reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Czerwiec 2011

Iza, ja bym tego tak nie zostawiła, porozmawiaj z tą nauczycielką. Rozumiem, że jest młoda, ambitna, pewnie jeszcze staż odrabia i dodatkowo się tym stresuje. Jeśli inni rodzice też będą monitować i zgłaszać uwagi jej bądź dyrekcji może coś się w tej sprawie zmieni. U mnie w szkole jedną panią zwolnili właśnie dlatego, że nie miała odpowiedniego podejścia do dzieci. To, że synek zaczął się jąkać świadczy ewidentnie o tym, że coś w szkole jest nie tak. Jako rodzice macie prawo żądać od nauczycielki zmiany postawy wobec dzieci. Przeczytałam link i szczerze mówiąc jestem załamana tym, co zobaczyłam. W życiu nie kazałam choremu dziecku w domu nadrabiac materiału, od tego zawsze miałam konsultacje, godziny kompensacyjne, współpracowałam z nauczycielka w świetlicy, która nawet zadania domowe z dziećmi odrabiała, żeby w domu miały spokój. Ale do tego trzeba dojrzeć, ja pracuję już 7 lat i trochę doświadczenia zdobyłam. Na początku też popełniałam błędy i szczerze mówiąc spokojne rozmowy z rodzicami o ich oczekiwaniach, mądre uwagi dyrekcji bardzo mi pomogły w pierwszych latach pracy. Radzę spokojnie porozmawiać z nauczycielką (kto przy 39 stopniach temperatury ma chęć siadać do nadrabiania zaległości)

mnie też boli w pachwinach ale jestem po dwóch wizytach tydzień w tydzień więc podchodzę spokojnie :)

a u mnie placki ziemniaczane :D
 
reklama
Witam wszystkie chorowitki i oczywiście wszystkie zdrowe brzuchalki.
Szkola to jakiś koszmar, dlaczego dorośli już na starcie zabierają maluchom poczucie bezpieczeństwa, czy już nie ma nauczycieli z powołania? Pewnie coraz mniej, tak jak z lekarzami co raz mniej z prawdziwego zdarzenia. Tak się zastanawiam, każda z nas wykonuje jakiś zawód, czy wkladacie w to co robicie swoje uczucia? Ja każdego pacjenta traktuje jak członka mojej rodziny; czasem jest to trudne ale jest możliwe; czy nauczyciele nie maja swoich dzieci? Tyle pytań i żadnej odpowiedzi. Wiecie co raz częściej myśle o tym ze ja się nie nadaje do tego modelu życia. To taka moja refleksja.
Iza może warto udać się do poradni psychologicznej i porozmawiać. My mieliśmy problem z synem on wtedy miał 12 lat, dużo zmieniło się w jego życiu, nowe mieszkanie, nowa szkoła i zaczęły się problemy z nauka, nie mógł się zaklimatyzowac w nowej klasie,itd. Trafiliśmy na psychologa i okazało się, ze problem nie tkwi w nowej sytuacji tylko w tym ze dziecko ma dysgrafie, dyslekcje i na dodatek problem ze słuchem. Nikt wcześniej tego nie widział. Syn dwa lata chodził na takie spotkania z psychologiem łącznie z muzykoterapia i teraz są efekty, bo może nie jest geniuszem ale samodzielnie przygotował się do matury i ja zdał.
IZA wiem, ze to dla ciebie żadne pocieszenie ale może warto zasięgnąć opini kogoś kto ma doświadczenie w pracy z dziećmi, bo my naszym dzieciom dajemy wszystko co najlepsze ale nie jesteśmy w stanie ze wszystkim sobie poradzić.
Przepraszam, ze tak się rozpisalam ale ale dobro dzieci jest dla mnie ponad wszystko.
 
kati jak najbardziej zapraszam:)

