Witajcie Dziewczynki.
Wczorajszy dzień nie należał do najlepszych i od wczoraj boli mnie głowa i nie wiem co z tym zrobić...jak sobie pomóc...bo chyba nie ma jakiegoś dobrego sposobu, by nie zaszkodzić Maleństwu...:-( A może któraś z Was zna jakieś sposoby na bóle głowy?
Po pierwsze -
Zus.
Pani była bardzo miła i wszystko mi wyjaśniła. :-) Niestety nie mają żadnych moich papierów, zapewne z winy księgowości, które najczęściej takie sprawy nie dotyczące firmy bezpośrednio odstawiają na koniec.
:-( Dlatego WARTO pilnować swoich spraw i przypominać się o sobie, o swoich dokumentach, by je jak najszybciej wysłali. Głównie z uwagi na to, że Zus ma 30 dni od daty przedstawienia dokumentów danej osoby ciężarnej, na wypłacenie należnej kwoty. Więc w moim przypadku może dostanę kasę z miesięcznym opóźnieniem....
Pani w Zusie policzyła mi też dokładnie kiedy powinnam złożyć wniosek o zasiłek rehabilitacyjny. I tak jak tu wczesniej pisałyśmy należy nam się 182 dni, a potem należy złożyć wniosek....
ALE... moje Drogie Dziewczynki....na wniosku wyraźnie jest napisane, że
"Wniosek z kompletną dokumentacją należy złożyć w oddziale ZUS co najmniej 6 tygodni przed zakończeniem pełnego (182 dni) okresu zasiłkowego." I jeśli nie chcecie mieć problemów z Zusem, to nie przegapcie tego terminu. Ja jestem na zwolnieniu od 1.10., więc to łatwo policzyć, że ten okres dokładnie kończy mi się 31 marca. Najwcześniej wniosek mam złożyć na początku lutego, gdzieś do jego połowy mając czas.
Wniosek składa się z dwóch kartek. Jedną wypełniamy my, drugą lekarz, a ten komplet dokumentów, to jest ksero karty ciąży, które należy dołączyć do wniosku.
Ważne jest to, że ani lekarz, ani księgowość nie mają obowiazku pilnować tego terminu....ten obowiązek należy przede wszystkim do nas samych.
Wiec nie ma się co oglądać na innych....tylko pilnować własnych spraw.
Po drugie - księgowość
Ja swojej firmie nie bardzo ufam. I nie wiem kto zawinił, ale dochodzić nie będę. Nie wiem kiedy z firmy wypłynęły dokumenty do księgowości i ile mieli na to czasu, ale zrobią to dopiero dziś. Jedno co mnie pocieszyło, to fakt, że jak weszłam i się przedstawiłam, to moje nazwisko było znane i dokumenty właśnie wypełnine dla Zusu leżały na samym wirzchu.
Wsciekła byłam, że tak mnie olali, ale nerwy nic by mi nie pomogły tylko zaszkodziły. Więc grałam dobrą minę do złej gry... I tam pani z księgowości też mi powiedziała o tym zasiłku rehabilitacyjnym, że oni nie maja obowiązku tego pilnować i zapowiada, że nie będzie i mam sama się tym interesować. Bo lekarze często mówią, że to obowiązki księgowej, a tak nie jest.
Cóż mi pozostaje czekać i mieć nadzieję, że wszystko się poukłada do świąt i zapomnę o wczorajszym dniu. Nie chcę się tymi bzdurkami dnerwować, nic to nie pomoże:-). Chcę mysleć pozytywnie i tak się nastawiam. Szkoda tylko, że to ja mojego Męża musiałam przkonywać, że nie ma powodów do takich nerwów. Wkońcu mu przypomniałam, że jestem w ciąży i spokój...zarówno mój jak i jego jest mi niebywale potrzeby....i dopiero wtedy się rozluźnił i odpuścił....;-) Ech Ci mężczyźni....
Na domiar złego wczoraj....kiedy wybieraliśmy się do mojej mamy na herbatkę...okazało się, że mój Mąż dostał mandat za złe parkowanie. Przy czym wciąż był przekonany, że niesłusznie go ukarano. Zgłosiliśmy się do Straży miejskiej. I niby facet postawił na swoim i wlepił 100 zł + 1 punkt karny lub odwołanie na drogę sądową. Na szczęscie tak jak prosiłam, Mąż był bardzo spokojny, ale niestety bardzo małomówny. Więc uratowałam tą głupią sytuację prosząc bardzo o to, by sprawa skończyła, się na upomnieniu, bo teraz nam ciężko i Dzidzia w drodze i wogóle....Ale byłam wściekła na Męża, że słowem się nie odezwał, że się przychyla do prośby żony czy coś...choć tamten go pytał co on na to....
Facet odpuscił, ale ja miałam ochotę po wyjściu krzyczeć, ryczeć i walić w worek treningowy ze złości, żalu i upartości.....(Męża). Tym bardziej, że jak tylko wyszliśmy to powiedział, że on i tak ma swoją rację i sprawdzi ten przepis.
Mnie wszystko z nerwów rozbolało...głowa, ucho, brzuszek...czułam się jakby mnie ktoś pobił...:-( Ja choć mam prawo jazdy...sama zgłupiałam, bo w necie we wszystkich kodeksach nie było żadnej zmiany co do odczytywania znaku zakzau parkowania....
Nie wiem kto miał rację, ja bym w tym miejscu ze zwykłej niepweności nigdy tam nie stanęła. Ale wiem, że w takim wypadku nie ma co się kłócić tylko schylić głowę, i prosić o wybaczenie...wczoraj pomogło....
A dziś tylko ból głowy....i taki jakiś niewyspany nastrój....
Pozdarwiam Was....
Znowu tyle napisałam, ze wkońcu mnie wyrzucicie stąd....przepraszam.