U nas z mówieniem tak średnio, tata mała gadzina mówi już od dawna, mama to powie jak mu się coś wg niego złego dzieje, ukochane słowo to kicia, ap mowi na jedzenie i gdy jest głodny, dziadzia, baba i każdy pojazd który ma kółka od razu krzyk euforii "jedzie", a każdy czarny samochód "dziadzia jedzie". Za to fajnie że wszystko rozumie i rozróżnia osoby, jak mu dam coś żeby zaniósł tacie, babci to trafia do odpowiedniej osoby. Natomiast ostatnio masakra jest z opanowaniem złości... jak coś jest nie po jego myśli to potrafi uderzyć głową o podłogę, jakiś mebel, albo jak jest na rękach to w głowę trzymającego. Przeraża mnie to, spokojnie mu tłumaczę że to nic nie da, tylko będzie go bolało, bez skutku. Macie jakieś rady? Bo my z mężem doszukujemy już się, co robimy źle, mamy wyrzuty że w tak krótkim czasie już daliśmy ciała z wychowaniem. A najbardziej przeraża mnie fakt, że jak będzie tak dalej to wyrośnie na podobne dziecko jak mojej siostry synowie, że babcia z nimi nie chce zostawać a mają 6 i 9 lat. Są okropni, nikogo i niczego nie słuchają i jak.zwróci im się uwagę, to zgrywają się, że są niby takimi niewiniątkami... już nie raz miałam ochotę powiesić ich za fraki na żyrandolu.