8ej zostałam przyjeta na szpital lekarz stwierdził sączenie się wód płodowych i że już mnie nie wypuści bo nie chce mnie i dzidzi miedź na sumieniu,wiec czy chciałam czy też nie zostałam w Żywieckim Szpitalu,chyba widział że coś nie tak i zapytał czy pani chciała rodzić gdzieś indziej tak??? odpowiedziałam że że niie nie bo gdzie bym jechała jak ty mam blisko skłamałam go bo się bałam a pan doktor mówi no to dobrze bo już myślałem ze nasłuchała się pani tych nie przyjemnych opini na temat naszego szpitala wiec nic ja dalej mu nie mówiłam ale on chyba wyczuł że się boje i powiedział te stare i złe czasu tu już mineły a jest pani.kazał się przebrać po czym zaprowadził mnie ze siostrą na sale gdzie były nas 3rodzące kobietki i czekałyśmy na poród,dostałam zastrzyk pobrali mi krew mocz i kazali leżec i jak naj mniej chodzić mąż biedak po nocnej zmianie siedział i czekał na rozwuj sytuacji bo chciał być ze mną a tu nic wody tylko się osłabiły już tak nie ciekły a bóli nie było wiec wysłałam go do domu żeby pojechał i się przespał,i tak przelażałam cały piątek w szpitalu smętnie i czekając na bole które przyszły na mnie dopiero rano o 5 w sobote,ale były słabe wiec czekałam dalej po tem o 8ej przyszedł lekarz zapytał czy bóle są wiekrze wiec obrobine były mocniejsze ale nic dawało się jeszcze wytrzymać ale już za 30minut sama poszłam na porodówkę zgłosić że boli mocniej wiec zrobili mi ktg i wykazałao że sa skurcze ale nie za duże a mi się zdawało że mocne lekarz oznajmił mi że musze się zgodzić na oxy jeśli chce urodzić bo są słabe skurcze a czas nas goni bo wody płodowe się robią mniejsze i dzidzi bedzie zaraz to przeszkadzać wiec zgodziłam się chociaż wiem jak ta kroplówka działa no i podziałała skurcze szybko narosły rozwardzie robiło się większe a ja zamiast coraz bardziej silniejsza żeby miedz siłe na parcie słabłam w oczach o godzinie 11ej miałam już serdecznie dość nie wytrzymywałam tych skurczy myślałam tylko o tym żeby to się już skończyło i powiedziałam do położnej błagammmm niech pani mi pomoże bo nie dam rady już powiedziała że zawoła lekarza i coś poradzi napewno poszła zaraz wróciła i powiedziała lekarz na bloku ma cc musimy Kasiu czekać dasz rade musisz mi zaufać a bedzie dobrze możesz stekać krzyczeć ale nie zasypiaj mi miedzy skurczami i tak przetrwałam do wizyty lekarza i usłyszałam siostro jeśli pacjętka nie urodzi do 30minut to na blok a ja ide na kawe a ty Kasia dawaj z siebie wszystko bo czas nas goni i urodzic musisz a ciąć cie niechce poklepał po ramieniu pogłaskał po głowie i dodał bedzie dobrze nie zasypiaj.Dziewczyny byłam tak padnieta że myślałam że zejde z tego światu już czasem juz nawet nie pamietałam co do mnie mówili ale dzieki zajebistej połorznej która była nie opłacona tylko tak o prostu traf chciał że na nią trafiłam była akurat na tej zmianie URODZIŁAM SIŁAMI NATURY O 12:15 CÓRKĘ to tylko dzieki niej dałam rade bo cały czas ze mną rozmawiała wybudzała i wspierała,No niestety mąż nie był ze mną na porodówce bo nie chciałam ale słyszał wszystko na korytarzu bo w domu nieumiał wysiedzieć i przyjechał do szpitala tam usłyszał że już rodze i jestem w ostatniej fazie wiec kazali czekac chodził pod drzwiami i nad słuchiwał o czym dziś dopiero mi powiedział ze słyszał jak położna powiedziała jeszcze 2razy i bedzie dzidziuś usłyszałem jak on to mówi twój krzyk.....cisza..... i płacz dziecka zrobiło mi się tak miekko w nogach że usiadłem na krześle zaraz wyszła jakaś siostra i mi powiedziała że urodziłaś córkę.kurcze niezapomne tego,szkoda że mi nie pozwoliłaś rodzic z tobą ale jak już tak chciałaś i tak jestem z ciebie dumny że dałeś rade w końcu mówiłem że dasz rade:-) po porodzie na sali porodowej usłyszałam od lekarza noooo pani Kasi dzielnie to pani poszłaooooo a już miałem ciąć gratuluje córeczki no i do zobaczenia rano bo teraz ide już do domu.WIEC WCALE NIE BYŁO TAK ŹLE W TYM SZPITALU JAK SIĘ OBAWIAŁAM a może tylko trafiłam na ludzką zmiane nie wiem nie wnikam dla mnie było opieka dobra i nie narzekam.Za dużo sie rozpisałam ale krócej nie dałam rady aha tak dla przyszłych mam rodzących strach tylko ma wielkie oczy i nie dawajcie mu się,życze wam powodzenia i bez bolesnych porodów.
