reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Listopadowe kreski 🍁🍂🍁

reklama
dziękuję Ci bardzo, właśnie o to mi chodziło. Co mogę zrobić we własnym zakresie by zwiększyć szansę. A przy trombofilii jest możliwe urodzenie zdrowego dziecka? Bo jedno mam.
Jest możliwe. Dziewczyny nie raz dopiero przy niepłodności wtórnej robią badania i dostają heparynę. Badanie samo w sobie wskazuje tylko, że masz genetyczne predyspozycje. Czy i kiedy one na Ciebie wpłyną to jest inna sprawa niestety.
Czyli nie mogłabym sobie „z buta” wejść do kliniki i stwierdzić: „Hej, słuchajcie ludzie, długo nam te starania schodzą. Lekarz X nas tu przysłał. Chcemy ivf.” ?

Tzn. wiadomo, że potrzeba diagnostyki, itd.

No ale jak „normalny” lekarz stwierdza po swoich badaniach: „Przykro mi, wyczerpaliśmy wszystkie możliwości.” , to dla kliniki nie jest to wystarczające?
Jak przyniesiesz wszystkie dotychczasowe badania i z nich będzie wynikało, że ivf jest wskazane to no problem. Nie będą Cię dalej męczyć.

Ale jak przyjdziesz, okaże się że nic do tej pory nie badałaś i nie było żadnego leczenia to raczej spodziewaj się diagnostyki. Chyba że masz na przykład 40 lat to czas jest cenny i będą się uwijać szybko.

Ja od zgłoszenia do kliniki do ivf miałam prawie rok. W tym czasie była drożność (w klinice), kilka cykli monitorowanych, trzy cykle stymulowane, dwie IUI, histeroskopia. Te monitoringi i cykle stymulowane były poza kliniką. Po tym tamten lekarz stwierdził, że już nic więcej nie jest w stanie zrobić i wysłał do kliniki. IUI i histero (histero na NFZ) już pod opieką lekarza z kliniki. Dopiero wtedy minęły prawie dwa lata starań, cały czas tkwiliśmy w statusie niepłodność idiopatyczna, lekarz dał zielone światło na ivf. Tylko ja mam teraz 31 lat, mój mąż 32, mieliśmy cały czas bardzo dobre wyniki badań. Przez to nikomu się nie spieszyło, bo powtarzali że mniej przyjemne sposoby zachodzenia w ciążę zostawiamy sobie na koniec.

Moja koleżanka ma 36 lat, jej mąż 40. Mają oboje dużo różnych problemów zdrowotnych i przeszli sporo diagnostyki poza klinika. Mój lekarz po zapoznaniu się z jej dokumentacją powiedział, że on tutaj widzi szanse tylko w ivf i to jak najszybciej.
Tylko ona nie jest na to gotowa wiec zrezygnowała.
 
Ostatnia edycja:
Plamienia już nie ma, ale szczerze powiem, że mdłości jakby ustały. Przez kilka dni mnie męczyły, a teraz, no cóż. Wiadomo, to są początki, ale już tyle razy się zawiodłam. Droga do posiadania dziecka jest tak kreta. Co z tego, że nam zapłodnienie wychodzi. Jak za każdym razem coś tam jest do d***.

Szczerze nie chce już sobie nic wkręcać, zobaczymy co tu się rozwinie. Za każdym razem błagałam lekarza o leki na podtrzymanie. Ale nic to nie dawało. Teraz jestem na jeszcze wyższej dawce heparyny niż byłam.

Miałam jechać robić dzisiaj betę, progesteron... szczerze? To mnie chyba jeszcze bardziej przygniata. Po prostu daje sobie czas. Jak ma być dobrze, to będzie. Jeśli nie, no to trudno.
Jedynie psychika mi wysiada. Na prawdę pragnienie donoszonej ciąży i urodzenia zdrowego dziecka jest tak wielkie... czuję się, jakby mi ktoś nóż w plecy wbijał. Nie jestem cholera złym człowiekiem, zawsze wspieram, cieszę się szczęściem innych.
Wiem, że wy doskonale znacie te wszystkie uczucia ☹️.
 
