A ja dzisiaj umieram. Wczoraj podjadłam trochę winogron (umytych) i mnie żołądek rozbolał. Zapiłam gorącą herbatą i trochę lepiej było bo tylko lekko kłuło. Taka kolka - czasem miewam. Poszliśmy spać i myślałam, że przejdzie a tu nic. Męczyłam się w nocy okropnie, bo tylko się przewracałam z boku na bok a ból ciągle był. Nie mogłam sobie pozycji wyszukać, żeby ten żoładek odciązyć. W końcu nad ranem się udało i jak zadzwonił budzik to nawet nic nie bolało... aż wstałam. Już nie żołądek a cała prawa strona pod żebrami mnie rąbie. Atak woreczka od winogron czy jak? No moja wątroba dotąd nic nie mówiła. Czuję się mega wzdęta, kłuje mnie, a mam mega robotę bo mają mi dzisiaj przyjść montować wodomierze i miałam łazienkę przygotować, kuchnię, kratkę kupić, a ja jak się prostuję to aż mi słabo. Zjem nospę, może coś da ale żyć mi się odechciewa. Nie jest tak źle tylko jak leżę albo siedzę ale mój A dzisiaj musi być w pracy jeszcze. Może to tylko faktycznie wzdęcie jakieś nieszczęśliwe i się odetkam. Domek dzidziowy miękki raczej więc tutaj chyba wszystko ok. Ale jak mi nie przejdzie do wieczora to nie wiem co zrobię. Pożaliłam się i mi lepiej na duszy chociaż na ciele to boję się wstać z fotela.