A więc... Była sobie spokojna nocka z czwartku na piątek czyli z 2luty na 3luty:-)
obudziłam się była 4.50 po myślałam a wstanę i wysikam się gdy usiadłam na brzegu łóżka dziwnie się poczułam tak jak bym nie trzymała moczu gdy wstałam poczułam mokro i to dość sporo bo poleciało mi po nogach wiec poszłam do łazienki niby się wysikać no i co ja zaspana kobieta nie kontaktuje chyba bo niby to siku ale jakieś takie dziwne ale co tam zmieniłam bieliznę i wróciłam do łóżka zeby dalej smacznie spać no i tak zrobiłam ale co o 5.30 obudziłam się znowu mokra wiec pomyslałam że coś nie tak że nie czuje moczu<nawet mi przez moment nie przyszło do głowy że to wody tylko że coś z pęcherzem mi się stało >teraz to śmieszne ale wcześmiej byłam przerażona .znowu zmiana bielizny i połozyłam się do łóżka nagle dostałam oświecenia że torba w szafie jest nie spakowana do końca a mocz to chyba nie mocz bo zaś mam mokro wiec zerwałam się zapaliłam światło i pakowałam się do końca nawet nie wiem kiedy mąż już był w domu z pracy po nocnej zmianie i pyta a a ty co spać kochanie nie możesz i czekasz na mnie? z uśmiechem takim szerokim jak pomarańcza a ja nie umiałam ze strachu mu odpowiedzieć że to chyba już się zaczeło nie powiedziałam mu nic tylko popatrzałam na torbe pod drzwiami i on terz tam spojrzał i powiedział nie martw się damy rade bedzie dobrze tylko mi tu nie płacz bo się zestresuje i bedzie po mnie usmiechnoł się przytulił i kazał się ubierać.
Wiec szybko pod prysznic ubrałam się no i do wyjścia a tu co autko nie chciało odpalić bo stało całą nockę na polu bo mąż z kolega pojechał do pracy,mróz minus 25 wiec troche jeszcze musiałam uzbroić się w cierpliwość,no ale autko wkońcu odpaliło i pojechaliśmy do ŻYWCA NA IP bo najbliżej a gdyby to nie poród zawsze wrócimy do domu i później pojedziemy na Bielsko.
O 8ej zostałam przyjeta na szpital lekarz stwierdził sączenie się wód płodowych i że już mnie nie wypuści bo nie chce mnie i dzidzi miedź na sumieniu,wiec czy chciałam czy też nie zostałam w Żywieckim Szpitalu,chyba widział że coś nie tak i zapytał czy pani chciała rodzić gdzieś indziej tak??? odpowiedziałam że że niie nie bo gdzie bym jechała jak ty mam blisko skłamałam go bo się bałam a pan doktor mówi no to dobrze bo już myślałem ze nasłuchała się pani tych nie przyjemnych opini na temat naszego szpitala wiec nic ja dalej mu nie mówiłam ale on chyba wyczuł że się boje i powiedział te stare i złe czasu tu już mineły a jest pani.kazał się przebrać po czym zaprowadził mnie ze siostrą na sale gdzie były nas 3rodzące kobietki i czekałyśmy na poród,dostałam zastrzyk pobrali mi krew mocz i kazali leżec i jak naj mniej chodzić mąż biedak po nocnej zmianie siedział i czekał na rozwuj sytuacji bo chciał być ze mną a tu nic wody tylko się osłabiły już tak nie ciekły a bóli nie było wiec wysłałam go do domu żeby pojechał i się przespał,i tak przelażałam cały piątek w szpitalu smętnie i czekając na bole które przyszły na mnie dopiero rano o 5 w sobote,ale były słabe wiec czekałam dalej po tem o 8ej przyszedł lekarz zapytał czy bóle są wiekrze wiec obrobine były mocniejsze ale nic dawało się jeszcze wytrzymać ale już za 30minut sama poszłam na porodówkę zgłosić że boli mocniej wiec zrobili mi ktg i wykazałao że sa skurcze ale nie za duże a mi się zdawało że mocne lekarz oznajmił mi że musze się zgodzić na oxy jeśli chce urodzić bo są słabe skurcze a czas nas goni bo wody płodowe się robią mniejsze i dzidzi bedzie zaraz to przeszkadzać wiec zgodziłam się chociaż wiem jak ta kroplówka działa no i podziałała skurcze szybko narosły rozwardzie robiło się większe a ja zamiast coraz bardziej silniejsza żeby miedz siłe na parcie słabłam w oczach o godzinie 11ej miałam już serdecznie dość nie wytrzymywałam tych skurczy myślałam tylko o tym żeby to się już skończyło i powiedziałam do położnej błagammmm niech pani mi pomoże bo nie dam rady już powiedziała że zawoła lekarza i coś poradzi napewno poszła zaraz wróciła i powiedziała