A w taki sposób, że jej pokazuję skarpety, że się rozciągają, bo mają gumkę, że mają falbankę (jak jej podałam po każdym pokazaniu to sama próbowała naśladować mnie czyli rozciągać albo macała falbankę), że może być deszcz skarpetek, że mogą być również na rączce, że smakują jakoś, że można nimi rzucać, że można nimi żonglować, że można je podawać... Itd. Też jej spadają i szczerze jakoś nie lubię skarpet i często jej zostawiam gołe stopy, żeby czuła więcej (o ile widzę że jej ciepło). W ogóle ostatnimi czasy pokazuję jej w co ją ubieram, jak to wygląda, bo uświadomiłam sobie, że ona tego dobrze może nie widzieć. Ale też z zainteresowaniem ogląda swoje rękawy i chyba lubi paski
jeśli skarpety to daję często jakieś z czapy kolorowe żeby się nimi interesowała. W ogóle stopom dajemy swoje buzie do dotykania (rękom też), mąż brodaty - uwielbia macać brodę, śmieje się wtedy bardzo. W ogóle czułam się dziś jak taka rodzinka śmiejąca się razem z jednej rzeczy. Zaśmialiśmy się z czegoś co zrobiła, a ona z nami nagle w śmiech
Ja ostatni raz czułam się jak sprzed dziecka w sylwestra. Sporo spała wtedy i udało nam się obejrzeć 1,5 filmów. A dziwna jestem, że dopiero niedawno poczułam, że jestem matką. Byliśmy u beznadziejnego lekarza, który niby był pediatrą, ale zero podejścia i córka się rozpłakała. Poczułam, że muszę (i chcę) chronić tę istotkę przed takimi dziadziskami.
Jeśli ktoś stosunkowo długo był bezdzietny i/albo nie wyobrażał sobie szczególnie jakoś tej dzietności to normalne, że czuje się dobrze bez dziecka. Tak mi się wydaje. A tak w ogóle to stanowimy osobne byty, dzieci to nie nasza własność, a i my mamy prawo do swojego życia, spraw, zainteresowań i problemów...
Jak dłużej jestem poza domem bez córki też czuję się dobrze, aaale też po jakimś czasie tęsknię