Ło matko współczuję wymiotów. Ja tę ciążę znoszę o dziwo jak na razie bardzo dobrze. Wymiot miałam jeden kilka tygodni temu przy myciu zębów Mdłości może ze 2 razy kilku sekundowe. W poprzedniej ciąży to miałam jazdy, dzień bez pawika był dniem straconym.
Współczuję również 4 piętra. Wiem co mówię, bo przez 3 lata też mieszkałam na 4 piętrze i to w kawalerce. Jak zaszłam w ciążę to na gwałt szukałam mieszkania na zamianę. Niestety na kawalerkę raczej starsi ludzie chcą się zamieniać i nie pójdą oni na 4 piętro. Na szczęście znalazł się kupiec naprawdę napalony na nasze mieszkanie i to za cenę za jaką wystawiłam (mój mąż pukał się w czoło że nie znajdę kupca za tyle kasy), zniósł trudy załatwiania wszystkich formalności bankowych (mieliśmy kredyt we franku który w tamtym czasie z dnia na dzień szedł do góry). 3 lata spłacania kredytu a do interesu musieliśmy jeszcze dopłacić ok 20 tyś (frank szedł w górę a mieszkania ostro w dół). Ale to był ostatni dzwonek bo nikogo innego chętnego nie było. W tym samym czasie znalazłam mieszkanie 3 pokojowe na 2 piętrze, puste. Kupiliśmy (czyt. wzieliśmy drugi kredyt), zrobiliśmy kapitalny remont. To całe szaleństwo trwało od czerwca, w październiku do wykończonego mieszkanka doszedł mały lokator :-) Także da się ale ile nerwów mnie to kosztowało i łez to tylko ja wiem. Eh. Jeszcze użeranie się z "fachowcami" od remontu, którzy w poniedziałek nie przychodzą bo są skacowani, czasami we wtorek też nie, w piątek wcześniej wychodzą bo przecież nie będą skracać sobie weekendu. Tragedia. A te ich fuszerki i niedoróbki... Grrr. Kawalerkę robiliśmy własnymi rękami z pomocą teścia i tam wszystko było dopieszczone. Tutaj musieliśmy zdać się na pomoc ekipy bo byśmy się nie wyrobili. Łazienka, wc i kuchnia plus wylewki w całym mieszkaniu miało im zająć 2 tygodnie, siedzieli 2 miesiące. Brrr. Pacany.
Teraz żałuję, że nie szukałam mieszkania na 1 piętrze (noszenie wózka i dziecka odbiło się na kręgosłupie) oraz w innej dzielnicy. Tej, w której teraz mieszkam szczerze nienawidzę :-( W tym roku myślałam o poszukiwaniach nowego mieszkania (małż załamał ręce ale stwierdził że mam sobie robić co chcę) bo przez to osiedle wpadam w depreche, no ale pojawiła się fasolka i zostajemu tutaj ;-)
Współczuję również 4 piętra. Wiem co mówię, bo przez 3 lata też mieszkałam na 4 piętrze i to w kawalerce. Jak zaszłam w ciążę to na gwałt szukałam mieszkania na zamianę. Niestety na kawalerkę raczej starsi ludzie chcą się zamieniać i nie pójdą oni na 4 piętro. Na szczęście znalazł się kupiec naprawdę napalony na nasze mieszkanie i to za cenę za jaką wystawiłam (mój mąż pukał się w czoło że nie znajdę kupca za tyle kasy), zniósł trudy załatwiania wszystkich formalności bankowych (mieliśmy kredyt we franku który w tamtym czasie z dnia na dzień szedł do góry). 3 lata spłacania kredytu a do interesu musieliśmy jeszcze dopłacić ok 20 tyś (frank szedł w górę a mieszkania ostro w dół). Ale to był ostatni dzwonek bo nikogo innego chętnego nie było. W tym samym czasie znalazłam mieszkanie 3 pokojowe na 2 piętrze, puste. Kupiliśmy (czyt. wzieliśmy drugi kredyt), zrobiliśmy kapitalny remont. To całe szaleństwo trwało od czerwca, w październiku do wykończonego mieszkanka doszedł mały lokator :-) Także da się ale ile nerwów mnie to kosztowało i łez to tylko ja wiem. Eh. Jeszcze użeranie się z "fachowcami" od remontu, którzy w poniedziałek nie przychodzą bo są skacowani, czasami we wtorek też nie, w piątek wcześniej wychodzą bo przecież nie będą skracać sobie weekendu. Tragedia. A te ich fuszerki i niedoróbki... Grrr. Kawalerkę robiliśmy własnymi rękami z pomocą teścia i tam wszystko było dopieszczone. Tutaj musieliśmy zdać się na pomoc ekipy bo byśmy się nie wyrobili. Łazienka, wc i kuchnia plus wylewki w całym mieszkaniu miało im zająć 2 tygodnie, siedzieli 2 miesiące. Brrr. Pacany.
Teraz żałuję, że nie szukałam mieszkania na 1 piętrze (noszenie wózka i dziecka odbiło się na kręgosłupie) oraz w innej dzielnicy. Tej, w której teraz mieszkam szczerze nienawidzę :-( W tym roku myślałam o poszukiwaniach nowego mieszkania (małż załamał ręce ale stwierdził że mam sobie robić co chcę) bo przez to osiedle wpadam w depreche, no ale pojawiła się fasolka i zostajemu tutaj ;-)