lekarz na bloku ma cc musimy Kasiu czekać dasz rade musisz mi zaufać a bedzie dobrze możesz stekać krzyczeć ale nie zasypiaj mi miedzy skurczami i tak przetrwałam do wizyty lekarza i usłyszałam siostro jeśli pacjętka nie urodzi do 30minut to na blok a ja ide na kawe a ty Kasia dawaj z siebie wszystko bo czas nas goni i urodzic musisz a ciąć cie niechce poklepał po ramieniu pogłaskał po głowie i dodał bedzie dobrze nie zasypiaj.Dziewczyny byłam tak padnieta że myślałam że zejde z tego światu już czasem juz nawet nie pamietałam co do mnie mówili ale dzieki zajebistej połorznej która była nie opłacona tylko tak o prostu traf chciał że na nią trafiłam była akurat na tej zmianie URODZIŁAM SIŁAMI NATURY O 12:15 CÓRKĘ to tylko dzieki niej dałam rade bo cały czas ze mną rozmawiała wybudzała i wspierała,No niestety mąż nie był ze mną na porodówce bo nie chciałam ale słyszał wszystko na korytarzu bo w domu nieumiał wysiedzieć i przyjechał do szpitala tam usłyszał że już rodze i jestem w ostatniej fazie wiec kazali czekac chodził pod drzwiami i nad słuchiwał o czym dziś dopiero mi powiedział ze słyszał jak położna powiedziała jeszcze 2razy i bedzie dzidziuś usłyszałem jak on to mówi twój krzyk.....cisza..... i płacz dziecka zrobiło mi się tak miekko w nogach że usiadłem na krześle zaraz wyszła jakaś siostra i mi powiedziała że urodziłaś córkę.kurcze niezapomne tego,szkoda że mi nie pozwoliłaś rodzic z tobą ale jak już tak chciałaś i tak jestem z ciebie dumny że dałeś rade w końcu mówiłem że dasz rade:-) po porodzie na sali porodowej usłyszałam od lekarza noooo pani Kasi dzielnie to pani poszłaooooo a już miałem ciąć gratuluje córeczki no i do zobaczenia rano bo teraz ide już do domu.WIEC WCALE NIE BYŁO TAK ŹLE W TYM SZPITALU JAK SIĘ OBAWIAŁAM a może tylko trafiłam na ludzką zmiane nie wiem nie wnikam dla mnie było opieka dobra i nie narzekam.Za dużo sie rozpisałam ale krócej nie dałam rady aha tak dla przyszłych mam rodzących strach tylko ma wielkie oczy i nie dawajcie mu się,życze wam powodzenia i bez bolesnych porodów.
*Vanilia*
Moderatorka
- Dołączył(a)
- 8 Maj 2011
- Postów
- 2 449
Opiszę wszystko na świeżo póki pamiętam
Więc jak już wiecie, jakieś nieregularne skurcze zaczęły się 06.02 w wieczornych godzinach. Nie przejęłam się zbytnio, i wysłałam m do łóżka. Myślałam że to skurcze przepowiadające ale bolało coraz bardziej i częściej więc stwierdziłam - spróbujemy prysznica. Ponoć przepowiadające po tym zabiegu przechodzą. Po prysznicu co prawda skurcze nie ustąpiły ale też się nie nasiliły....więc znów byłam w kropce
Jednak kiedy zrobiły się regularne i już bardzo bolesne obudziłam m z alarmem - jedziemy do szpitala! nawet nie spanikował za bardzo
Dojechaliśmy na IP, położna podpięła KTG, skurcze wykryło ale tylko 20-30% więc słabiutko. Przyszedł młody pan doktor mówiąc - noo nic się nie dzieje fajnieee - pomyślałam, to ciekawe co to są te skurcze
Wskoczyłam na fotel ginekologiczny i pan doktor trochę zdziwiony uznał że jednak coś się dzieje bo rozwarcie na 3 palce. Tak mnie zbadał że odszedł czop śluzowy, dużo i krwiście.....
Położyli mnie na przedporodową, podłączyli nospę a m wysłali do domu bo nic się nie rozkręcało.
Ta noc była nieprzespana, rodzące kobitki straszne dźwięki z siebie wydawały co napędziło mi niezłego stracha.
Rano nadal było 3 cm Położna stwierdziła - po lewatywce może coś ruszy....no i ruszyło
M przyjechał o 9.00 to skurcze były już dosyć bolesne. Koło 10 na badanie - ooo jest 4 cm. Ucieszyłam się bo to jakiś postęp
Zaczęliśmy spacerki po korytarzu. A skurcze się nasilały....w między czasie wzięło mnie na wymioty ale się dowiedziałam że to normalny a nawet dobry objaw.
Następne badanie i już 5 cm.....
Przy 6 cm rozwarcia przenieśli nas na blok porodowy, a tam już mogliśmy korzystać ze wszystkich dobrodziejstw. Piłek, worków sako, krzesełka z dziurką, wanny, prysznica.....
Jakoś na piłka przypadła mi do gustu, bujanie biodrami podczas skurczu przynosiło jakąś tam ulgę.