Iza mi trochę żal tej nauczycielki. Piszesz, że uczy pierwszy rok. Pewnie biedna się strasznie miota i sama nie wie co ma zrobić. Z jednej strony jestem pewna, że dyrektorka wisi nad nią z odwiecznym pytaniem "czy program zrealizowany???" a z drugiej sama widzi, że tak nie powinno być. Naprawdę współczuję młodym nauczycielom bez doswiadczenia. W normalnym kraju czuwałby nad nią ktoś z góry kogo zawsze mogłaby sie poradzić, a u nas albo ktoś sam jest na tyle miły że chce pomóc albo radź sobie sam. Nie chę jej bronić, ale ona też ma trudną sytuację. Z penością powinniście z nią spokojnie porozmawiać (pewnie po raz kolejny). I na koniec własna refleksja: miałam propozycję uczenia w szkole gry na skrzypcach i bez wahania od razu odmówiłam. Dla mnie wymagania programowe są nieludzkie. Od każdego dziecka wymaga się tego samego, egzaminy do zaliczenia co 3 miesiące, nie można się skupić na konkretnym problemie i naprawdę pomóc bo "trzeba realizować program"!!! Ja się do tego nie nadaje, bo za bardzo się przejmuję moimi maluchami. Pracuję z każdym indywidualnie i mogę dostosować program osobno dla każdego, nikt nade mną nie wisi z groźbą zwolnienia, bo Mietek z 3C jeszcze nie umie zagrać etiudy nr 15 a Krysia z 2A w tym semestrze zrobiła tylko 5 utworów! Nie rozumiem takiego podejścia! Co z tego, że nie zrobiła 5 utworów, skoro doskonale nauczyła się techniki rozluźniania mięsni w trakcie grania, co w przyszłości zaowocuje znacznie szybszą i łatwiejszą pracę... Niedawno zwolnili ze szkoły moją koleżankę bo jej dzieci "zbyt wolno" szły do przodu - czyli zbyt porządnie. Masakra... chyba żyję w jakimś innym śiwecie.

Agata moja praca to moja wielka pasja. Ja pracuję z małymi dziećmi i nie wyobrażam sobie jak można to robić, jeżeli się tego nie lubi:) Praca z nimi zawsze wprawia mnie w dobry humor a na zajęciach okrywam w sobie niewyczerpane pokłady cierpliwości:)

ALe się rozpisałam... :)
 
traschka, masz rację, tez się coraz częściej zastanawiam nad prywatnym przedszkolem ... a przynajmniej niepublicznym. Miałam w jednym roku chłopca, który w wieku 6 lat dodawał w dowolnym zakresie pisemnie z przekroczeniem progu dziesiątkowego, inny znał tabliczkę mnożenia, jeszcze inny w wieku 4 lat czytał dzieciom bajki. Były tez maluchy z trudnościami, które nie były w stanie podstawy przerobić a od każdego wymaga się tyle samo. Młodemu nauczycielowi jest trudno ale dzieciom również.

Taka bajka mi się przypomniała. DO szkoły zaczęły chodzić zwierzątka. Mała wiewiórka świetnie skakała na wysokości, ale nie zaliczyła pływania, kaczka z kolei pływanie na 6 zaliczyła, ale ze wspinania się po drzewach była kiepska i ledwie zdała do następnej klasy. Żbik po drzewach wspinał się z łatwością, skoki też mu wychodziły, pływanie jako tako szło, ale ze śpiewem miał wielki problem, z kolei słowik śpiewał cudnie, nie skakanie podciągnął lataniem, gorzej było z pływaniem... Zawsze powtarzam dzieciom, nawet tym najmłodszym, że każdy jest w czymś dobry :) nie ma człowieka, który jest genialny we wszystkim i w różnorodności jest nasza siła :)

Co do nauczycielki ... porozmawiajcie ale spokojnie

Co do synka, też porozmawiajcie, nie krytykuj przy nim pani, nawet jeśli myślisz, że jest niedokształcona czy nadmiernie wymagająca, wspieraj go, powtarzaj, że mimo wszystko go kochasz i pomagaj w pierwszych miesiącach.
 
