Kyniol, to o czym piszesz, to skrajny przypadek. A prawda jest taka, że dzieci, tak samo jak dorośli mają różne charaktery, temperamenty oraz upodobania smakowe. Wartości żywieniowe podane w podręcznikach dla mam są jedynie zalecane, a nie wymagane. Jak dziecko nie lubi bananów, to nikt nie będzie mu ich wciskał na siłę. Inna sprawa jest z niemowlętami, bo repertuar dań rzeczywiście jest dość ograniczony, ale moim zdaniem to normalne, jeśli nie będzie dziecku smakować indyk, a posmakuje mu np. królik. Nie posmakują mu banany, to może posmakują mu owoce leśne. Wybór słoiczków z gotowymi daniami jest na tyle duży, że da się z tego wszystkiego ułożyć dziecku jakieś rozsądne menu. Poza tym przypadek o którym piszesz niekoniecznie musi mieć związek ze złym odżywianiem, a jakąś chorobą, wadą przewodu pokarmowego, czy tym podobne. Większość dzieci nie jest niejadkami, po prostu ma swój własny rytm. Niektóre matki przejmują się, że ich dzieci jedzą tylko trzy razy dziennie, inne, że domagają się jedzenia co dwie godziny. Jeśli dziecko zjada produkty, które zawierają niezbędne wartości odżywcze, to co za problem? Zdrowe dziecko się nie zagłodzi, nie ma szans. Poza tym upodobania smakowe zmieniają się z wiekiem. Jako dziecko musiałam codziennie dostać mleko, inaczej był ryk. W wieku szkolnym podstawą były dla mnie, owoce, warzywa, surówki itp. Teraz nie wyobrażam sobie obiadu bez tłustego mięsa i zawiesistego sosu - nawet mąż się śmieje, że jem jak górnik. I jestem całkiem zdrowa, poza anemią, która u nas w rodzinie jest wrodzona, genetyczna i nieodwracalna - po prostu nie wchłaniamy żelaza z przewodu pokarmowego.
Wydaje mi się, że podstawą w karmieniu dziecka jest zdrowy rozsądek, a nie uleganie komercyjnej propagandzie, że jak nie podasz dziecku w wieku 6. miesięcy marchewki to będzie nieszczęśliwe, niedożywione i się pochoruje. A jak nie podasz herbatek z kopru włoskiego to jego kolki nie dadzą Wam żyć.
Pozdrawiam