Potem wskoczyłam na godzinkę pod ciepły prysznic, i tam mi było na prawdę dobrze. Nawet drzemałam na krzesełku pod tym prysznicem między skurczami ( już byłam wykończona porodem i nieprzespaną nocą)
Po prysznicu badanko....i jest 7 cm
Potem znowu piłeczka......
Potem poszło już szybciutko. Położna była bardzo zadowolona z mojej współpracy, starałam się słuchać co do mnie mówi bo kobieta wie na czym rzecz polega i to na prawdę pomagało. Oddychałam przeponą tak jak trzeba, nie krzyczałam i nikogo nie wyzywałam - wzorowa rodząca hihi
Ojj przyszły parte, ale zabroniła mi przeć.....nooo too jest hardkor. Całe szczęście tylko 2 skurcze się tak pomęczyłam a potem już miałam pozwolenie na parcie.
Strasznie dziwne uczucie jak dzidziuś pcha się na świat......nawet nie wiem czy wtedy jeszcze boli....na pewno zdecydowanie inaczej niż dotychczas. Mnie np "tam" wszystko szczypało i rozpierało ale nie bolało.
Nie wiem ile było partych 6 może 7.....jak było widać włoski to dotknęłam główki. Polecam - daje powera do parcia
Po chwili położna wyciągnęła maleńką i położyła taką cieplutką na brzuchu....co za uczucie....popłakałam się na całego...spojrzałam na m i on też miał łzy w oczach.....nawet teraz jestem wzruszona...
Karolcia była okręcona pępowinką na około szyi i pod paszką ale nic złego się nie stało bo ledwo wyszła główka położna przecięła pępowinę. Potem m też jeszcze raz ją przeciął
Urodzenie łożyska nic a nic nie boli, samo wyskoczyło
Muszę pochwalić mojego męża. Był cudowny! nie wiem jak bez niego dałabym radę. Wspierał mnie ogromnie. Bałam się trochę jak zareaguje na krew, na odchody na tą całą otoczkę ale staną na wysokości zadania.
Pod koniec mówił jaka jestem dzielna i wspaniała.....i że już widać główkę
Obeszło się bez nacinania krocza, nawet nie pękłam.
Karolina przyszła na świat o 14.25. 54 cm długa i 2690 g. 10 pkt apgar
po porodzie trochę ze mną było problemów, bo bardzo krwawiłam i macica nie chciała się obkurczać. Nie widadomo było czy nie trzeba będzie czyścić. Całe szczęście obyło się bez.
Dziewczyny jednym słowem poród boli, nie ma się co oszukiwać że nie. Jednak mimo wszystko, mimo tego całego bólu na dzień dzisiejszy myślę że to najpiękniejszy dzień w moim życiu. Moment zobaczenia dziecka, poczucia go na sobie....nie do opisania. Wszystkim życzę takich emocji!
Więc jak już wiecie, jakieś nieregularne skurcze zaczęły się 06.02 w wieczornych godzinach. Nie przejęłam się zbytnio, i wysłałam m do łóżka. Myślałam że to skurcze przepowiadające ale bolało coraz bardziej i częściej więc stwierdziłam - spróbujemy prysznica. Ponoć przepowiadające po tym zabiegu przechodzą. Po prysznicu co prawda skurcze nie ustąpiły ale też się nie nasiliły....więc znów byłam w kropce
Jednak kiedy zrobiły się regularne i już bardzo bolesne obudziłam m z alarmem - jedziemy do szpitala! nawet nie spanikował za bardzo
Dojechaliśmy na IP, położna podpięła KTG, skurcze wykryło ale tylko 20-30% więc słabiutko. Przyszedł młody pan doktor mówiąc - noo nic się nie dzieje fajnieee - pomyślałam, to ciekawe co to są te skurcze
Wskoczyłam na fotel ginekologiczny i pan doktor trochę zdziwiony uznał że jednak coś się dzieje bo rozwarcie na 3 palce. Tak mnie zbadał że odszedł czop śluzowy, dużo i krwiście.....
Położyli mnie na przedporodową, podłączyli nospę a m wysłali do domu bo nic się nie rozkręcało.
Ta noc była nieprzespana, rodzące kobitki straszne dźwięki z siebie wydawały co napędziło mi niezłego stracha.
Rano nadal było 3 cm Położna stwierdziła - po lewatywce może coś ruszy....no i ruszyło
M przyjechał o 9.00 to skurcze były już dosyć bolesne. Koło 10 na badanie - ooo jest 4 cm. Ucieszyłam się bo to jakiś postęp
Zaczęliśmy spacerki po korytarzu. A skurcze się nasilały....w między czasie wzięło mnie na wymioty ale się dowiedziałam że to normalny a nawet dobry objaw.
Następne badanie i już 5 cm.....
Przy 6 cm rozwarcia przenieśli nas na blok porodowy, a tam już mogliśmy korzystać ze wszystkich dobrodziejstw. Piłek, worków sako, krzesełka z dziurką, wanny, prysznica.....
Jakoś na piłka przypadła mi do gustu, bujanie biodrami podczas skurczu przynosiło jakąś tam ulgę.
