Mi kazała endokrynolog po porodzie zrobić aby zmienić leki. W ciąży brałam inna dawkę, bo inne było zapotrzebowanie. Jezeli ktos przyjmuje leki na tarczyce to polecam zrobić TSH i FT3 i 4 dość szybko po porodzie, żeby dopasować leki.A to profilaktycznie robicie te badania?
reklama
tsh, Ft 3 i ft4 może już zlecać lekarz rodzinny, od listopada chyba poszerzył się koszyk badań jakie może zlecić lekarz POZPołożna środowiskowa zaleca zrobić. Nie wiem jeszcze co na to ginekolog, bo dopiero idę w przyszłym tygodniu, pokażę mu, ale przy okazji przeziębienia byłam u lekarza rodzinnego i nawet dostałam skierowanie do lab. na morfologię i m.in. żelazo i ferrytynę (po porodzie niedobór i słabe wyniki, brałam żelazo) do kontroli po połogu. A sama z siebie robię hormony tarczycowe, witaminy B12 i D3, magnez, wapń, mocz ... Jeszcze kupa innych wizyt, dentysta, fizjoterapeutka (blizna po cięciu)...
Prawdopodobnie wyjdą nie za dobre, bo już samo niewysypianie się pewnie wpływa na to. Ale wolę sprawdzić czy i co mam dalej suplementować poza tym co biorę jeszcze po ciąży. Nie wiem jak to u was, ale położna radziła brać te suplementy min. 3 miesiące, a w nich np. jest D3 (którą niby ciężko przedawkować, ale jednak), więc też przy okazji sprawdzę czy nadal to samo brać. Przed ciążą miałam niedobór B12, który poprawiłam, ale w ciąży przestałam brać, bo żaden suplement nie był określony jako bezpieczny i się bałam. A co za tym idzie, witamina spadła. Pewnie dziecko też pobierało ode mnie.
Współczuję ci bardzo. Dobrze, że masz wsparcie najbliższych no i że widok córki działa na ciebie pozytywnie.Ja osobiście przed cc które w końcu miałam ustalone byłam mega szczęśliwa- cieszyliśmy się że zobaczymy nasza kruszynke
Czar prysł na drugi dzień z rana mała wylądowała w inkubatorze- zachowanie ordynatorki wiele do życzenia jak i personelu ( były wyjątki) myślałam że te nasze pierwsze chwilę beda inne a tu zupełnie coś innego
Napisałam długi post ale edytowałam go chyba nie jestem gotowa na napisanie tego a raczej publikacje.
Kocham - kochamy mała nad życie
Czekałam na ten moment aż wyjdziemy ze szpitala i będziemy w końcu mogli być we trójkę Ona - nasz najdroższy skarb ja jako mama i mąż kochany tatus
Przykre to że zamiast dostać wsparcie w szpitalu miałam kłody pod nogami.
Dzien przed wyjściem ordynatorka ale ode mnie z ginekologia- położnictwo widząc mnie w tym stanie zaproponowala wizytę psychologa- odmówiłam.
Co miałam powiedzieć psychologowi ?
Że mam dość tych ścian ze zero wsparcia zamiast pomóc mnie jako młodej mamie gdzie to nasze pierwsze dziecko nie dostaliśmy wsparcia.
Zamiast pomóc przystawiać mała do piersi zabrali mi ją do inkubatora i nie mogłam z nią być cały czas a mała powinna być ze mną przy mnie.
Prosząc ordynatorke żebym mała miała przy sobie odpowiedziała że ona ma być w inkubatorze bo musi obserwować zmiany skórne i nie będzie wchodzić i rozbierać na każdym razem.
Moja pani doktor była zszokowana zachowaniem tak samo ordynatorka z ginekologii ( one wiedziały) tym co im powiedziałam.
