Myla, leż naprawdę i wstawaj tylko do toalety, a rozwiązanie opieki nad dziećmi musiało się znaleźć, dobrze, ze się udało
CC jeszcze się nie stresuj, przecież sporo czasu zostało, mała może jeszcze sie obrócić. Super, że cukier w normie!
Mila83, mam nadzieję, że to Twoja ginka się pomyliła w kwestii szyjki, będziesz to jeszcze raz sprawdzać? odpoczywaj
Doli, ja w ogóle mało mebli mam i też nie wiem, gdzie to poupychac... tzn. na razie jeszcze nie mam co upychać, ale musze pomyślec o jakimś miejscu...
Olusia, dobrze, że z maluszkami wszystko ok, a Ty tak jak Myla leż i nic w domu nie rób...
Mam trochę mieszane odczucia po szkole rodzenia, były 3 bloki: z połozną o samym porodzie fizjologicznie, z psychologiem o psychicznych aspektach, z prawnikiem o prawach kobiet w ciąży, urlopach itp. Czas z prawnikiem uważam osobiscie za stracony, bo nie powiedziała nic ponad to, co już dawno wyczytałam w necie, w dodatku sama czytała i nie mówiła z głowy, psycholog ok, połozna też, do czasu, aż właczyła jej się jakaś gadka w stylu nauk przedmałżeńskich. Powiedziała m.in., że kobiety dziś są rozpieszczone, że nie chcą mieć dzieci lub wiecej dzieci z wygody, że chcą, żeby meżowie je wyręczali w obowiazkach domowych (kuźwa, to są "obowiązki domowe", a nie "kobiece", tak???) i że jesli nawet mąż teraz sie na to zgadza, to po latach sie zbuntuje, a jak bedziemy go teraz oszczędzać, to nam pomoże na stare lata... i jeszcze powiedziała, że jak mąż jest przy porodzie, to kobieta się nie mobilizuje, tylko pokazuje, jaka jest biedna i chce, żeby ja pocieszać... a potem jednak mówiła, że mąż powinien być i wspierać, masować itp.
Do momentu poprzedzającego ta gadkę, wykład był dla mnie interesujący, ale popsuła wszystko...
Do tego było tam potwornie zimno, siedzieliśmy w kurtkach, a automat z gorącą wodą nie działał, wiec nie wiem, po co postawili kawę i herbatę, mogli dać chociaż czajnik... Wiem, że się czepiam teraz szczegółów, no ale nie trawię takich gadek jak powyżej, tu jest w ogóle chyba najbardziej zacofany region w Polsce...
Co do kopania, to moja mała szaleje, a jak mąż przykłada dłoń, nagle się uspokaja i trzeba naprawdę czekać długo, żeby znowu dała jakis znak...