Potem wskoczyłam na godzinkę pod ciepły prysznic, i tam mi było na prawdę dobrze. Nawet drzemałam na krzesełku pod tym prysznicem między skurczami ( już byłam wykończona porodem i nieprzespaną nocą)
Po prysznicu badanko....i jest 7 cm
Potem znowu piłeczka......
Potem poszło już szybciutko. Położna była bardzo zadowolona z mojej współpracy, starałam się słuchać co do mnie mówi bo kobieta wie na czym rzecz polega i to na prawdę pomagało. Oddychałam przeponą tak jak trzeba, nie krzyczałam i nikogo nie wyzywałam - wzorowa rodząca hihi
Ojj przyszły parte, ale zabroniła mi przeć.....nooo too jest hardkor. Całe szczęście tylko 2 skurcze się tak pomęczyłam a potem już miałam pozwolenie na parcie.
Strasznie dziwne uczucie jak dzidziuś pcha się na świat......nawet nie wiem czy wtedy jeszcze boli....na pewno zdecydowanie inaczej niż dotychczas. Mnie np "tam" wszystko szczypało i rozpierało ale nie bolało.
Nie wiem ile było partych 6 może 7.....jak było widać włoski to dotknęłam główki. Polecam - daje powera do parcia
Po chwili położna wyciągnęła maleńką i położyła taką cieplutką na brzuchu....co za uczucie....popłakałam się na całego...spojrzałam na m i on też miał łzy w oczach.....nawet teraz jestem wzruszona...
Karolcia była okręcona pępowinką na około szyi i pod paszką ale nic złego się nie stało bo ledwo wyszła główka położna przecięła pępowinę. Potem m też jeszcze raz ją przeciął
Urodzenie łożyska nic a nic nie boli, samo wyskoczyło
Muszę pochwalić mojego męża. Był cudowny! nie wiem jak bez niego dałabym radę. Wspierał mnie ogromnie. Bałam się trochę jak zareaguje na krew, na odchody na tą całą otoczkę ale staną na wysokości zadania.
Pod koniec mówił jaka jestem dzielna i wspaniała.....i że już widać główkę
Obeszło się bez nacinania krocza, nawet nie pękłam.
Karolina przyszła na świat o 14.25. 54 cm długa i 2690 g. 10 pkt apgar
po porodzie trochę ze mną było problemów, bo bardzo krwawiłam i macica nie chciała się obkurczać. Nie widadomo było czy nie trzeba będzie czyścić. Całe szczęście obyło się bez.
Dziewczyny jednym słowem poród boli, nie ma się co oszukiwać że nie. Jednak mimo wszystko, mimo tego całego bólu na dzień dzisiejszy myślę że to najpiękniejszy dzień w moim życiu. Moment zobaczenia dziecka, poczucia go na sobie....nie do opisania. Wszystkim życzę takich emocji!
reklama
OlciaLolcia
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 19 Czerwiec 2011
- Postów
- 547
To Kobietki czas i na mnie... :-)
Wieczorkiem 10.02 wykąpałam się, ogarnęłam, depilacja, henna itd :-) i śmiałam się do mamci, że jestem gotowa doporodu. Skurcze miałam dosyć silne, ale nie chciałam panikować, żeby mnie znowunie odesłali. Położyłam się więc spać. Ok 3 nad ranem obudził mnie dziwny bólbrzucha... Tak kręciło jak na dwójeczkę wstałam do wc, ale nic. Wróciłam do łóżka inagle bach... Mokro. Wstałam sobie spokojnie, założyłam podpachę i idę budzić mamcię.Mamcia szok, panika, a ja głupawki dostałam i się śmiałam, jak głupi do sera zewszystkiego Zadzwoniłyśmy po ciotkę i pojechałyśmy doszpitala. W szpitalu lekarz powiedział, że rozwarcia nie ma, akcja skurczowateż jest taka a nie inna, więc dadzą mi antybiotyk, żeby Junior nie dostałzakażenia i mam się połozyć i czekać. No ale jak tu spać... Na sali byłam zdziewczyną, która już miała swoje maleństwo, więc zajęłam się zachwycaniem nadmałym Mateuszkiem :-). Skurcze były coraz silniejsze i w corazkrótszych odstępach czasu. Poszłam na ktg, ale lekarz stwierdził, że to dalejnie to. Mam czekać!!! No ok, to on w końcu jest lekarzem. Wie co robi...
Napisałam do BB. Zapytał, czy potrzebuję czegoś, czy ma przyjechać. Bałam sięcholercia, więc powiedziałam mu, żeby przyjechał. Zabrał odrazu mamcię moją iprzyjechali razem. I czekaliśmy. Już ledwo żyłam, BB cały czas powtarzał, żebędzie ze mną choćby nie wiem co. Masował mi plecki, pomagał chodzić itd.