Będąc w szpitalu też miałam nieciekawą sytuację, ale nie aż tak. W skrócie: mała miała ze mną konflikt w grupach krwi AB0 (nigdy nie słyszałam o tym wcześniej, ja mam 0, ona A i to jest konflikt). W takim wypadku neonatologia daje dziecko pod obserwację pod kątem żółtaczki - u takich dzieci jest wysokie ryzyko żółtaczki i przy podwyższonych wynikach pod lampę (ale jeszcze nie inkubator). I tak było u nas. Była ze mną na sali, ale w takim legowisku z lampą, oczka zasłonięte goglami, w czapce itp. Mogłam ją wyciągać co 3 h na karmienie i przewijanie. Dodam, że miałam początkowo problem z pokarmem, a dziecko wyciągane z fototerapii, gdzie miało saunę krzyczało z zimna (tam było w samej pieluszce owinięte kocami)... Frustracja, stres i żal z mojej strony (i z jej, kto lubi mieć oczy zasłonięte?). Starałam się ją tulić, ale jednak chciałam żeby jej wyniki były dobre, bo groziło inkubatorem jak się nie poprawią i pozostaniem jej w szpitalu. Któregoś razu wjechało mm, bo miałam wrażenie że biedna nie najada się, bo nie łapie dobrze. Współlokatorki z sali przystawiały non stop, a ja co 3 h próbowałam. Pomagały położne, ale dostawałam sprzeczne porady niestety. Którejś nocy córka miała chyba kryzys i płakała okropnie. Jedna z koleżanek że mam ją dać na neonatologię, bo ich dzieci płaczą też jak słyszą ten płacz (a za dnia co słyszały że płakały?!). Nie miałam siły odpowiedzieć dosadnie, bo próbowałam uspokoić córkę, a jeszcze przyleciała jakaś wypalona zawodowo położna, że co ja robię że dziecko tak krzyczy, może ma zimno (wiedza o fototerapii zerowa, bo pod lampą ciepło)... Druga koleżanka w ryk, że ona od porodu się nie wyspała i ona już nie ma siły. Zażądała innej sali. Nie odezwałam się, ale pomyślałam, że gdyby ich dziecko miało widmo zostania dłużej to by nie gadały głupot tylko trzymały się zaleceń... Ale w końcu tej nocy pozwoliłam pielęgniarce z neonatologii zabrać mała na 3 h (była 3 w nocy). Co się napłakałam, że oddaję dziecko, ale nie dało rady bidulki uspokoić w żaden sposób. Tam pewnie podali jej jeszcze mm... (Przez tę żółtaczkę siedzialyśmy dobę dłużej, ale wyszła wykurowana. Za to jednej ze współlokatorek dziecku wyniki przed niby wypisem się popsuły i musiało zostać w inkubatorze...)
Wiem, to jest pikuś w porównaniu z innymi, ale mnie to wszystko rozłożyło można powiedzieć. Wyszłyśmy cało z tego. Mała rozwija się super i wyłącznie kp (mimo początkowych problemów z przystawieniem i ssaniem).
Chcę powiedzieć, że każdy przeżywa trudne chwile. Koktajl hormonalny, ja też rozumiem czemu tamte się wkurzały, dlatego też nie chciałam wdawać się w rozmowy. Sama wiem co czułam też po wyjściu, huśtawka straszna, brak sił, zmęczenie obsługą dziecka itp. - nie czułam na początku tego zachwytu. Jeszcze byłam zszokowana porodem, bo cesarka nie była w planie. Ważne by o tym rozmawiać z bliskimi i jeśli trzeba z psychologiem. To jest normalne i nie czyni nas złymi matkami, jeśli czujemy czasem się tak źle i że nie umiemy nic. Jesteśmy wszystkie wystarczająco dobre dla naszych dzieci.
Chyba nadal mało się mówi o tym co się dzieje z nami. Po porodzie i później każdy pyta o dziecko, a matka już nie obchodzi tak jakby. Dlatego ważne jest wsparcie rodziny, ojca dziecka bez tego nie wiem jak można dać radę
Sorry za ten elaborat
Ostatnia edycja:
G
guest-1693758626
Gość
Ona w tym inkubatorze nie była dlatego że miała żółtaczkę czy poprostu zalecenia medyczne że to jej pomoże w powrocie do zdrowia - nie.
