Aaaa, co za noc! Wariatkowo normalnie. Tez tak miewaci, ze przy jednym dziecku dwóch rodziców to za mało?
Zapowiadało się pięknie. Dzieci szybko zasnęły, ryba po grecku (ostatecznie robiona wieczorem) szybko się udaje przyrządzić. Godzina 23 - Mikołaj zaczyna wyć. Żel na zęby nie pomaga, mleko nie pomaga. Na noc dostał viburcol - widać też nie pomaga. I leżelismy, i siedzieliśmy, i na rękach. Trochę się uspokoił, ale co go odłożyć to płacz. Aro chciał mnie zmienić, to Mikołaj histeria, aż na wymioty się zrywał. Koszmar. Dostał nurofen (prawie na sile podany, jak nigdy), odczekalismy, zaczął działać, ale ja "uziemiona" w pokoju Mikiego. Patrzę zegarek - 1.30. Krysia ostatnio jadła o 20, takiego spania i przerwy w jedzeniu nigdy nie miała. Aro do niej zagląda - no śpi. Mnie spokoju nie dawało zamienilismy się - AO po walczył z kolejnym atakiem histerii Mikiego, ale w końcu udało się go uśpić.
A ja budzić Krysie do jedzenia, a ta leniwa nie chce. WTF? Troszkę zjadła, nagle chlust - wszystko spoowrotem na mnie! Odczekalismy i próbujemy znów jeść. Powtórka - chlust na mnie. Zaczęłam się bać, że może oboje chorzy, a ja nie zauważam (po Mikim ciężko coś poznać, jak będzie z Krysią nie wiem). Odczekalismy jeszcze trochę, poszła kupa i wrócił apetyt, choć nie jak zwykle. Ale najważniejsze, że zostało w brzuszku.
Tylko zostawiła mi tył pokarmu w piersiach, że o 5 znów ją obudzilam w akcji ratunkowej, bo juz takie kamienie były, ze rękami ciężko było w ruszyć bez bólu (a nie chciałam laktatorem ściągać, bo i tak niebawem była standardową pora jej jedzenia). No i chyba musiała być fest głodna, bo opróżniła mnie prawie do zera z obu. Ale juz było po moim spaniu, Miki po 6 wstał i dawaj buszować (z przerwami na płaczki).
Wisienka, cudna ta choinka. Uwielbiam takie kolorowe, dużo swiatełek (w domu zawsze na całą noc zostawialismy i robiła za lampkę nocną, pół mieszkania było jasne).
Gosiak, gratulacje pierwszego szczepienia. U nas bedzie jakoś na początku stycznia (będą dzwonić). Oby to mleczko początkującym szacie okazało początkującym tym właściwym i pomogło Neli.
Jak widzisz, u nas też przeboje przez zęby. A kupy takie "sikane" nie będę wstawiać zdjęć żeby nie psuć przedświątecznego klimatu). Musimy to przetrwać i tyle.
Od rana udało się zrobić pranie, pogotować wszystko do sałatki (Aro wczoraj zapomniał kupić ogórki koszone, wiec znów będziemy na ostateczne pitraszenie czekać do wieczora), zupę i makaron dla Mikiego, zjeść śniadanie. Chwila przerwy, oddechu (czyt. zabawy z starszym Smerfem) i lecim dalej z robota. Trzeba jeszcze zmienić ziemniaki na obiad (na kluski śląskie), poodkurzać i ogarnąć kurze i bajzel w kuchni (po gotowaniu). Kolo południa ma być położna, a po jej wyjściu chce mieć trochę czasu dla siebie (na herbatę) i czekać już tylko na kurierów.