Antiope
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 11 Październik 2006
- Postów
- 11 228
anio0, bonusowa no właśnie ja się bałam tego, że jak zdecyduję się na farmakologiczne to to będzie trwało dniami a i tak trzeba będzie zrobić łyżeczkowanie. A ja chciałam jak najszybciej mieć to za sobą, nie być już w tej ciąży, bo czułam jak mnie wykańcza to psychicznie i fizycznie. Gdyby ta ciąża była bezobjawowa tak jak pierwsza, to może byłoby łatwiej, ale ja tak jak bonusowa miałam objawy do samego końca. Miałam potworne mdłości jeszcze tego dnia, którego miałam zabieg. Jak człowiek wie, że dolegliwości i ból prowadzą do czegoś pozytywnego, to jest zupełnie inaczej i dużo łatwiej. Nie przeraża mnie ból porodowy, bo wiem, że po nim przytulę maleństwo, ale ból w trakcie poronienia i inne związane z tym dolegliwości są dla mnie dużo trudniejsze do zniesienia. Ja miałam to szczęście, że kiedy czekałam na zabieg po podaniu cytotecu, to czułam tylko lekki ból w podbrzuszu, lżejszy niż na okres. A kiedy ze mnie wszystko chlusnęło, to ból mi przeszedł. A znam przypadek poronienia, że pomimo, że było w 6 tygodniu to dziewczyna miała najzwyczajniejsze skurcze porodowe. W końcu nie dała psychicznie rady i błagała, żeby jej wreszcie zabieg zrobili, bo ona już nie zniesie. Ja mówiłam mojej gin. o tym, że chciałabym farmakologicznie, ale jeszcze się waham. Wtedy ona nie poleciła mi żadnej opcji, tylko powiedziała mi w którym szpitalu preferują farmakologiczne wywoływanie poronienia, a w którym najlepiej na łyżeczkowanie. Powiedziała, żebym sobie sama przemyślała i zdecydowała. Tego samego dnia czytaliśmy w necie z D na temat jednego i drugiego i doszłam do wniosku, że nie jestem pewna, czy zniosę farmakologiczne wywoływanie poronienia i że chcę, żeby to się skończyło jak najszybciej. Bardzo bałam się zrostów, ale na szczęście na usg po zabiegu wszystko było ok.
aniek ja w tej straconej ciąży też miałam przeczucie, że coś jest nie tak. W ciąży z synkiem bardzo się bałam i stresowałam, ale to było inne uczucie niż przy tej ciąży, którą straciłam. W tej straconej ciąży byłam "spokojniejsza" i tyle, że czułam, że jest źle i i tak nic tego nie zmieni. Nie umiem tego opisać. Może u Ciebie to po prostu stres i strach, a nie przeczucie. Czy podobnie czułaś się w tej poprzedniej straconej ciąży? Ja jestem przekonana, że u Ciebie tym razem wszystko ok i urodzisz zdrowego maluszka. Ale fakt, że to trochę przykre, że męża nie będzie z Tobą na wizycie.
A ja dziś jestem nieprzytomna, bo mi się młody rozchorował. Co chwilę budził się w nocy i płakał, a ja do niego latałam. Oczywiście mój D musiał spać jak kamień i ani razu się do dziecka nie pofatygował. W końcu wzięłam małego do nas do łóżka, bo już nie miałam siły tak ciągle latać do drugiego pokoju. A dziś jestem sama. Mój D pojechał po córkę i jadą razem w góry do jutra. Przykro mi, że tak sama z małym siedzę.
aniek ja w tej straconej ciąży też miałam przeczucie, że coś jest nie tak. W ciąży z synkiem bardzo się bałam i stresowałam, ale to było inne uczucie niż przy tej ciąży, którą straciłam. W tej straconej ciąży byłam "spokojniejsza" i tyle, że czułam, że jest źle i i tak nic tego nie zmieni. Nie umiem tego opisać. Może u Ciebie to po prostu stres i strach, a nie przeczucie. Czy podobnie czułaś się w tej poprzedniej straconej ciąży? Ja jestem przekonana, że u Ciebie tym razem wszystko ok i urodzisz zdrowego maluszka. Ale fakt, że to trochę przykre, że męża nie będzie z Tobą na wizycie.
A ja dziś jestem nieprzytomna, bo mi się młody rozchorował. Co chwilę budził się w nocy i płakał, a ja do niego latałam. Oczywiście mój D musiał spać jak kamień i ani razu się do dziecka nie pofatygował. W końcu wzięłam małego do nas do łóżka, bo już nie miałam siły tak ciągle latać do drugiego pokoju. A dziś jestem sama. Mój D pojechał po córkę i jadą razem w góry do jutra. Przykro mi, że tak sama z małym siedzę.