Ona w nim leżala bo jak pani ordynator wchodziła to miała dziecko widzieć z marszu a nie ze będzie ja rozbierać i ubierać
( mówiłam że bede to ja robić ale jak grochem o ściane)
Prosiłam wielokrotnie żeby mogła być w takim wózku/ nosidle materac jest podgrzewany wiadomo ubrana ale w tym to nie bo nie.
Do karmienia mogłam ja wyjmować ale co to za karmienie co 3 godziny jak ja wyjmowałam przystawiałam do piersi a ona płakała tarmosila piers coś się udało pociumciac coś udało się że poleciało ale to było za mało.
Placz nieziemski i szlam po buteleczke z mm. Serce mi pękało.
Urodziłam w czwartek wieczorem piątek sobota i do południa w niedziele mała była w inkubatorze zamkniętym karmić mogłam tylko mm. Położna ( anioł) załatwiła mi ze popołudniu w niedziele była u mnie mała ale wpadła rano ordynatorka i zmiana miała być w inkubatorze zamkniętym.
Płakała rzucała się w nim mówiłam prosiłam to nie bo musi obserwować zmiany skórne- szok.
Mówię że płacze rzuca się rączkami macha ze nie spi to ona do mnie ze maja sposoby i mogą zawiązać ręce żeby tak nimi nie szalała.
Porażka.
Następnie z tekstem czy ja chce mieć dziecko wyspane czy zdrowe albo też mi powiedziała że ja chyba nie chce żeby ktoś widział jak moje dziecko wygląda.
Nie wstydziłam się jak córka wyglądała dla nas była najpiękniejsza i dalej jest
Ona w nim leżala bo jak pani ordynator wchodziła to miała dziecko widzieć z marszu a nie ze będzie ja rozbierać i ubierać
( mówiłam że bede to ja robić ale jak grochem o ściane)
Prosiłam wielokrotnie żeby mogła być w takim wózku/ nosidle materac jest podgrzewany wiadomo ubrana ale w tym to nie bo nie.
Do karmienia mogłam ja wyjmować ale co to za karmienie co 3 godziny jak ja wyjmowałam przystawiałam do piersi a ona płakała tarmosila piers coś się udało pociumciac coś udało się że poleciało ale to było za mało.
Placz nieziemski i szlam po buteleczke z mm. Serce mi pękało.
Urodziłam w czwartek wieczorem piątek sobota i do południa w niedziele mała była w inkubatorze zamkniętym karmić mogłam tylko mm. Położna ( anioł) załatwiła mi ze popołudniu w niedziele była u mnie mała ale wpadła rano ordynatorka i zmiana miała być w inkubatorze zamkniętym.
Płakała rzucała się w nim mówiłam prosiłam to nie bo musi obserwować zmiany skórne- szok.
Mówię że płacze rzuca się rączkami macha ze nie spi to ona do mnie ze maja sposoby i mogą zawiązać ręce żeby tak nimi nie szalała.
Porażka.
Następnie z tekstem czy ja chce mieć dziecko wyspane czy zdrowe albo też mi powiedziała że ja chyba nie chce żeby ktoś widział jak moje dziecko wygląda.
Nie wstydziłam się jak córka wyglądała dla nas była najpiękniejsza i dalej jest
Jaki był powód trzymania dziecka w inkubatorze?Ona w tym inkubatorze nie była dlatego że miała żółtaczkę czy poprostu zalecenia medyczne że to jej pomoże w powrocie do zdrowia - nie.
Ona w nim leżala bo jak pani ordynator wchodziła to miała dziecko widzieć z marszu a nie ze będzie ja rozbierać i ubierać
( mówiłam że bede to ja robić ale jak grochem o ściane)
Prosiłam wielokrotnie żeby mogła być w takim wózku/ nosidle materac jest podgrzewany wiadomo ubrana ale w tym to nie bo nie.
Do karmienia mogłam ja wyjmować ale co to za karmienie co 3 godziny jak ja wyjmowałam przystawiałam do piersi a ona płakała tarmosila piers coś się udało pociumciac coś udało się że poleciało ale to było za mało.