Czyli nie mogłabym sobie „z buta” wejść do kliniki i stwierdzić: „Hej, słuchajcie ludzie, długo nam te starania schodzą. Lekarz X nas tu przysłał. Chcemy ivf.” ?
Tzn. wiadomo, że potrzeba diagnostyki, itd.
No ale jak „normalny” lekarz stwierdza po swoich badaniach: „Przykro mi, wyczerpaliśmy wszystkie możliwości.” , to dla kliniki nie jest to wystarczające?
Teoretycznie tak bym to sobie wyobrażała, gdybym zgłosiła się do płatnej kliniki 🤔. Ale chyba wiele par patrzy na to z drugiej strony: zgłosiliśmy się po pomoc, a oni od razu kierują nas na IVF! Dla nich może to wyglądać trochę na wyciąganie pieniędzy...?
Ja napiszę na swoim przykładzie, ale co kraj to inaczej.. Mieliśmy mieć podejścia do inseminacji, ale nie pyknęło z „winy” kliniki więc od razu widząc nasze rozczarowanie, lekarz dała nam skierowanie na ivf, które zostało wysłane bezpośrednio też do szpitala niepłodności w innym mieście. W końcu mieliśmy (po zrobieniu potrzebnych badań itd.) 50min rozmowę wstępną by w sumie nie dowiedzieć się szczegółowych wyników badania nasienia, bo przecież nie robią morfo i ogólnie mogą nam co najwyżej zrobić IUI. Więc z tego, co mówili…każda para musi mieć za sobą chociaż jedną nieudaną inseminację by w ogóle móc próbować z ivf..🫠😑. A czasowo to się bujaj, co nie..czekaj kolejne miesiące a może i lata pfff. No i się wkurzyłam 😆🥹🥸.
Rzeczywiście, co kraj to obyczaj. U nas np. z uwagi na Covid nie odbywały się już zwyczajowe konsylia, podczas których przeprowadzano szczegółowe rozmowy i np. prezentowano parom wszystkie skutki uboczne leczenia, zagrożenia, itp. Teraz dostajemy tylko film do obejrzenia i dokument do podpisania...
A tak poza tym, jak do każdego specjalisty, wystarczyło skierowanie od lekarza rodzinnego - to właściwie rodzaj listu, a nie oficjalne skierowanie.
IUI nie są "obowiązkowe", ale można ich wykonać do 6, jeśli para ma ochotę...
Moja koleżanka ma 36 lat, jej mąż 40. Mają oboje dużo różnych problemów zdrowotnych i przeszli sporo diagnostyki poza klinika. Mój lekarz po zapoznaniu się z jej dokumentacją powiedział, że on tutaj widzi szanse tylko w ivf i to jak najszybciej.
Tylko ona nie jest na to gotowa wiec zrezygnowała.
Fakt, że wiek wiele zmienia, u nas również od strony przysługujących praw do leczenia.
My do kliniki (darmowej, muszę to podkreślić, oczywiście) trafiliśmy w wieku 38 i 39, więc od razu powiedziano nam, że nikt nie będzie tracił naszego czasu. I np. IUI nam się już nie należy, więc będzie to od razu IVF. Właściwie całe nastawienie, jeszcze przed badaniami, było widocznie ukierunkowane na IVF. Chociażby w stylu: jeżeli odkryjemy jakiś problem z jajowodami to od razu usuwamy, nie będą już pani potrzebne.
To uczyniło mnie gotową po jednej wizycie... Bo zdałam sobie sprawę, że: teraz albo nigdy...
Rozumiem oczywiście Twoją koleżankę, ale np. myślisz, że z czasem zmieni zdanie...? Gdy będzie jeszcze później...?
 
Plamienia już nie ma, ale szczerze powiem, że mdłości jakby ustały. Przez kilka dni mnie męczyły, a teraz, no cóż. Wiadomo, to są początki, ale już tyle razy się zawiodłam. Droga do posiadania dziecka jest tak kreta. Co z tego, że nam zapłodnienie wychodzi. Jak za każdym razem coś tam jest do d***.

Szczerze nie chce już sobie nic wkręcać, zobaczymy co tu się rozwinie. Za każdym razem błagałam lekarza o leki na podtrzymanie. Ale nic to nie dawało. Teraz jestem na jeszcze wyższej dawce heparyny niż byłam.

