mama-czwórki
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 11 Marzec 2016
- Postów
- 889
Witam dziewczyny.
Zaliczyłam wczoraj wizytę u internisty i dostałam oczywiście skierowanie do Poradni Diabetologicznej dla kobiet w ciąży. Termin dopiero na 16 września ale na razie będzie mnie prowadziła internistka i wizyty u niej co tydzień także luz... Na szczęście nie padło słowo , którego najbardziej się obawiałam czyli szpital więc jest dobrze.
Pisałyście o porodach z brakiem postępu. Niestety mam takowy za sobą. Nigdy o nim tu nie pisałam bo nie chciałam Was straszyć ale żeby urodzić Szymona naprawdę się namęczyłam. Poród był wywoływany- pod koniec 42 tyg. 2 jedn. oksytocyny nie pomogły, dopiero przy 3 mnie ruszyło. Zaczęli wywoływać ok.8, pierwsze skurcze się pojawiły ok. 10 i jak się pojawiły to był ból po ok. godzinie był już powalający. Rodząc córkę prawie do końca się uśmiechałam, a tu od prawie samego początku skurczy wyłam z bólu. Nie wspominam tego najlepiej niestety... Na początku pomagała jeszcze wanna, późnym popołudniem niestety nawet ona przestała działać . Skurcze były co 1,5- 2 minuty bardzo długie a rozwarcie na 3-4. Ostatecznie rozwarcie doszło do 6 i stanęło jak zaczarowane. Ja po tylu godzinach takich silnych skurczy to już nawet nie miałam siły krzyczeć, po porostu się słaniałam na nogach. Traciłam pomału kontakt z rzeczywistością.W końcu mąż widząc co się dzieje pobiegł po lekarkę, która niedawno zaczęła zmianę- dodam , że dobrego ginekologa z bardzo dużym doświadczeniem. Jak mnie zobaczyła i dowiedziała się ile godzin trwają tak częste i długie skurcze oraz że dziecko może ważyć ok 4.5 kg tak od razu wylądowałam na stole. Nie miałam nawet siły wypełnić, czy podpisać tej deklaracji przed cięciem. Mąż się za mnie podpisywał.Powiem Wam, że cesarka była dla mnie jak wybawienie i do tej pory tego nie żałuję. Rodziłam raz naturalnie i wiem jak powinien wyglądać prawidłowo przebiegający poród i jestem pewna, że na pewno nie tak jak wtedy gdy rodziłam Szymka. Mam nadzieję, że za bardzo Was nie nastraszyłam. Taka moja mała rada. Jeśli tylko to możliwe to lepiej żeby poród sam się zaczął. Nie ma się co zbytnio spieszyć. Poród wywoływany niestety bardziej boli i inaczej postępuję. Co natura, to jednak natura...
Martini- mnie się wydaje, że ten skurcz to raczej jest mało powiązany z przeziębieniem. Przeziębieniem bym się zbytnio nie przejmowała. Paracetamol, jakaś herbatka rozgrzewająca, pastylki na gardło i powinno być ok. Gorszy wg mnie jest ten skurcz. Gdyby się powtórzył to uderzyła bym zdecydowanie na Twoim miejscu na IP. Mój gin. zawsze mi powtarza, że jak tylko mnie coś niepokoi , a nie mam z nim kontaktu to jechać właśnie na IP bo oni są tam od tego, żeby sprawdzili, a wie o czym mówi bo sam pracuje w szpitalu. Zdrówka Ci życzę.
Milutkiego dnia wszystkim
Zaliczyłam wczoraj wizytę u internisty i dostałam oczywiście skierowanie do Poradni Diabetologicznej dla kobiet w ciąży. Termin dopiero na 16 września ale na razie będzie mnie prowadziła internistka i wizyty u niej co tydzień także luz... Na szczęście nie padło słowo , którego najbardziej się obawiałam czyli szpital więc jest dobrze.
Pisałyście o porodach z brakiem postępu. Niestety mam takowy za sobą. Nigdy o nim tu nie pisałam bo nie chciałam Was straszyć ale żeby urodzić Szymona naprawdę się namęczyłam. Poród był wywoływany- pod koniec 42 tyg. 2 jedn. oksytocyny nie pomogły, dopiero przy 3 mnie ruszyło. Zaczęli wywoływać ok.8, pierwsze skurcze się pojawiły ok. 10 i jak się pojawiły to był ból po ok. godzinie był już powalający. Rodząc córkę prawie do końca się uśmiechałam, a tu od prawie samego początku skurczy wyłam z bólu. Nie wspominam tego najlepiej niestety... Na początku pomagała jeszcze wanna, późnym popołudniem niestety nawet ona przestała działać . Skurcze były co 1,5- 2 minuty bardzo długie a rozwarcie na 3-4. Ostatecznie rozwarcie doszło do 6 i stanęło jak zaczarowane. Ja po tylu godzinach takich silnych skurczy to już nawet nie miałam siły krzyczeć, po porostu się słaniałam na nogach. Traciłam pomału kontakt z rzeczywistością.W końcu mąż widząc co się dzieje pobiegł po lekarkę, która niedawno zaczęła zmianę- dodam , że dobrego ginekologa z bardzo dużym doświadczeniem. Jak mnie zobaczyła i dowiedziała się ile godzin trwają tak częste i długie skurcze oraz że dziecko może ważyć ok 4.5 kg tak od razu wylądowałam na stole. Nie miałam nawet siły wypełnić, czy podpisać tej deklaracji przed cięciem. Mąż się za mnie podpisywał.Powiem Wam, że cesarka była dla mnie jak wybawienie i do tej pory tego nie żałuję. Rodziłam raz naturalnie i wiem jak powinien wyglądać prawidłowo przebiegający poród i jestem pewna, że na pewno nie tak jak wtedy gdy rodziłam Szymka. Mam nadzieję, że za bardzo Was nie nastraszyłam. Taka moja mała rada. Jeśli tylko to możliwe to lepiej żeby poród sam się zaczął. Nie ma się co zbytnio spieszyć. Poród wywoływany niestety bardziej boli i inaczej postępuję. Co natura, to jednak natura...
Martini- mnie się wydaje, że ten skurcz to raczej jest mało powiązany z przeziębieniem. Przeziębieniem bym się zbytnio nie przejmowała. Paracetamol, jakaś herbatka rozgrzewająca, pastylki na gardło i powinno być ok. Gorszy wg mnie jest ten skurcz. Gdyby się powtórzył to uderzyła bym zdecydowanie na Twoim miejscu na IP. Mój gin. zawsze mi powtarza, że jak tylko mnie coś niepokoi , a nie mam z nim kontaktu to jechać właśnie na IP bo oni są tam od tego, żeby sprawdzili, a wie o czym mówi bo sam pracuje w szpitalu. Zdrówka Ci życzę.
Milutkiego dnia wszystkim