O 15 poszłam na kolejne ktg i tu szok... Nagle złapał mnie taki ból, żemyślałam, że zwariuję... Byłam sama akurat, położna wyszła a mamci i BBpowiedzieli, że mają poczekać na korytarzu bo bądź co bądź poród jeszcze sięnie zaczął teoretycznie... Wcisnęłam głowę w poduszkę, żeby nie krzyczeć. Niechciałam wyjść na histeryczkę, w końcu szykowałam się na to, że będzie bolalo,prawda... Po jakimś czasie przyszła położna patrzy na wydruk i do mnie krzyczy,dlaczego nikogo nie wołam itd. Przybiegła lekarz, bach kroplówka narozkurczenie. Powiedział, że mam szykować się na cięzki poród, bo mam tendencjędo skurczy tężcowych. Skurcz nakłada się na skurcz bez żadnego odstępu czasu.Ten trwał akurat 15min... Ale pan doktor z uśmiechem na twarzy powiedział, żedam radę. W końcu nie ja pierwsza przez to przechodzę. Zbadał mnie i... Kazałwrócić na salę, bo rozwarcia nie ma. Zapytałam, czy nie da się tego jakośprzyspieszyć, że już dawno mi wody odeszły itd. Powiedział, że nie będąingerować w naturę...
Wróciłam więc na salę, w BB się gotowało, mamcia cała się trzęsła z nerwów, aja próbowałam się uśmiechać i mówilam, że wszystko jest ok, daję radę itd.Długo na sali nie pobyłam, przed 17 już nie mogłam się uśmiechać... Ledwozatoczyłam się na porodówkę i proszę... Rozwarcie na 3cm. Dalej mało, ale jużcoś. Tylko, że ja już siły nie miałam Chciałam znieczulenie, powiedziałam, żenie dam rady urodzić. Zawiodłam się na sobie, ale cholera wiedziałam, że niedam rady. Położna powiedziała, że każda tak mówi. Poza tym muszę poczekać ażrozwarcie będzie na 4-5cm, wtedy możemy mówić o znieczuleniu. Zapytała kogochcę przy porodzie. Powiedziałam, żeby BB odwiózł mamcię i wrócił. Tak teżzrobił. A mi w międzyczasie położna zaaplikowała czopki na rozwarcie. W ciągu15min zrobiło się na 10cm. Myślałam, że mnie rozrywa, darłam się w niebogłosy.Powiedziałam, że jak mi nie da tego cholernego znieczulenia to ich wszystkichpozabijam . I co... Niestety, rozwarcie jest już zaduże na znieczulenie. I się zaczęło... Ok godz 18 bóle parte. Pytałam, gdziejest BB, że chcę go przy sobie. Bardzo krwawiłam... A położna do mnie: "Nowiesz... Różnie bywa przy porodach... Może dojść do krępującej sytuacji... Niebędziesz się wstydzić?" Byłam w szoku!!! Nie tego się spodziewałam...Mówię: "Że co, mogę się po***ć?! Trudno!! Chcę go tutaj" Wtedy mipowiedziła, że jest to bardzo ciężki poród i lepiej, żeby na to nie patrzył. Ityle. Nie miałam siły się kłócić. Co najlepsze, kiedy BB zadzwonił na dzwonek,został poinformowany, że pani Aleksandra raczej go sobie nie życzy przyporodzie... Więc usiadł i czekał.
Rodziłam na leżąco, na boku, na klęcząco, na stojąco... Nic. Kazała mi sięznowu położyć i przeć. Mówi, że widzi główkę, ale że się cofa. I kolejne podejście... Skurcze zaczęły tak jakby... zanikać. Były bardzo krótkie. Powiedziała, że trzeba podać oksy... Podłączyli mi kroplówkę. Kazała znowu stanąć. I wtedy po skurczu sprawdziła któryś raz z kolei tętno Juniorka i szok... Brak tętna... Krzyk, panika. Przybiegła druga położna z maską tlenową. Kazały mi następny skurcz przeoddychać. Ja oddycham, tętna dalej brak... Odrazu alarm, przybiegła pielęgniarka z cewnikiem, lekarz z dokumentami i odrazu na salę operacyjną. Cała akcja trwała może z minutkę, ale jak wjechali tym łóżkiem na salę, to tak jak w fimach... Wszyscy już gotowi byli, w maskach, fartuchach. Dostałam znieczulenie w kręgosłup, krzyczałam, że mają mnie ciąć na żywca, że mają dziecko ratować, a nie czekać aż znieczulenie zacznie działać. Ale chwila moment i już można było działać. Szybko go wyciągnęli, miałam ten parawan, ale widziałam jak go niosą... Pytałam czemu nie płacze, tak bardzo się bałam... Lekarz tylko powiedział pielęgniarkom: "Szybko go odwijajcie". Cały był zaplątany. I nagle usłyszałam jak kwili. Tak się popłakałam. Chciałam go odrazu zobaczyć, ale musięli go zbadać. Na szczęście BB był za drzwiami i odrazu go zawołali. Był przy mierzeniu, ważeniu i badaniu. Wszystko nagrał :-). Przyniosły mi go na chwilkę, żebyśmy mogli się przywitać. A jak zabrali, to zanieśli do BB. Mnie szyli, a oni sobie siedzieli i się poznawali :-). Jak już mnie wywieźli, to BB miał świeczki w oczach. Wycałował mnie, wyściskał. Powiedział, że mam najwspanialszego synka pod Słońcem i że go porobiło hehe. Że spisałam się na medal. "Ale do ojca to on w ogóle podobny nie jest... Cała Ty"
Na karmienie przywieźli mi Juniorka dopiero na drugi dzień. BB oczywiście był z nami i tak mu się mordka cieszyła. Cały czas tylko fotki pstrykał, kręcił filmiki, nosił Sebusia na rękach, kładł mi go do łóżka, jak miałam karmić, a jeszcze wstać nie mogłam za bardzo :-). Później zgadaliśmy się jak to było z tym porodem, dlaczego go ze mną nie było. Był taki wściekły, że chciał iść do tej położnej, ale powiedziałammu, że nie ma sensu. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. Ale strachu najedliśmy się ogromnego.
