ja już chyba pisałam, że m poznałam na takim "harcerskim" szkoleniu - ja byłam na szkoleniu a on zajmował się dzieciakami. straszny babiarz był... latały za nim wszystkie panny tylko nie ja

spotkaliśmy się kilka lat później - dokładnie 27 marca, w pubie. mój wtedy chłopak nie przyszedł (a właściwie pojechal do swojej pierwszej laski - bo ja byłam tą drugą... ale kurcze kochałam drania) a jegop koleżanka dziewczyna - też nie przyszła:-) umówiliśmy się na kuleczki i od tamtej pory jesteśmy razem... żeby było śmieszniej 27 marca 2009 urodziła się Zuzia...
my nie kłócimy sie o podstawy w zasadzie. całe nasze kłótnie zawsze rozpoczynają się albo kończą na porządkach...

kiedyś już pisałam, że Adam pochodzi z takiej rodziny gdzie nic nie musiał robić, a i w jego domu pauje ogólnie mówiąc syf.... tzn nie jest brudno tylko tam baby z dziadem brakuje. wszystko leży na wierzchu, nic nie może leżeć w szafkach tylko na widoku, obraki - wszystkie muszą wiszeć na ścianach... itd. uwierzcie mi, tam naprawdę wszystko jest na wierzchu i nie ma się gdzie ruszyć... mają teściowie 5 pokoi i 2 łazienki i teściowa narzeka na małe mieszkanie (jest ich 3)!!!!!!!!!!!!! dlatego jak kłócę się z moim m o porządki i on mówi, że nie wie o co mi chodzi to ja wiem, że mówi prawdę. stara się na swój sposób - ale np salon gdzie chciałabym przyjąć gości - tu leżą kable - wszystkie wpięte i oczywiście potzrebne, klimatyzator i piec i mnostwo papierów na ławie...

jak proszę żeby sprzątną to układa papiery ale ich nie wyniesie... bo potzrebne. i on ma to z domu więc co ja mogę?? już próbowałam niesprzatać, ale efekt był taki że tylko .... miałam więcej sprzatania, wrzucać mu śmieci jego do jednego pokoju (dosłownie wrzucać) ale to też nie pomaga. tak się wychował... i tak jestem pod wrażeniem bo zanim była Zuzia to mieliśmy 3 pokoje - 3 graciarnie... i o nic nie mogłam się doprosić. a ponieważ wynajmujemy mieszkanie to nie remontowaliśmy tu za dużo żeby nie władowac pieniędzy w "nienasze". jak przyszła Zu to zrobiliśmy remont i owstały szafy!!!!!! takie w których pomieściły się graty więc tylko 1 pokój mam teraz zagracony - niestety salon... ale za to pokój Zuzi/naszą sypialnię i pokój komputerowy mam w porządku. może tam powinnam zapraszać gości??


Wiem, że nic z tym nie zrobię - ale już się nie buntuję. tylko czasami mi nerwy puszczają.... Teraz bardziej się złoszczę o to, że nie ma go w domu. ale bardziej mi żal bo tyle rzeczy go omija... taka praca, że znów awaria... lato przyszło to gorąco i klimatyzatory się psują, więc jechać trzeba...meczy mnie tylko wtedy kiedy mówi, że pojechał o tego klienta do innego itd i czasem mnie szlag trafia, że mógłby umówic się tak, żeby choć chwilę z nami spędzić zanim pojedzie na następną awarię... od 3 dni widziałam go 15 minut... i znów go nie ma

teraz musiałam wyjść z psem na spacer i miałam gulę w gardle bo dziecko samo w domu... a mieszkam w centrum więc to nie tak, że wyskoczę przed klatkę tylko muszę dojść kawałek do trawnika... mieszkanie w centrum ma swoje plusy i minusy
