Ja mam zdecydowany żal do mojego lekarza, który przy ostatnich dwóch wizytach nie omieszkał wspomnieć, ile mam JUŻ lat. I że oczywiście to wiele wyjaśnia - np. stratę ciąży.
Przepraszam bardzo.
Jestem jego pacjentką nie od dziś. Gdy zaczęłam z nim rozmawiać o staraniach, no cóż, sporo dzieliło mnie od wieku 39 lat. No i super. To monitoring. To badania hormonalne. Acha, ok, proszę wrócić za pół roku jeśli pani nie zajdzie. Wracam za pół roku. A to może tarczyca? Proszę iść do endokrynologa. 6 miesięcy czekania na wizytę. Leczenie. Poczekajmy na efekty. Mija ponad rok. To może monitoring. I badania hormonalne. I badania nasienia. Wszystko ok. Proszę się starać. Plamienia? To normalne. Grube endo. Może polip. Może... ale proszę się nie martwić, to żaden nowotwór!
Wtedy zabrałam swoje zabawki i poszłam do kliniki niepłodności.
Tylko że jak rzeczywiście wyszedł mi polip to musiałam znów wrócić do niego, bo jako jedyny mógł mnie zoperować za 2 tygodnie, a nie za 4 miesiące.
Polip? No przecież mi mówił, że może być!
Tak, tylko że mnie wysłał z nim do domu starać się dalej.
Dopiero po tej całej historii jakoś się spiął, że w sumie jego autorytet został podważony, i zaproponował mi konkretne leczenie. Tylko że owszem, panie doktorze, nie odmłodniałam przez ten czas... no jakoś tak wyszło.