Powiem szczerze, że rozczarowałam się bardzo tym szpitalem. Sugerowałam się tylko pozytywnymi opiniami, tych negatywnych nie brałam pod uwagę. I przypomniały mi się słowa znajomej. Że ten szpital zbiera laury za te udane porody, a kiedy zdarza się cięższy przypadek, to wszyscy milczą... Coś w tym jest.
Wieczorkiem 10.02 wykąpałam się, ogarnęłam, depilacja, henna itd :-) i śmiałam się do mamci, że jestem gotowa doporodu. Skurcze miałam dosyć silne, ale nie chciałam panikować, żeby mnie znowunie odesłali. Położyłam się więc spać. Ok 3 nad ranem obudził mnie dziwny bólbrzucha... Tak kręciło jak na dwójeczkę wstałam do wc, ale nic. Wróciłam do łóżka inagle bach... Mokro. Wstałam sobie spokojnie, założyłam podpachę i idę budzić mamcię.Mamcia szok, panika, a ja głupawki dostałam i się śmiałam, jak głupi do sera zewszystkiego Zadzwoniłyśmy po ciotkę i pojechałyśmy doszpitala. W szpitalu lekarz powiedział, że rozwarcia nie ma, akcja skurczowateż jest taka a nie inna, więc dadzą mi antybiotyk, żeby Junior nie dostałzakażenia i mam się połozyć i czekać. No ale jak tu spać... Na sali byłam zdziewczyną, która już miała swoje maleństwo, więc zajęłam się zachwycaniem nadmałym Mateuszkiem :-). Skurcze były coraz silniejsze i w corazkrótszych odstępach czasu. Poszłam na ktg, ale lekarz stwierdził, że to dalejnie to. Mam czekać!!! No ok, to on w końcu jest lekarzem. Wie co robi...
Napisałam do BB. Zapytał, czy potrzebuję czegoś, czy ma przyjechać. Bałam sięcholercia, więc powiedziałam mu, żeby przyjechał. Zabrał odrazu mamcię moją iprzyjechali razem. I czekaliśmy. Już ledwo żyłam, BB cały czas powtarzał, żebędzie ze mną choćby nie wiem co. Masował mi plecki, pomagał chodzić itd.
O 15 poszłam na kolejne ktg i tu szok... Nagle złapał mnie taki ból, żemyślałam, że zwariuję... Byłam sama akurat, położna wyszła a mamci i BBpowiedzieli, że mają poczekać na korytarzu bo bądź co bądź poród jeszcze sięnie zaczął teoretycznie... Wcisnęłam głowę w poduszkę, żeby nie krzyczeć. Niechciałam wyjść na histeryczkę, w końcu szykowałam się na to, że będzie bolalo,prawda... Po jakimś czasie przyszła położna patrzy na wydruk i do mnie krzyczy,dlaczego nikogo nie wołam itd. Przybiegła lekarz, bach kroplówka narozkurczenie. Powiedział, że mam szykować się na cięzki poród, bo mam tendencjędo skurczy tężcowych. Skurcz nakłada się na skurcz bez żadnego odstępu czasu.Ten trwał akurat 15min... Ale pan doktor z uśmiechem na twarzy powiedział, żedam radę. W końcu nie ja pierwsza przez to przechodzę. Zbadał mnie i... Kazałwrócić na salę, bo rozwarcia nie ma. Zapytałam, czy nie da się tego jakośprzyspieszyć, że już dawno mi wody odeszły itd. Powiedział, że nie będąingerować w naturę...
