U
użytkownik 902
Gość
Ale jestem zła. Dwa dni temu mówiłam mężowi, żeby mi podpiął akumulator pod prostownik, bo długo grzałam przy skuwaniu i pewnie się rozładuje. Wczoraj zgasł mi na środku skrzyżowania - na szczęście mało ruchliwego, więc znowu mu o tym przypomniałam. Oczywiście nic nie zrobił Jestem dość przewidująca, więc wyszłam do gina trochę wcześniej niż powinnam. Wsiadam do samochodu, odpalam... i lipa, rozładował się Biegiem na przystanek, na szczęście od razu miałam autobus i ledwo ledwo, ale zdążyłam na wizytę (wieści w odpowiednim wątku) Nie omieszkałam do niego zadzwonić i go ochrzanić - planowałam na dziś duże zakupy na imprezę:-( - oraz powiadomić, że jutro zabieram mu drugie auto, a on niech się buja tym rozładowanym. Uprosiłam teściową, żeby odebrała Klaudię z przedszkola. Oczywiście musiałam jeszcze iść do apteki na piechotę po leki, a potem do spożywczaka po coś na obiad. Dobrze, że tak piękna pogoda, ale prawie nic nie kupiłam, bo nie wolno nam nosić:-( Za karę chyba wyślę go dziś po resztę zakupów, bo mi normalnie ręce opadły dzisiaj na jego podejście.