Miałam jechać robić dzisiaj betę, progesteron... szczerze? To mnie chyba jeszcze bardziej przygniata. Po prostu daje sobie czas. Jak ma być dobrze, to będzie. Jeśli nie, no to trudno.
Jedynie psychika mi wysiada. Na prawdę pragnienie donoszonej ciąży i urodzenia zdrowego dziecka jest tak wielkie... czuję się, jakby mi ktoś nóż w plecy wbijał. Nie jestem cholera złym człowiekiem, zawsze wspieram, cieszę się szczęściem innych.
Wiem, że wy doskonale znacie te wszystkie uczucia ☹️.

Trochę jestem rozdarta bo z jednej strony doskonale wiem co czujesz i w 100% Cię rozumiem, z drugiej strony ta chłodna część mojego mózgu wie, że kontrola bety i proga jest naprawdę ważna dla Twojego bezpieczeństwa. Pamiętaj, że jeśli znajdziesz w sobie chociaż trochę siły by jutro zbadać te dwie rzeczy to wszystkie będziemy tu z Tobą niezależnie od wyników
 
Rozumiem oczywiście Twoją koleżankę, ale np. myślisz, że z czasem zmieni zdanie...? Gdy będzie jeszcze później...?
Myślę że nie, chociaż twierdzi że tak. Oni się starają już 8 lat. Ona teraz zamiast ivf poddała się operacji bariatrycznej, której wcześniej nie planowała i którą stanowczo odradzał ginekolog, bo to odwleka czas starań o kolejne 1.5 roku i powoduje dodatkowe komplikacje.

Co innego jest mieć 38 lat i nie mieć ogólnie problemów zdrowotnych a co innego być po takich przejściach i z takim zdrowotnym bagażem.
 
Plamienia już nie ma, ale szczerze powiem, że mdłości jakby ustały. Przez kilka dni mnie męczyły, a teraz, no cóż. Wiadomo, to są początki, ale już tyle razy się zawiodłam. Droga do posiadania dziecka jest tak kreta. Co z tego, że nam zapłodnienie wychodzi. Jak za każdym razem coś tam jest do d***.

Szczerze nie chce już sobie nic wkręcać, zobaczymy co tu się rozwinie. Za każdym razem błagałam lekarza o leki na podtrzymanie. Ale nic to nie dawało. Teraz jestem na jeszcze wyższej dawce heparyny niż byłam.

Miałam jechać robić dzisiaj betę, progesteron... szczerze? To mnie chyba jeszcze bardziej przygniata. Po prostu daje sobie czas. Jak ma być dobrze, to będzie. Jeśli nie, no to trudno.
Jedynie psychika mi wysiada. Na prawdę pragnienie donoszonej ciąży i urodzenia zdrowego dziecka jest tak wielkie... czuję się, jakby mi ktoś nóż w plecy wbijał. Nie jestem cholera złym człowiekiem, zawsze wspieram, cieszę się szczęściem innych.
Wiem, że wy doskonale znacie te wszystkie uczucia ☹️.
Spróbuję jednak być głosem w Twojej głowie, który powie - jedz, sprawdź. Teraz jesteś w miejscu w którym myślisz, ze nie masz na to siły, ale miną dwa-trzy dni a Ty nadal będziesz żyła w strachu i niewiedzy. Kijem Wisły się nie cofnie, ale nie funduj sobie kolejnych dni stresu. Nie będę Cię łudzić, ze stu moim koleżankom przydarzyło się plamienie i zdrowa ciąża- to sie zdarza, ale zdarza sie tez, ze plamienie to początek straty. Nie wiemy co dzieje się u Ciebie i dlatego tez nie można z góry zakładać nic - ze się utrzyma ale tez, ze już po wszystkim. Gdybym była Twoją przyjaciółką to wzięłabym Cię pod rękę i zaprowadziła na badanie po to, żebyś mogła albo odetchnąć z ulgą albo przeżyć żałobę tak jak tego potrzebujesz. To zawieszenie w próżni Cię wykończy.
 
reklama
Pamiętajcie, że w Polsce podejście do ivf reguluje dosyć ściśle ustawa.


I generalnie 12 miesięcy wcześniejszego leczenia innymi metodami to nie jest wymysł lekarza. Chyba że są przesłanki świadczące, że to nie ma żadnego sensu - np brak jajowodów czy zaawansowany wiek. Wtedy lekarz może ten czas skrócić.
 
Do góry