Muszę Wam opowiedzieć, o mojej ciężkiej nocy.
Taj więc, ok godz 23 kolejny raz miałam atak (prawdopodobnie) woreczka żółciowego, myślę poczekam godzinkę , wezmę Apap i może przejdzie. I tak do 1 nie puściło, obudziłam mojego narzeczonego- szybka decyzja jedziemy na świąteczną pomoc lekarska. W 15 min byliśmy na miejscu, minęło kolejne dobre pół godziny zanim dostaliśmy się od środka- zarejestrowana. Lekarz zbadał mój brzuch, ze względu na ciążę nic nie mógł(albo bardziej nie chciał i się bał w moim stanie -bez lepszego badania) podać przeciwbólowego, wypisał skierowanie na szpital- z podejrzeniem ostrego zapalenia woreczka żółciowego. Ze wskazaniem do zrobienia USG i morfologii.
Za minutę byłam już na IP- Pani w rejestracja zaspana stwierdziła, że mogłam przecież wziąć nospe. I po co tamten lekarz mi wypisuje skierowanie, jeszcze na oddział chirurgii, a nie na ginekologie..chociaż zgłaszałam, że ginekologicznej wszytko OK.
Po całym papierkowym zamieszaniu, Pani prowadzi mnie do gabinetu i każe zaczekać na lekarza.
Przychodzi, bada mój brzuch raz jeszcze w którym miejscu boli.. stwierdza, że atak już mija i może mnie przetrzymać na obserwacji do rana na kozetce, ale czy to ma sensu żebym tutaj leżała do rana skoro samopoczucie się poprawia i stwierdza wprost żebym jechała do domu.
Bez żadnego środka przeciwbólowego.
Dzwonię, do mojego żeby wracał po mnie , bo idę do domu. W domu zjadam jakiś rozkurczowy lek, mocniejszy niż no-spa i chwilę później już zasypiam. Jest godzina 4 nad ranem.
Ciężko zaczął się ten nowy rok dla mnie.
Mam nadzieję, że chociaż w połowie będzie szczęśliwy .