85asia
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 12 Lipiec 2010
- Postów
- 532
Hej dziewczyny!
My już wróciliśmy z nad jeziora. Było świetnie, ale nie obeszło się bez przygód. Dwa tygodnie temu kolega rezerwował domki. Po przyjeździe okazało się, że to jakaś katastrofa. Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałam. Jeden wielki syf i malaria. Wszystko w środku lepiło się od brudu. Wszędzie żywe lub martwe robactwo, grzyb na ścianach i straszny smród. A do tego wszystkiego jeszcze mysz… Oczywiście natychmiast postanowiłam poszukać innego oclegu. Już nawet nie chodziło o mnie i moją ciąże ( nie raz byłam pod namiotem i spałam nawet kiedyś w lesie tylko w śpiworze za harcerskich czasów), ale o Olka. Jak mogłabym go puścić w ten syf i pozwolić spać w tym smrodzie. Nocleg w tym uroczym miejscu miał kosztować 30 zł od osoby. Pomijam fakt, że nad morzem płaciłam tyle za pokój z łazienką. Udało nam się zakwaterować w hotelu. Pokoje z łazienkami, czyściutko schludnie i cena 45 zł/os. Wszystko byłoby znośne, gdyby nie fakt, że właścicielka ośrodka zrobiła mi awanturę, że o co mi chodzi, że rezerwacja, że jestem nie poważna i paniusia z miasta, która wymaga luksusów. No szlak mnie trafił. A żeby tego było mało to znajomych dzieciom schowała buty i nie chciała oddać. Głupia baba!!!
Potem jednak było już naprawdę fajnie. Tylko upał dokuczył w sobotę i wieczorem kiepsko się czułam, więc poszłam spać razem z Olkiem opuszczając grila ze znajomymi. No cóż…
Olek uwielbia wodę. W ogóle się nie boi i mógłby się pluskać w jeziorze cały dzień. Przez te dwa dni mało spał w dzień, bo wszystko go absorbowało i wszędzie go było pełno. Pod koniec dnia nie miałam już siły za nim ganiać i śmigał na czworaka po betonie.
Muszę jeszcze pochwalić mojego M. Przez cały wyjazd dzielił obowiązki przy dziecku na pół i bardzo ładnie mnie odciążał. Dzięki temu bardzo odpoczęłam. Super się zachował.
Powiem Wam jeszcze coś co mnie strasznie rozbawiło. Nasi panowie ( trzech ich było) głównie pojechali na ryby ( polowanie na wodne potwory). Przygotowania trwały dwa tygodnie. Gromadzenie sprzętu, obmyślanie planów itp. Wyprawa niczym na tygrysa. Wypożyczyli sobie łódkę. Napalili się strasznie, bo nawet pożyczyli od znajomego taką sondę co pokazuje gdzie są ryby. Prawdziwi łowcy, pełna powaga sytuacji. No i wielki plan spełzną na niczym, bo żaden myśliwy nie wpadł na pomysł, żeby zabrać kotwicę i nie mogło łowić z łódki. Wielkie łowienie skończyło się w przyjeziornym stawie, a wodne potwory to małe, 10 cm rybki. Eh Ci faceci…
My już wróciliśmy z nad jeziora. Było świetnie, ale nie obeszło się bez przygód. Dwa tygodnie temu kolega rezerwował domki. Po przyjeździe okazało się, że to jakaś katastrofa. Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałam. Jeden wielki syf i malaria. Wszystko w środku lepiło się od brudu. Wszędzie żywe lub martwe robactwo, grzyb na ścianach i straszny smród. A do tego wszystkiego jeszcze mysz… Oczywiście natychmiast postanowiłam poszukać innego oclegu. Już nawet nie chodziło o mnie i moją ciąże ( nie raz byłam pod namiotem i spałam nawet kiedyś w lesie tylko w śpiworze za harcerskich czasów), ale o Olka. Jak mogłabym go puścić w ten syf i pozwolić spać w tym smrodzie. Nocleg w tym uroczym miejscu miał kosztować 30 zł od osoby. Pomijam fakt, że nad morzem płaciłam tyle za pokój z łazienką. Udało nam się zakwaterować w hotelu. Pokoje z łazienkami, czyściutko schludnie i cena 45 zł/os. Wszystko byłoby znośne, gdyby nie fakt, że właścicielka ośrodka zrobiła mi awanturę, że o co mi chodzi, że rezerwacja, że jestem nie poważna i paniusia z miasta, która wymaga luksusów. No szlak mnie trafił. A żeby tego było mało to znajomych dzieciom schowała buty i nie chciała oddać. Głupia baba!!!
Potem jednak było już naprawdę fajnie. Tylko upał dokuczył w sobotę i wieczorem kiepsko się czułam, więc poszłam spać razem z Olkiem opuszczając grila ze znajomymi. No cóż…
Olek uwielbia wodę. W ogóle się nie boi i mógłby się pluskać w jeziorze cały dzień. Przez te dwa dni mało spał w dzień, bo wszystko go absorbowało i wszędzie go było pełno. Pod koniec dnia nie miałam już siły za nim ganiać i śmigał na czworaka po betonie.
Muszę jeszcze pochwalić mojego M. Przez cały wyjazd dzielił obowiązki przy dziecku na pół i bardzo ładnie mnie odciążał. Dzięki temu bardzo odpoczęłam. Super się zachował.
Powiem Wam jeszcze coś co mnie strasznie rozbawiło. Nasi panowie ( trzech ich było) głównie pojechali na ryby ( polowanie na wodne potwory). Przygotowania trwały dwa tygodnie. Gromadzenie sprzętu, obmyślanie planów itp. Wyprawa niczym na tygrysa. Wypożyczyli sobie łódkę. Napalili się strasznie, bo nawet pożyczyli od znajomego taką sondę co pokazuje gdzie są ryby. Prawdziwi łowcy, pełna powaga sytuacji. No i wielki plan spełzną na niczym, bo żaden myśliwy nie wpadł na pomysł, żeby zabrać kotwicę i nie mogło łowić z łódki. Wielkie łowienie skończyło się w przyjeziornym stawie, a wodne potwory to małe, 10 cm rybki. Eh Ci faceci…