Placz nieziemski i szlam po buteleczke z mm. Serce mi pękało.
Urodziłam w czwartek wieczorem piątek sobota i do południa w niedziele mała była w inkubatorze zamkniętym karmić mogłam tylko mm. Położna ( anioł) załatwiła mi ze popołudniu w niedziele była u mnie mała ale wpadła rano ordynatorka i zmiana miała być w inkubatorze zamkniętym.
Płakała rzucała się w nim mówiłam prosiłam to nie bo musi obserwować zmiany skórne- szok.
Mówię że płacze rzuca się rączkami macha ze nie spi to ona do mnie ze maja sposoby i mogą zawiązać ręce żeby tak nimi nie szalała.
Porażka.
Następnie z tekstem czy ja chce mieć dziecko wyspane czy zdrowe albo też mi powiedziała że ja chyba nie chce żeby ktoś widział jak moje dziecko wygląda.
Nie wstydziłam się jak córka wyglądała dla nas była najpiękniejsza i dalej jest
Chyba cię rozumiem. Z tym karmieniem u nas było to samo - słabo mi leciało, bo średnia stymulacja, dziecko oddalone przez to leczenie i rozkręcanie laktacji wolniej szło. Miałam schizę, że nie uda się to później.
Ale trudno sobie wyobrazić to co poza tym musiałaś tam doświadczyć. Przytulam.
G
guest-1693758626
Gość
Jak wyjęłam ja z tego inkubatora bo w końcu miałam ten inkubator u siebie na sali wraz z mala ( poniedziałek a urodziłam w czwartek wieczorem ) to co i rusz byłam sprawdzana i czy odkładam córke.
Starałam się ja często wyjmować żeby była ze mną ale co weszła ordynatorka to mówiła że znów nie jest w nim i jak ona ma ja obserwować.
Robiła zdjęcia małej ( nie ma mojej ani męża zgody) ja nic nie podpisywałam żeby mogła robić.
Jednego razu popołudniu jak było popołudniu a ordynatorka pracuje do 15.
Wyjęłam ją i miałam przy sobie wszedł lekarz który dyżurował i mówił że przecież ona miała być w inkubatorze. Mówię że wyjęłam na chwile to on że widzi że ta chwila jest dłuższa i mam ja wsadzić.
Nie miałam wyjścia- wsadziłam przychodziły polozne i sprawdzały ale tak gdzieś koło północy przyszła inna i powiedziała żebym mała wyjęła ale przed przyjściem ordynatorki rano wsadziła córke spowrotem.
Chore.
Starałam się ja często wyjmować żeby była ze mną ale co weszła ordynatorka to mówiła że znów nie jest w nim i jak ona ma ja obserwować.
Robiła zdjęcia małej ( nie ma mojej ani męża zgody) ja nic nie podpisywałam żeby mogła robić.
Jednego razu popołudniu jak było popołudniu a ordynatorka pracuje do 15.
Wyjęłam ją i miałam przy sobie wszedł lekarz który dyżurował i mówił że przecież ona miała być w inkubatorze. Mówię że wyjęłam na chwile to on że widzi że ta chwila jest dłuższa i mam ja wsadzić.
Nie miałam wyjścia- wsadziłam przychodziły polozne i sprawdzały ale tak gdzieś koło północy przyszła inna i powiedziała żebym mała wyjęła ale przed przyjściem ordynatorki rano wsadziła córke spowrotem.
Chore.
G
guest-1693758626
Gość
Jaki był powód trzymania dziecka w inkubatorze?
Chyba cię rozumiem. Z tym karmieniem u nas było to samo - słabo mi leciało, bo średnia stymulacja, dziecko oddalone przez to leczenie i rozkręcanie laktacji wolniej szło. Miałam schizę, że nie uda się to później.
Ale trudno sobie wyobrazić to co poza tym musiałaś tam doświadczyć. Przytulam.
Powód?
Ona w inkubatorze byla w samym pampersie - pani ordynator powiedziała że ona ma tam być bo jak wchodzi to widzi dziecko- zmiany skórne i że nie będzie rozbierać i ubierać
( choć mówiłam że to ja będę robić ale jak grochem o ścianę)
Czyli żaden powód.