Iza - czytałam Twój wpis o sytuacji synka w szkole i chciałam się odnieść do postawy nauczycielki. Uczę w szkole od 8 lat - wprawdzie w LO, ale nie ma to znaczenia w tej dyskusji, bo chodzi o procedury, a nie o materiał nauczania. Pamiętam jak zaczynałam - każda rzecz i każde zdarzenie wywoływały stres i panikę. Tym bardziej, że z roku na rok biurokracja w szkole wspina się na wyżyny! Nauczyciel staje się sekretarką, księgową i w ogóle każdym po trochu. Nauczycielem w tym wszystkim jest na samym końcu.
Każda lekcja, na której dany uczeń jest nieobecny, nie może po prostu wyparować, ale też nie ma czasu, żeby do niej wracać. I to nie tak, że nauczycielowi się nie chce, albo chce zwalic robotę na rodziców. On po prostu zdaje sobie sprawę, że nie może nagle wracać do lekcji sprzed tygodnia, bo na koniec roku i dyrektor i rodzice będą go rozliczać z niezrealizowanych lekcji! A że nie zdąży, to pewne! W naszej szkole uczeń od powrotu po chorobie ma 2 tygodnie na nadrobienie zaległości. I niestety, musi zrobić to sam. Chyba że nauczyciel ma lekcje dodatkowe po południu - wtedy można przyjść i zapytać o to, czego się nie rozumie. W sytuacji mniejszych uczniów, siłą rzeczy rodzice muszą pomóc dziecku nadrobić to, co straciło w wyniku choroby. I to naprawdę nie zlośliwość nauczyciela - tak działa polska szkoła!
 
TRASCHKA to już jest nas dwie, a może to ten świat nie jest nas wart?
Zastanawiam się po co ktoś wytycza programy czy w moim przypadku procedury, skoro one już w samym założeniu nie maja racji bytu; a najgorsze jest to ze tworzą to ludzie którzy nie maja o praktyce zielonego pojęcia. W przypadku tej nauczycielki wszystkie żale i skargi kierowane są do niej i przeciwko niej, ale dlaczego dyrektor tej szkoły godzi się na taki system; są w tym kraju jeszcze szkoły przyjazne dzieciom, tylko dlaczego jest tak ze jedni przymykaja oko na program a drudzy wyrabiaja 100 procent. To jest bardzo przykre, ze ludzie którzy maja w mniejszym czy większym stopniu władze nad nami nie maja takich podstawowych ludzkich odruchow.
Już nic wiecej nie pisze, bo się nakrecam.
 
dagamit, w przypadku młodszych dzieci jest troszkę inaczej :) nauczyciele mają 40 godzinny tydzień pracy i od dyrektora zależy na co go spożytkują. Jedni prowadzą kółka zainteresowań, inni zajęcia wyrównawcze czy kompensacyjne, na które może przyjść każdy uczeń. Wiem, że są tacy nauczyciele, którzy każą dzieciom nie dokończony temat przerobić w domu, ale w przypadku pierwszoklasisty, który jeszcze nie potrafi czytać nie jest to w porządku. Dziecko ma przerobić podstawę programową w ciągu trzech lat, jeśli czegoś nie zdąży w pierwszej klasie może nadrobić w kolejnej i nie ma w tym nic złego. Każde dziecko rozwija się inaczej, może być słabe do końca drugiej klasy a w trzeciej nagle zabłyśnie i rozwinie skrzydła :) Rodzice nie muszą znać się na nauczaniu dzieci, mogą tłumaczyć coś, co im wydaje się banalne a dziecko nie zrozumie. Poza tym wielu pracuje do późna albo też jest chora, albo ma coś ważnego do załatwienia. Wiem, że dziecko to odpowiedzialność i będę swojemu pomagać w razie trudności, ale nie można utwierdzać nauczyciela przez którego dzieci zaczynają się jąkać że wszystko robi dobrze, nawet jeśli to młody nauczyciel prosto po studiach. Życzliwa rozmowa nie jest niczym złym
 
Agata, Traschka ja też bardzo lubię swoją pracę, ale czasami krew mnie zalewa, jak przychodzi człowiek, widzisz jaki ma problem ale jesteś bezradna - ot takie głupie polskie prawo!!!!

A ludzie mają do nas pretensje, nie do tych na górze!!
 
reklama
Agabre, my też pracujemy 40godz., też siedzimy po lekcjach, prowadzimy kółka i fakultety. I też zdarzają się sytuacje, kiedy ucznia nie ma miesiąc w szkole, bo jest ciężko chory. W takich sytuacjach każda szkoła ma swoje wytycze odnośnie postępowania z takim uczniem. Oczywiście procedury procedurami, a i tak w takich przypadkach najważniejszy jest rozsądek nauczyciela. Do tego potrzebne jest też jego doświadczenie. W sytuacji tej nauczycielki, o której pisze Iza, doświadczenia najwyraźniej brakuje. Ale to jej pierwszy rok pracy. Trzeba z nią rozmawiać. Każdy z nas kiedyś zaczynał pracę - bez względu na wykonywany zawód.
 
Do góry