- Dołączył(a)
- 21 Czerwiec 2022
- Postów
- 3 853
@Józia89. Co Ty tam przeszłaś w tym szpitalu to jest kosmos.... horror, bardzo Ci współczuję. Wiem, jak sama się czułam w szpitalu, każde mniej przychylne słowo to jak nóż w serce. Bo hormony mi oszalały. A ty tyle nieprzyjemnych sytuacji plus izolacja od malutkiej. Koszmar.
@Goodka nie cieszę się, że cię to spotkało, ale cieszę się i dziękuję Ci, że to napisałaś. Statystyka mówi, że depresja poporodowa dotyka 10-15% matek. Ja mam za sobą różne epizody i jestem książkową kandydatką na depresję.
To nie jest tak, że ja się ucieszyłam z perspektywy leków jako łatwego rozwiązania. Ale problem polega na tym, że to co mi dzisiaj powiedziała pani psycholog, to ja już od dnia porodu słyszę od męża. Dokładnie to samo, niemal słowo w słowo. Mąż bardzo mnie wspiera. Jednak ja przyjmuję te argumenty, ba! nie zapominam tych słów i sobie je przytaczam, ale smutek i złe emocje mnie nie opuszczają, a raczej falami nachodzą. Mam dni, że czuję energię, czuję miłość do dziecka. Ale mam też dni, i na początku było ich więcej, że musiałam się zmuszać, aby do niego podejść. To było straszne uczucie. Jednocześnie czułam potrzebę zaopiekowania się i panicznej ucieczki.
Teraz często czuję bezradność. Wyrzucam sobie, że jestem zbyt bierna. Że mam ochotę posiedzieć w internecie. Że za mało się bawię, że mam za mało inicjatywy żeby zająć dziecku czas, że jedyny sposób aby nie płakał to podanie piersi. Wszyscy wokół mówią mi, że świetnie sobie radzę, a ja mam takie poczucie że radzę sobie zaledwie wystarczająco - robię tyle, aby pacjent przeżył. Najbardziej lubię, jak dziecko śpi, i to też sobie wyrzucam. Tych różnych myśli jest dużo więcej, nie jestem w stanie wszystkiego napisać, zresztą po co. Wiem, że potrzebuję terapii, jednak terapia trwa, a ja potrzebuję pomocy teraz, kiedy Kuba jest mały i wymagający, i to ja jestem centrum jego wszechświata. Jest to trudne, mieć tak wysokie oczekiwania wobec siebie i nie móc ich spełnić.
Paradoks polega na tym, że ja fizycznie prawie w ogóle nie jestem zmęczona. Ja jestem zmęczona psychicznie i jak się okazuje, to samo funduję mojemu mężowi.
@Goodka nie cieszę się, że cię to spotkało, ale cieszę się i dziękuję Ci, że to napisałaś. Statystyka mówi, że depresja poporodowa dotyka 10-15% matek. Ja mam za sobą różne epizody i jestem książkową kandydatką na depresję.
To nie jest tak, że ja się ucieszyłam z perspektywy leków jako łatwego rozwiązania. Ale problem polega na tym, że to co mi dzisiaj powiedziała pani psycholog, to ja już od dnia porodu słyszę od męża. Dokładnie to samo, niemal słowo w słowo. Mąż bardzo mnie wspiera. Jednak ja przyjmuję te argumenty, ba! nie zapominam tych słów i sobie je przytaczam, ale smutek i złe emocje mnie nie opuszczają, a raczej falami nachodzą. Mam dni, że czuję energię, czuję miłość do dziecka. Ale mam też dni, i na początku było ich więcej, że musiałam się zmuszać, aby do niego podejść. To było straszne uczucie. Jednocześnie czułam potrzebę zaopiekowania się i panicznej ucieczki.
Teraz często czuję bezradność. Wyrzucam sobie, że jestem zbyt bierna. Że mam ochotę posiedzieć w internecie. Że za mało się bawię, że mam za mało inicjatywy żeby zająć dziecku czas, że jedyny sposób aby nie płakał to podanie piersi. Wszyscy wokół mówią mi, że świetnie sobie radzę, a ja mam takie poczucie że radzę sobie zaledwie wystarczająco - robię tyle, aby pacjent przeżył. Najbardziej lubię, jak dziecko śpi, i to też sobie wyrzucam. Tych różnych myśli jest dużo więcej, nie jestem w stanie wszystkiego napisać, zresztą po co. Wiem, że potrzebuję terapii, jednak terapia trwa, a ja potrzebuję pomocy teraz, kiedy Kuba jest mały i wymagający, i to ja jestem centrum jego wszechświata. Jest to trudne, mieć tak wysokie oczekiwania wobec siebie i nie móc ich spełnić.
Paradoks polega na tym, że ja fizycznie prawie w ogóle nie jestem zmęczona. Ja jestem zmęczona psychicznie i jak się okazuje, to samo funduję mojemu mężowi.