Wróciłam więc na salę, w BB się gotowało, mamcia cała się trzęsła z nerwów, aja próbowałam się uśmiechać i mówilam, że wszystko jest ok, daję radę itd.Długo na sali nie pobyłam, przed 17 już nie mogłam się uśmiechać... Ledwozatoczyłam się na porodówkę i proszę... Rozwarcie na 3cm. Dalej mało, ale jużcoś. Tylko, że ja już siły nie miałam Chciałam znieczulenie, powiedziałam, żenie dam rady urodzić. Zawiodłam się na sobie, ale cholera wiedziałam, że niedam rady. Położna powiedziała, że każda tak mówi. Poza tym muszę poczekać ażrozwarcie będzie na 4-5cm, wtedy możemy mówić o znieczuleniu. Zapytała kogochcę przy porodzie. Powiedziałam, żeby BB odwiózł mamcię i wrócił. Tak teżzrobił. A mi w międzyczasie położna zaaplikowała czopki na rozwarcie. W ciągu15min zrobiło się na 10cm. Myślałam, że mnie rozrywa, darłam się w niebogłosy.Powiedziałam, że jak mi nie da tego cholernego znieczulenia to ich wszystkichpozabijam . I co... Niestety, rozwarcie jest już zaduże na znieczulenie. I się zaczęło... Ok godz 18 bóle parte. Pytałam, gdziejest BB, że chcę go przy sobie. Bardzo krwawiłam... A położna do mnie: "Nowiesz... Różnie bywa przy porodach... Może dojść do krępującej sytuacji... Niebędziesz się wstydzić?" Byłam w szoku!!! Nie tego się spodziewałam...Mówię: "Że co, mogę się po***ć?! Trudno!! Chcę go tutaj" Wtedy mipowiedziła, że jest to bardzo ciężki poród i lepiej, żeby na to nie patrzył. Ityle. Nie miałam siły się kłócić. Co najlepsze, kiedy BB zadzwonił na dzwonek,został poinformowany, że pani Aleksandra raczej go sobie nie życzy przyporodzie... Więc usiadł i czekał.
Rodziłam na leżąco, na boku, na klęcząco, na stojąco... Nic. Kazała mi sięznowu położyć i przeć. Mówi, że widzi główkę, ale że się cofa. I kolejne podejście... Skurcze zaczęły tak jakby... zanikać. Były bardzo krótkie. Powiedziała, że trzeba podać oksy... Podłączyli mi kroplówkę. Kazała znowu stanąć. I wtedy po skurczu sprawdziła któryś raz z kolei tętno Juniorka i szok... Brak tętna... Krzyk, panika. Przybiegła druga położna z maską tlenową. Kazały mi następny skurcz przeoddychać. Ja oddycham, tętna dalej brak... Odrazu alarm, przybiegła pielęgniarka z cewnikiem, lekarz z dokumentami i odrazu na salę operacyjną. Cała akcja trwała może z minutkę, ale jak wjechali tym łóżkiem na salę, to tak jak w fimach... Wszyscy już gotowi byli, w maskach, fartuchach. Dostałam znieczulenie w kręgosłup, krzyczałam, że mają mnie ciąć na żywca, że mają dziecko ratować, a nie czekać aż znieczulenie zacznie działać. Ale chwila moment i już można było działać. Szybko go wyciągnęli, miałam ten parawan, ale widziałam jak go niosą... Pytałam czemu nie płacze, tak bardzo się bałam... Lekarz tylko powiedział pielęgniarkom: "Szybko go odwijajcie". Cały był zaplątany. I nagle usłyszałam jak kwili. Tak się popłakałam. Chciałam go odrazu zobaczyć, ale musięli go zbadać. Na szczęście BB był za drzwiami i odrazu go zawołali. Był przy mierzeniu, ważeniu i badaniu. Wszystko nagrał :-). Przyniosły mi go na chwilkę, żebyśmy mogli się przywitać. A jak zabrali, to zanieśli do BB. Mnie szyli, a oni sobie siedzieli i się poznawali :-). Jak już mnie wywieźli, to BB miał świeczki w oczach. Wycałował mnie, wyściskał. Powiedział, że mam najwspanialszego synka pod Słońcem i że go porobiło hehe. Że spisałam się na medal. "Ale do ojca to on w ogóle podobny nie jest... Cała Ty"
Na karmienie przywieźli mi Juniorka dopiero na drugi dzień. BB oczywiście był z nami i tak mu się mordka cieszyła. Cały czas tylko fotki pstrykał, kręcił filmiki, nosił Sebusia na rękach, kładł mi go do łóżka, jak miałam karmić, a jeszcze wstać nie mogłam za bardzo :-). Później zgadaliśmy się jak to było z tym porodem, dlaczego go ze mną nie było. Był taki wściekły, że chciał iść do tej położnej, ale powiedziałammu, że nie ma sensu. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. Ale strachu najedliśmy się ogromnego.
Powiem szczerze, że rozczarowałam się bardzo tym szpitalem. Sugerowałam się tylko pozytywnymi opiniami, tych negatywnych nie brałam pod uwagę. I przypomniały mi się słowa znajomej. Że ten szpital zbiera laury za te udane porody, a kiedy zdarza się cięższy przypadek, to wszyscy milczą... Coś w tym jest.
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 2 tys
- Wyświetleń
- 77 tys
- Odpowiedzi
- 2 tys
- Wyświetleń
- 114 tys
- Odpowiedzi
- 6 tys
- Wyświetleń
- 321 tys
- Odpowiedzi
- 67
- Wyświetleń
- 6 tys
- Odpowiedzi
- 9 tys
- Wyświetleń
- 476 tys
Podziel się: