Chyba nie nadrobię tych 60 stron
Wczorajszy dzień pełen wrażeń i sama ze sobą nie moge dojść do ładu.
Najpierw ostatnie zakupy remontowe. Przy okazji kupiłam sobie butki, co jak kapcie wyglądają, ale przynajmniej je wkładam
No i ten zakup to chyba była najmądrzejsza decyzja dzisiejszego dnia. Potem w domu prawdziwa masakra z tym remontem. Wszystko jest rozgrzebane do połowy i nie wiem, czy będzie kiedy skończyć.
Na wizycie okazało się, że w szpitalu, w którym będe rodzić nie ustalają z góry daty cesarki, tylko czeka się na rozpoczęcie akcji. Jak mi tłumaczył pan doktor, robią tak dlatego, że wtedy mają pewność, ze Maluszek jest gotowy do wyjścia i większe prawdopodobieństwo, że nie będzie miał problemów ze zdrówkiem. Ja mam już szyjkę mięciutką i dojrzałe łożysko, Mały się szykuje do wyjścia. Poza tym ginowi nie podoba się to puchnięcie. Dziś z rana muszę powtarzałam wyniki. A po południu jak je odbiorę mam jechać z nimi do niego do szpitala. Jeśli będą złe lub coś nie spodoba mu się na zapisie ktg (wczoraj był dobry) to już mnie w szpitalu zostawia. Wcale mi się to nie podoba, bo nie chcę leżeć w szpitalu i bezsensownie czekać. Chyba, ze faktycznie coś będzie nie tak. Poza tym ciśnienie mam wysokie, bo cały czas powyżej 140/100, dopiero przy 5 pomiarze wyszło 130/92. No i przez 3 tyg. przybyło mi 5 kilo! Wszystko przez tą zatrzymującą się wodę. Z Malutkim wszystko dobrze na szczęście.
Trzymajcie kciuki, zeby wszystko wyszło dobrze i żebym wytrzymała choć do końca tygodnia w domu, bo muszę remont skończyć i wywiązać sie z paru zobowiązań. Idę się spakować.