Trauma poporodowa minela i jestem gotowa na moja opowiesc z porodowki. W sobote bylismy na imieninach u mojej siostry. Najadlam sie za trzech samych pysznosci, toast wnosilam picolo i jak wrocilismy do domu to stwoerdzilam ze jestem gotowa i dzidzia moglaby juz sie pojawic na swiecie, ale dzidzia - cisza. No to z mezem postawilismy na przytulanki - dalej cisza, wiec poszlismy spac. W niedziele pospalismy do pozna, o 11:15 obudzilam sie i po chwili poczulam, ze cos mi mogro w pizamce. Poszlam do lazienki i faktycznie troche mokro bylo, ale nie mialam pewnosci czy to wody, bo duzo ich nie bylo. Obudzialam meza mowiac ze to chyba juz ale z duzym znakiem zapytania. On oczywiscie juz zaraz zabieral sie do wyjazdu do szpitala, ale za rada mojego gin wiedzialam ze jesli wody sa jasne i nie odeszlo ich duzo mam czas i ze spokojem wykapalam sie, zjadlam sniadanko, zabralismy torbe i wyruszylismy (dodam nic nikomu z rodziny nie mowiac). Dojechalismy na IP o 14:30 tam lekarz zrobil mi badanie i powiedzial ze przyjmie mnie na porodowke zeby zrobic specjalistyczne badanie pod katem tego czy faktycznie peknal mi pecherz bo na IP nie moze tego stwierdzic. No i jak po tym badaniu wstalam to mi mocno chlupnelo i to z krwia wiec juz bylam pewna ze idziemy rodzic, choc nadal nie odczuwalam zadnych skurczy. Na oddziale porodowym przydzielono nam zaje.....sta polozna, ktora zaprosila nas na sale lawendowa (szpital Raszei w Poznaniu) - czyli fioletowa, tą którą sobie wymarzyłam. Skurczy dalej brak, i stwierdzili ze jesli w ciagu kilku godzin sie nie pojawia to podadza mi kroplowke z oksy, a tak to dali tylko antybiotyk, bo minelo za duzo czasu od pekniecia pecherza. Polozna chcac uchronic mnie przed oksy zlecila jakie cwiczenia mam wykonywac wiec zabralismy sie do roboty. Przy przygaszonym swiatelku w mojej upatrzonej fioletowej sali, przy ulubionej muzyczce z laptopa wykonywalismy z m serie cwiczen az sie zaczely skurcze samoistnie - pomyslalam suuuuper. Byly malo bolesne, takie sobie miesiaczkowe, a klimat na tej porodowce i przesympatyczna polozna powodowaly, ze do tej pory porod byl bardzo milym przezyciem - zarowno dla mnie jak i dla m. Ale niestety o 19 polozna sie zmienila, w tym czasie kiedy moje skurcze zaczely sie nasilac i czulam ze jest coraz gorzej. Lekarz tez byl calkiem fajny, zaproponowal cos na znieczulenie, ale powiedzial, ze srodek ten moze spowolnic akcje porodowa, a ja ze mialam juz pomalu dosc, bo bol sie nasilam a rozwarcie slabo szlo to stwierdzialam ze wole bez znieczulenia, byle szybciej ( i nie ukrywam, ze chcialam zeby mala sie urodzila w dzien dziadka - ona byla by z 22.01, a ja z 22.10, poza tym w moich wyobrazeniach porodu nastepowalo to w nocy i padal snieg - za sniegiem nie chcialam czekac, ale noc juz byla i nie mialam zamiaru czekac do rana). Nowa polozna nie byla juz tak fajna, zla niby tez nie, ale taka troche sluzbowa. Chcialam skorzystac z kapieli w wannie bo mielismy ja na sali, ale stwierdzila ze jest jeszcze za szybko na kapiel, za slabe bol (a byly juz masakryczne) no i po pół godzinie okazalo sie ze mam 9 cm rozwarcia i na wanne za pozno. Po chwili przyszedl lekarz i sie zaczely bole parte. Wiec my do dziela. Nie jestem w stanie Wam opisac jakie bylo moje przerazenie kiedy poczulam tam na dole glowke dzidzi - mialam wrazenie ze jest ogromna i nigdy nie bede w stanie jej urodzic. Ale do tej pory wszystko toczylo sie naturalnie bez oksy, bez znieczulenia. Przed 7 parciem lekarz stwierdzil ze mam za slabe skurcze i podlaczyl mi oksy, w czasie tego 7 parcia nacial krocze a ja urodzilam glowke malej, potem jeszcze tylko jeden skurcz i juz byla reszta. Mala od razu zaczela plakac, tak cichutko w miare ale ja slyszlam. M przecial pepowine (nie wspomnialam ze przez caly czas byl bardzo dzielny i mnie wspieral jak nie wiem, wiec bez niego chyba bym sobie nie poradzila) jak przestala tetnic i dostalam mala na piersi. Byla cudowna, malutka i taka cieplutka, ale poniewaz czulam ze robi sie jej zimno oddalam ja na stolik narodzin czy jakos tak oni to nazywaja. M poszedl zaraz za nia chociaz ja w tym czasie tez ja widzialam z boku. Potem juz tylko lozysko - bardzo szybko i prawie bezpolenie wyparlam i zostalo mi zszyanie. Lekarz zrobil to szycie bardzo profesjonalnie chociaz troche bolalo, zalozyl mi 3 szwy w srodku i 6 na zewnatrz - nie wiem czy to duzo czy malo, ale na razie goi sie supr. Potem dostalam mala na 1,5 h do siebie, poprosilam polozna zeby pomogla mi przystawic mala do piersi i poszlo nam od razu - Kornelka wiedziala o co chodzi i ssala patrzac mi w oczy. Niesamowite uczucie, nie do opisania, nie do przezycia - po prostu jakas magia. Potem juz bylo z gorki na oddziale polozniczym. W karcie wpisali mi ze pierwszy okres porodu trwal 6 h 50 min a drugi okres 18 minut wiec chyba nie tak zle. Poczatkowo bylam przerazona tym porodem, ale teraz jak juz Kornelka jest z nami wynagradza mi wszystko co bylo zle i ciezkie i u Was na pewno tez tak bedzie i tego Wam życze :-)