Widzę że wszystkie taki rozlazły dzień miały wczoraj. Mnie też dół złapał aż się wyżyłam na mężu po czym nie dając mu szansy dojść do słowa poszłam sobie spać. A rano wstaję a tam kuchnia na błysk posprzątana, oprócz podłóg bo bez sensu jak nam syf od remontowanego balkonu idzie. Wkurzyłam się bo wraca z roboty, zje obiad i w zasadzie prawie czas kąpania młodego jest. Ma te pół godziny żeby się nim zająć to go kurde nosi na rękach. To ja tu cały dzień twarda jestem mimo histerii totalnej (ustępuje przy noszeniu po domu dopiero, nie wystarczy wziąć na ręce i przytulić a tak to ja się bawić nie będę), zabawiam go na macie, przytulam jak leżymy sobie razem na ziemi, i wymyślam inne cuda, a ten mi przychodzi i za byle kwękiem nosi. Bo raz nie zawsze, a niech ma. Jak mu wyjdę z chaty w niedzielę na 10 godzin to ciekawe czy będzie taki chętny do noszenia. Ja zresztą rozumiem, że dziecko potrzebuje poznawać świat i trochę można pozwiedzać dom, ale nie do choinki przez cały dzień.
W każdym razie już mi lepiej, pospałam w nocy i mam siłę na kolejny dzień terroru. A ten mały cwaniak w trakcie ryczenia potrafi się rozglądać czy aby dobre wrażenie na nas robi Z kolei jak ktoś się ulituje i go weźmie jednak, to ten uśmieszek triumfalny mówi sam za siebie. O nie, ja z tym zrobię porządek.
Miłego dnia wszystkim
W każdym razie już mi lepiej, pospałam w nocy i mam siłę na kolejny dzień terroru. A ten mały cwaniak w trakcie ryczenia potrafi się rozglądać czy aby dobre wrażenie na nas robi Z kolei jak ktoś się ulituje i go weźmie jednak, to ten uśmieszek triumfalny mówi sam za siebie. O nie, ja z tym zrobię porządek.
Miłego dnia wszystkim