Bo jakby lezala ze mną w łóżku czy w tym nosidle/ wózku to jakby weszła to ja bym corke rozebrała i później ubrała ale nie chciała się na to zgodzić.
Sama moja pani doktor powiedziała że ona nie powinna być w inkubatorze bo nie potrzebuje go - jest duża i zdrowa i dlatego tak się tam rzuca w środku.
Ile ja łez wylałam to tylko ja wiem.
G
guest-1693758626
Gość
Zdaję sobie sprawe ze nie ma co patrzeć przez różowe okulary ale inaczej sobie wyobrażałam pierwsze chwile/ dnie z córka.
Zostało mi to odebrane.
Ja na te chwile czekałam wiele lat i takie miałam chwile że dziecko było oddzielone ode mnie w zupełnie innej sali lezala przez pół dnia się nią nacieszyłam następnie znów miała być w inkubatorze choć ze mną w sali.
Przy piersi mało była bo nie mogłam jej mieć przy sobie. Moglam wyciągać na karmienie a wiadomo że z pokarmem jest różnie a jak wyciągałam przystawiałam to się denerwowała bo może i coś leciało albo i nie tu głodna to szlam po te cholern.e buteleczki z mm.
Jak odłożyłam ją do tego inkubatora to placz / rzucanie się w nim więc laktatorem tez za bardzo nie popracowałam bo miotałam się między inkubatorem a kontaktem gdzie był podłączony laktator.
Pobyt w szpitalu nie wspomniam dobrze.
Zostało mi to odebrane.
Ja na te chwile czekałam wiele lat i takie miałam chwile że dziecko było oddzielone ode mnie w zupełnie innej sali lezala przez pół dnia się nią nacieszyłam następnie znów miała być w inkubatorze choć ze mną w sali.
Przy piersi mało była bo nie mogłam jej mieć przy sobie. Moglam wyciągać na karmienie a wiadomo że z pokarmem jest różnie a jak wyciągałam przystawiałam to się denerwowała bo może i coś leciało albo i nie tu głodna to szlam po te cholern.e buteleczki z mm.
Jak odłożyłam ją do tego inkubatora to placz / rzucanie się w nim więc laktatorem tez za bardzo nie popracowałam bo miotałam się między inkubatorem a kontaktem gdzie był podłączony laktator.
Pobyt w szpitalu nie wspomniam dobrze.
A ja się domyślam i sądzę, że wiele kobiet z tego forum to rozumie, ile łez wylałaśPowód?
Ona w inkubatorze byla w samym pampersie - pani ordynator powiedziała że ona ma tam być bo jak wchodzi to widzi dziecko- zmiany skórne i że nie będzie rozbierać i ubierać
( choć mówiłam że to ja będę robić ale jak grochem o ścianę)
Czyli żaden powód.
Bo jakby lezala ze mną w łóżku czy w tym nosidle/ wózku to jakby weszła to ja bym corke rozebrała i później ubrała ale nie chciała się na to zgodzić.
Sama moja pani doktor powiedziała że ona nie powinna być w inkubatorze bo nie potrzebuje go - jest duża i zdrowa i dlatego tak się tam rzuca w środku.
Ile ja łez wylałam to tylko ja wiem.
Pierwsze słyszę o czymś takim i lekarka ma rację. Pewnie wam się nie chce, ale to się kwalifikuje na skargę...
reklama
G
guest-1693758626
Gość
A ja się domyślam i sądzę, że wiele kobiet z tego forum to rozumie, ile łez wylałaś
Pierwsze słyszę o czymś takim i lekarka ma rację. Pewnie wam się nie chce, ale to się kwalifikuje na skargę...
Nie mam - mamy sił.
Ten rozdział ( pobyt w szpitalu ) został przez nas zamknięty.
Cieszymy sie ze mamy naszego skarba
ze jest z nami
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 6 tys
- Wyświetleń
- 402 tys
- Odpowiedzi
- 32 tys
- Wyświetleń
- 2M
Podziel się: