estragon
mamusia synusia:P
- Dołączył(a)
- 30 Wrzesień 2009
- Postów
- 7 920
No to czas na mnie))
Pomijając wcześniejsze perypetie szpitalne i fakt, że już leżałam 2 razy na porodówce jeszcze przed porodem oraz to, że z braku miejsc na oddziale spędziłam noc na porodówce i spałam na łóżku porodowym, to mogę stwierdzic, że poród był szybki Miał byc w innym szpitalu, z mężem, ale w związku z komplikacjami niestety nie udało się:/, ale z perspektywy czasu myślę, że dobrze, że mąż nie musiał tego wszystkiego oglądac...
Pierwsze skurcze miałam już o 2 w nocy (wyrwały mnie ze snu) i były od razu co 4 minuty. Były to bóle krzyżowe, więc bolało jak ch...a, więc od razu zaczęłam krzyczec, dobrze, że byłam sama na sali. Zadzwoniłam do Mamy i poprosiłam Ją tylko o to, żeby liczyła co ile są te skurcze, gdy potwierdziła, że regularnie co 4 minuty, poszłam do dyżurki pielęgniarskej i zostałam odprowadzona na porodówkę. Po zbadaniu położna stwierdziła 1 cm rozwarcie i odesłała mnie z powrotem na salę. Niestety już nie zasnęłam tylko znów zadzwoniłam do Mamy i krzyczałam Jej do słuchawki. Tak wytrzymałam do 4 rano i znów to samo. Na porodówce położna opier..a mnie, że po pierwsze krzyczę, po drugie- jak się będę tak rzucac po łóżku, to je zaraz złamę, po trzecie- że jak mogłam nie chodzic do szkoły rodzenia. Po czym podpięła mnie pod KTG i poszła spac, a ja zaciskając pięści i zęby na poduszce oraz odmawiając różaniec, żeby ta stara prukwa poszła do domu, a na zamianie rannej była fajna położna leżałam tak do 7 rano... Na szczęście na rannej zmianie była świetna położna. Po odpięciu mnie od KTG stwierdziła 3 cm rozwarcia i posadziła mnie na sako, co było dla mnie wybawieniem, bo stac niestety nie mogłam...Pamiętam, że też przysypiałam jak skurcz odpuszczał. W pewnym momencie jak stałam przy łóżku poczułam, że muszę przec, wtedy po zbadaniu stwierdzili, że jest już 10 cm, położna przebiła pęcherz, a była dopiero 9.40, no i że rodzimy.
Niestety szybka I faza nie świadczyła, że II będzie taka sama. Nie mogłam urodzic Karolka przez 40 minut. Miałam ze 40 skurczy partych, aż w końcu mi zanikły... Ze 3 razy mi "wracał"... Lekarz naciskał na brzuch, ale nie byłam w stanie Go wypchnąc. Po zaniknięciu skurczy podali mi kroplówkę, ale dośc szybko wyrwałam sobie wenflon i powbijałam go sobie podobno w nogi, a ślady po paznokciach mam do dziś W końcu nie wiem jakim cudem udało mi się urodzic moje maleństwo. Gdy usłyszłam Jego krzyk i gdy położyli mi Go na piersi poczułam ulgę... ale tylko na chwilę. Później okazało się, że łożysko było przyrośnięte i też nie mogłam go wypchnąc. To, co później się działo wyglądało jak rzeź, wiem, że mnie łyżeczkowali, słyszłam teksty typu "kulkowanie odbytu", widziałam nożyczki, igły i inne narzędzia w moim kroczu, było mnóstwo krwi. Wszystko bez znieczulenia, a ja nie miałam nawet siły płakac. III faza trwała ponad godzinę i była koszmarna. Nie wiem ile mam szwów, ale na pewno na zewnątrz, miałam pękniętą szyjkę, więc tam też mnie szyli i to było mega bolesne oraz odbyt.
Kocham moje dziecko najmocniej w świecie, ale bólu pewnie nie zapomnę nigdy, nie wiem też czy kiedykolwiek zdecyduję się jeszcze na dziecko, ale na pewno nie na poród siłami natury.
