Heja.
Wczoraj wieczorem przeprowadziłam poważną rozmowę telefoniczną z teściową. Ostatecznie przyznała, że mam rację. Ona wyszła z założenia, że podczas noszenia na rękach dziecko bardziej poznaje świat. Więc ją zapytałam wprost czy uważa, że przez to, że w czasie tych 7 miesięcy Julek nie był chronicznie noszony jest gorzej rozwinięty? I stwierdziła, że absolutnie nie, a nawet, że uważa, że lepiej się rozwija niż jej dzieci jak były w jego wieku.
Powiedzcie mi jak to jest u Was z noszeniem? Ja biorę Julka na ręce, żeby go poprzytulać, żeby się z nim jakoś w powietrzu pobawić, żeby porobić miny do lustra, żeby przez okno popatrzeć... Naprawdę jestem taką wyrodną matką? Czy tylko targanie dziecka na sobie przez cały dzień ma mu dać poczucie tego, że jest kochane? Ja aż wczoraj źle się czułam jak z nią rozmawiałam, dwoje dzieci wychowała, a kompletnie różne stanowiska mamy. Może faktycznie to coś ze mną jest nie tak?
Wczoraj wieczorem przeprowadziłam poważną rozmowę telefoniczną z teściową. Ostatecznie przyznała, że mam rację. Ona wyszła z założenia, że podczas noszenia na rękach dziecko bardziej poznaje świat. Więc ją zapytałam wprost czy uważa, że przez to, że w czasie tych 7 miesięcy Julek nie był chronicznie noszony jest gorzej rozwinięty? I stwierdziła, że absolutnie nie, a nawet, że uważa, że lepiej się rozwija niż jej dzieci jak były w jego wieku.
Powiedzcie mi jak to jest u Was z noszeniem? Ja biorę Julka na ręce, żeby go poprzytulać, żeby się z nim jakoś w powietrzu pobawić, żeby porobić miny do lustra, żeby przez okno popatrzeć... Naprawdę jestem taką wyrodną matką? Czy tylko targanie dziecka na sobie przez cały dzień ma mu dać poczucie tego, że jest kochane? Ja aż wczoraj źle się czułam jak z nią rozmawiałam, dwoje dzieci wychowała, a kompletnie różne stanowiska mamy. Może faktycznie to coś ze mną jest nie tak?