Cześć mamusie,
Na pewno kilka z was zastanawiało się co się ze mną dzieje, tym które wysłały mi wiadomości serdecznie po raz kolejny dziękuję.
Tak, żyję, a raczej żyjemy, choć ja byłam juz jedną nogą po tamtej stronie.
22/11 stawiłam się do szpitala na cesarkę o 6.00. Poczyniono badania, zmierzono ciśnienie itp. Byłam w takim szoku i stresie, że teraz nawet nie pamiętam co mi tam robili, prócz tego, że przebrali mnie w koszulę, koszmarnie wielką... Przed 8.00 zostałam zawieziona na malutką salkę operacyjną, gdzie bylo aż 7 osób (mój maz twierdzi, ze potem bylo ich nawet 10). Zastrzyk epiduralu wcale nie bolał, nie bolało nic i nic nie sprawiało problemu, procz tego, ze rece mi sie trzesły ze strachu jak i też całe moje ciało.
Nie czulam jak przecinają powłoki brzuszne, ale czułam jak grzebali w brzuchu. NIe mogłam tego znieść, zaciskałam ręcę - nie z bólu, ale z doznań, których wcześniej nie doświadczałam.
Jak dla mnie - bylo to cos okropnego. 1000 razy wolę bóle porodowe niż zniesienie cesarki, a wiem co to znaczy, bo dwa razy rodziłam normalnie.
Więc malutka urodzila się o czasie, zdrowa i duża. Z nią wszystko ok.
Dwa dni po cesarce kazali mi wstawać, dodam że ciecie z powodu ryzyka mialam wykonane wzdłuż brzucha, wiec duże i bardzo bolesne bo przecież tam masa mięśniowa.
Raz przyszła fizjoterapeutka aby pomoc, a potem sobie próbowalam sama wstawac.
Trzeciego dnia rano pozwolili mi isc pod prysznic, samej. Szczescie moje, ze pokoj dzielilam z dziewczyną, bo gdybym byla sama, to juz bym na 100% byla na cmentarzu.
Otóz po prysznicu zakrecilo mi sie w glowie, wyszlam z lazienki i szybkim krokiem chcialam rzucic sie na moje lozko, ale prawdopodobnie do niego nie doszlam.
Stracilam przytomnosc, upadlam na podloge waląc glowa w podlogę. Ocuciły mnie pielegniarki.
Otworzylam oczy i nie wiedzialam, gdzie jestem.
Nagle zorientowalam sie o co chodzi i zaczelam sie smiac, przy tym zaczelam tracic mozliwosc oddechu. Zawołali ludzi z pogotowia z Emergency, Ci przybiegli z maską tlenową..
Potem szybko mnie na skan i od razu stwierdzono: ZATOR PŁUC!
Potem mnie w ambulans i do drugiego wiekszego szpitala na sygnale. Po diagnozie kilku lekarzy stwierdzilo, ze nie moga zrobic mi operacji serca, bo skrzepy, ktore zatamowaly przeplyw krwi w zylach i doprowadzily do zatoru sa w zupelnie innych miejscach i ze beda leczyc to dozylnie. Zostalam wiec przewieziona na OIOM i tam zostalam 4 dni, potem wrocilam do mojego szpitala gdzie byla malutka ale niestety znow zawiezli mnie na OIOM, Nadal pod tlenem. Tak aż 15 dni.
Gdy zagrozenie zycia minelo, zostalam przeniesiona na oddział płucny Pulmonologii, tam 8 dni
Muszę dodać, że na początku kiedy to się stało, nawet nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji i moze tez to mnie troche uratowalo, bo nie bylam w az takim stresie, i dziwilam sie ze zostalam wpakowana do ambulansu. Potem dopiero jak doszlam do siebie dowiedzialam sie co mi się stalo, i ze moj maz prawie zemdlal jak przyjechal do szpitala....
Pech - jak to mówią, bo przez 5 mies. bralam zastrzyki, ktore mialy mie zabezpieczyc przez zakrzepicą krwi... nic nie pomogło jak widać. Podobno byly za słabe.
Choc niedawno wyszlam ze szpitala, to do tej pory nie wiado
Zobacz media 718131Zobacz media 718131mo skad ta zakrzepica, bo przeskanowali mnie cala i nie znalezli powodu. Moj ginekolog twierdzi, że to przez miesniaka.
Mam jeszcze do zbadania nerki,ale przez to ze karmie piersią nie mogą mi zrobić kontrastu nerek na razie. Jestem na zastrzykach - rownież z powodu takiego, ze karmię. Jesli przestane juz karmic, przejde na tabletki. Ile to bedzie trwalo? Nie wiem! Czuje sie bardzo slabo, nie dosc ze cesarka...to jeszcze to.
Malutka na szczescie super dziecko, spokojna, bardzo malo placze, duzo je i spi.
Pozdrawiam wszystkie mamusie!