Pomijając wcześniejsze perypetie szpitalne i fakt, że już leżałam 2 razy na porodówce jeszcze przed porodem oraz to, że z braku miejsc na oddziale spędziłam noc na porodówce i spałam na łóżku porodowym, to mogę stwierdzic, że poród był szybki Miał byc w innym szpitalu, z mężem, ale w związku z komplikacjami niestety nie udało się:/, ale z perspektywy czasu myślę, że dobrze, że mąż nie musiał tego wszystkiego oglądac...
Pierwsze skurcze miałam już o 2 w nocy (wyrwały mnie ze snu) i były od razu co 4 minuty. Były to bóle krzyżowe, więc bolało jak ch...a, więc od razu zaczęłam krzyczec, dobrze, że byłam sama na sali. Zadzwoniłam do Mamy i poprosiłam Ją tylko o to, żeby liczyła co ile są te skurcze, gdy potwierdziła, że regularnie co 4 minuty, poszłam do dyżurki pielęgniarskej i zostałam odprowadzona na porodówkę. Po zbadaniu położna stwierdziła 1 cm rozwarcie i odesłała mnie z powrotem na salę. Niestety już nie zasnęłam tylko znów zadzwoniłam do Mamy i krzyczałam Jej do słuchawki. Tak wytrzymałam do 4 rano i znów to samo. Na porodówce położna opier..a mnie, że po pierwsze krzyczę, po drugie- jak się będę tak rzucac po łóżku, to je zaraz złamę, po trzecie- że jak mogłam nie chodzic do szkoły rodzenia. Po czym podpięła mnie pod KTG i poszła spac, a ja zaciskając pięści i zęby na poduszce oraz odmawiając różaniec, żeby ta stara prukwa poszła do domu, a na zamianie rannej była fajna położna leżałam tak do 7 rano... Na szczęście na rannej zmianie była świetna położna. Po odpięciu mnie od KTG stwierdziła 3 cm rozwarcia i posadziła mnie na sako, co było dla mnie wybawieniem, bo stac niestety nie mogłam...Pamiętam, że też przysypiałam jak skurcz odpuszczał. W pewnym momencie jak stałam przy łóżku poczułam, że muszę przec, wtedy po zbadaniu stwierdzili, że jest już 10 cm, położna przebiła pęcherz, a była dopiero 9.40, no i że rodzimy.
Niestety szybka I faza nie świadczyła, że II będzie taka sama. Nie mogłam urodzic Karolka przez 40 minut. Miałam ze 40 skurczy partych, aż w końcu mi zanikły... Ze 3 razy mi "wracał"... Lekarz naciskał na brzuch, ale nie byłam w stanie Go wypchnąc. Po zaniknięciu skurczy podali mi kroplówkę, ale dośc szybko wyrwałam sobie wenflon i powbijałam go sobie podobno w nogi, a ślady po paznokciach mam do dziś W końcu nie wiem jakim cudem udało mi się urodzic moje maleństwo. Gdy usłyszłam Jego krzyk i gdy położyli mi Go na piersi poczułam ulgę... ale tylko na chwilę. Później okazało się, że łożysko było przyrośnięte i też nie mogłam go wypchnąc. To, co później się działo wyglądało jak rzeź, wiem, że mnie łyżeczkowali, słyszłam teksty typu "kulkowanie odbytu", widziałam nożyczki, igły i inne narzędzia w moim kroczu, było mnóstwo krwi. Wszystko bez znieczulenia, a ja nie miałam nawet siły płakac. III faza trwała ponad godzinę i była koszmarna. Nie wiem ile mam szwów, ale na pewno na zewnątrz, miałam pękniętą szyjkę, więc tam też mnie szyli i to było mega bolesne oraz odbyt.
Kocham moje dziecko najmocniej w świecie, ale bólu pewnie nie zapomnę nigdy, nie wiem też czy kiedykolwiek zdecyduję się jeszcze na dziecko, ale na pewno nie na poród siłami natury.
Ostatnia edycja: