Witam wszystkie lipcóweczki.
Mówicie o wsi? Toż ja niemalże na wsi mieszkam. Mój Paweł ma działkę zaraz obok, gdzie ma staw i masę ziemi do obkoszenia. Jak jest wiosna/lato to niemal co tydzień, a czasem i częściej jeździmy na całe dnie aby tam obkosić, pokarmić takie małe chwastopodobne rybki chlebem. W tamtym roku wpuściliśmy karpie, sumy, amury ale w tym roku już ich nie ma. W tym złodziejskim kraju niestety nic nie można zrobić dla siebie i tego nie pilnować przez 24h na dzień... No nic, może kiedyś uda nam się wybudować domek na tej działce, ewentualnie altanę wyremontować na całoroczny domek. Wtedy będzie sens wpuszczania rybek.
Od wczoraj mam nerwa na moje psy za całokształt. W ogóle poddenerwowana jestem ostatnio przez te hormony. No i obrywa się psom za to, i Pawłowi też. Aż się ze mnie śmiał wczoraj że mnie Reks wykiwał. Nie powiem gdybym była w lepszym humorze to też pewnie bym się śmiała. A było tak:
Mieszkamy na poddaszu, na pierwszym piętrze i parterze mieszkają lokatorzy którzy wynajmują od nas pokoje. No i ciężko by było gdyby ten wielki dom nie miał schodów. A że ma schody bardzo strome to jest mi ciężko po nich wchodzić i schodzić. No i jak co wieczór trzeba je wypuścić, żeby załatwiły przed nocą co trzeba. Zresztą same chciały wyjść więc poprosiłam żeby Paweł je wypuścił, co też uczynił nie bez komentarzy. No to już mnie to podminowało. Jaki on biedny, bo zdążył się rozebrać do kąpieli. No ale wypuścił... Nie minęło 5 minut, słyszymy że psy wchodzą na piętro wpuszczone przez znajomych lokatorów. Nożesz, nóż mi się otworzył w kieszeni na te kundle przebrzydłe, bo miały siedzieć tam troszkę dłużej, tym bardziej że nie załatwiły swoich potrzeb a już chcą do domu. Poleciałam na dół i wyrzuciłam je na dwór. Nie minęło parę chwil, tknęło mnie coś i włączyłam kamerkę na ganku, zobaczyć co się dzieje. A tam, moja menda przebrzydła szczeka i piszczy że chce do domu. To ja znów zbiegam otwieram drzwi i już jej nie widzę. Poznała że to ja i że zła jestem i uciekła na dwór, cfaniara jedna. Chwilę postałam, powiedziałam żeby była na dworzu i poszłam. I znów nie minęło parę chwil a znów oglądam obraz z kamerki. Widzę tylko Reksa na ganku. Soniuchny nie ma. Więc pewnie na piętrze już jest. Schodzę i patrzę, a jak! Zgoniłam na ganek i się cofnęłam do domu, ale coś mnie tknęło i jeszcze się wróciłam żeby pokrzyczeć na Sonję i żeby na dworze wytrzymała z te 10-15 minut. Wychodzę, mijam Reksa a ten siuup jak nie na schody wbiegł, chciałam go złapać za ogon, ale mi się wywinął i wbiegł na piętro. No to czując się pokonana przez psy zawołałam Sonję i do domu. A mój się jeszcze śmiał ze mnie bo wszystko oglądał.
A potem w nocy Sonji coś nie pasowało i sobie burkała budząc mnie co chwila. A potem jak szłam z toalety to nadepnęłam na Reksa, bo on musi spać przy głowie u nas. I też się wkurzyłam, bo kiedyś się przez niego wywrócę.
Uff, to popisałam sobie. Chyba muszę iść się wykąpać.
Ale za to dzisiaj idę na kabaret i choć kabaretów nie lubię to trochę się odstresuję.
A dzwoniłaś do swojego lekarza? I lepiej odłóż te zakupy na później.
Mówicie o wsi? Toż ja niemalże na wsi mieszkam. Mój Paweł ma działkę zaraz obok, gdzie ma staw i masę ziemi do obkoszenia. Jak jest wiosna/lato to niemal co tydzień, a czasem i częściej jeździmy na całe dnie aby tam obkosić, pokarmić takie małe chwastopodobne rybki chlebem. W tamtym roku wpuściliśmy karpie, sumy, amury ale w tym roku już ich nie ma. W tym złodziejskim kraju niestety nic nie można zrobić dla siebie i tego nie pilnować przez 24h na dzień... No nic, może kiedyś uda nam się wybudować domek na tej działce, ewentualnie altanę wyremontować na całoroczny domek. Wtedy będzie sens wpuszczania rybek.
Od wczoraj mam nerwa na moje psy za całokształt. W ogóle poddenerwowana jestem ostatnio przez te hormony. No i obrywa się psom za to, i Pawłowi też. Aż się ze mnie śmiał wczoraj że mnie Reks wykiwał. Nie powiem gdybym była w lepszym humorze to też pewnie bym się śmiała. A było tak:
Mieszkamy na poddaszu, na pierwszym piętrze i parterze mieszkają lokatorzy którzy wynajmują od nas pokoje. No i ciężko by było gdyby ten wielki dom nie miał schodów. A że ma schody bardzo strome to jest mi ciężko po nich wchodzić i schodzić. No i jak co wieczór trzeba je wypuścić, żeby załatwiły przed nocą co trzeba. Zresztą same chciały wyjść więc poprosiłam żeby Paweł je wypuścił, co też uczynił nie bez komentarzy. No to już mnie to podminowało. Jaki on biedny, bo zdążył się rozebrać do kąpieli. No ale wypuścił... Nie minęło 5 minut, słyszymy że psy wchodzą na piętro wpuszczone przez znajomych lokatorów. Nożesz, nóż mi się otworzył w kieszeni na te kundle przebrzydłe, bo miały siedzieć tam troszkę dłużej, tym bardziej że nie załatwiły swoich potrzeb a już chcą do domu. Poleciałam na dół i wyrzuciłam je na dwór. Nie minęło parę chwil, tknęło mnie coś i włączyłam kamerkę na ganku, zobaczyć co się dzieje. A tam, moja menda przebrzydła szczeka i piszczy że chce do domu. To ja znów zbiegam otwieram drzwi i już jej nie widzę. Poznała że to ja i że zła jestem i uciekła na dwór, cfaniara jedna. Chwilę postałam, powiedziałam żeby była na dworzu i poszłam. I znów nie minęło parę chwil a znów oglądam obraz z kamerki. Widzę tylko Reksa na ganku. Soniuchny nie ma. Więc pewnie na piętrze już jest. Schodzę i patrzę, a jak! Zgoniłam na ganek i się cofnęłam do domu, ale coś mnie tknęło i jeszcze się wróciłam żeby pokrzyczeć na Sonję i żeby na dworze wytrzymała z te 10-15 minut. Wychodzę, mijam Reksa a ten siuup jak nie na schody wbiegł, chciałam go złapać za ogon, ale mi się wywinął i wbiegł na piętro. No to czując się pokonana przez psy zawołałam Sonję i do domu. A mój się jeszcze śmiał ze mnie bo wszystko oglądał.
A potem w nocy Sonji coś nie pasowało i sobie burkała budząc mnie co chwila. A potem jak szłam z toalety to nadepnęłam na Reksa, bo on musi spać przy głowie u nas. I też się wkurzyłam, bo kiedyś się przez niego wywrócę.
Uff, to popisałam sobie. Chyba muszę iść się wykąpać.
Ale za to dzisiaj idę na kabaret i choć kabaretów nie lubię to trochę się odstresuję.
Ja leze i sprawdzam odstepy i szlag mnie trafia bo musze zrobic zakupy i mnostwo innych rzeczy i nie wiem czy olac te skurcze czy nie.
Czytam caly czas o poczatkach porodu i wszedzie pisza ze jesli skurcze sie nie nasilaja to falszywe, a moje sie nie nasilaja ale sie reguluja znow. Mam tak co 12-14 min. Zmiana pozycji ich nie wycisza.
A dzwoniłaś do swojego lekarza? I lepiej odłóż te zakupy na później.
Ostatnio edytowane przez moderatora: