To ja wam jeszcze opowiem. Kuba miał podcięte wędzidełko, bardzo nieznacznie. Skierowanie dostaliśmy od pediatry (nie prosiłam). Znalazłam chirurga że znakomitymi opiniami. Pytałam, czy mam robić ćwiczenia, nie kazał. Wszystko to na NFZ.
A potem od położnej dowiedziałam się, że:
- do podcięcia wędzidełka kwalifikuje neurologopeda bo pediatra się na tym nie zna
- przed podcięciem bardzo źle, że nie ćwiczyliśmy jamy ustnej
- jest w naszym mieście miejsce, gdzie najlepiej podcinają wędzidełka, no prywatnie oczywiście i drogo, ale przecież chodzi o zdrowie dzidziusia
- to skoro już tak podeszliśmy do kwestii tego wędzidełka i oddaliśmy Kubę w ręce lekarzy w takim trybie, to żeby jednak pójść choćby do neurologopedy. Gdyż Kuba z pewnością ma zaburzony wzorzec ssania i trzeba to naprawić.
Nie poszliśmy. Nadal nie wiem, czy połykanie przez Kubę powietrza to wina mojego zaniedbania. Ale możecie sobie wyobrazić, jak czuje się niedoświadczona matka, która podąża za wskazaniami lekarza, a mimo to słyszy, że wszystko zrobiła źle. Może gdybym wydała te kilkaset złotych, poczułabym się lepiej. A może nie.
W innym miejscu czytam, że butelka i smoczek to zło. Też zaburza ssanie.
Staram się w tym wszystkim zachować spokój, choć oczywiście, że bardzo się przejmuję. Ale nie jestem w stanie podążać za tym, co mi każdy mówi, bo też każdy mówi co innego. Dlatego próbuję tak zdroworozsądkowo, no ale ...