o tak, dla dzieci - zmiana! Dlatego czasem jak jakieś ma problem i płacze np u mnie, to po jakimś czasie daję mężowi (lub odwrotnie) i jakoś się szybciej usypiają
Mamy łóżeczka Chicco, Baby Hug 4w1. Początkowo mieliśmy szczebelkowe normalne, zwykłe, standardowe łóżeczka (przydadzą się w późniejszym czasie), ale w naszym małym mieszkaniu przy dwójce niemowlaków... Chciałam przyoszczędzić, bo wydatki spore, więc nie kombinowałam, ale w tej chwili jestem zachwycona tymi jeżdżącymi łóżeczkami. Wiem, że są do iluś kilo, ale potem posłużą do siedzenia i/lub do jedzenia. Początkowo dzieci mieściły się w jednym łóżeczku szczebelkowym, ale obecnie potrzebują więcej miejsca, a do tego zaczynają się wzajemnie budzić. No i to danie łóżeczka (czy raczej kosza?) pod ukosem jest super, bo dzieci czasem, jak uleją, to zatyka im się później nosek i mają problem z oddychaniem zanim się nie zorientujemy i nie usuniemy gili nosowych
I kółka!!! Mogę przemieszczać łóżeczko tam gdzie mi pasuje. A, i jeszcze mogę łóżeczko dać wysoko (zero problemów z kręgosłupem), albo nisko (dziś sobie dałam ich nisko jak spały, bo ja siedziałam na sofie, aby mieć je na oku, bo choć odbeknęły po jedzeniu, to czasem im się coś uleje).
A propo bujaczka, córa siedzi tam obecnie od prawie 1,5h.
15 min miała ustawione do bujania i usnęła w chwilę moment, a teraz sobie tam śpi rozłożona jak żaba
Minusem bujaczka jest konstrukcja. Wg mnie nie jest to korzystne dla kręgosłupa dla tak małych dzieciaczków. Dlatego podkładamy dość sztywną podusię, aby dziecko było bardziej na prosto.
Moje bambaryłki zdecydowanie są smoczkowe. Choć synek bardziej. Zauważyłam w szpitalu, że lubią sobie pociumkać i je to mega uspokaja. I teraz też to widzę. A dodatkowo pomaga się wypróżniać synkowi
Bo to jest tak. Układ nerwowy jeszcze się dorabia, mózg się uczy i czasem bywa tak, że jelita chcą kupę, ale jednocześnie ujście się zaciska i nie wypuszcza. Stąd trudy, bóle i stękanie (można pomagać podkurczając nóżki, albo kłaść na ramieniu jak do odbeknięcia też z podkulonymi nóżkami) i zauważyłam, że ssanie smoczka, lub mleka z butelki, pomaga mu się wypróżnić. Jeśli twoje nie chcą, to może im nie trzeba?
Przyznam się, że się nie znam, ale wielokrotnie spotkałam się z tym, że mamy z dumą mówiły, że ich dziecko nie ma, nie chce, nie potrzebuje. No ok. Nie potrzebuje, to nie musi mieć, ale ... Coraz więcej osób się dopytuje mnie o ten smoczek i jakaś taka sugestia jest, że to coś złego jeśli jest smoczek. Powiedzcie mi, o co chodzi? Rozumiem, że coś tam z ząbkami? Moje zęby proste i piękne były aż do 26. roku życia, a smoczka doiłam. Dziś byłam na spacerze z jedną mamą i ona też zasugerowała, że smoczek to be i że jej starszy syn niestety miał. Nie wiedziałam co powiedzieć..., przecież to jest genialne narzędzie do wyciszenia dziecka! Tak trochę zapytałam o co biega ze smoczkami i ona napomknęła o odstawieniu (tak delikatnie mówiła półsłówkami, bo szedł z nami jej synek), a ja na to, że przecież jest wiele metod odstawienia. I ona wtedy, że faktycznie, że jasne, że jej synek zostawił u pani dentystki (zakładam, że to był taki rytuał i w ogóle) i że nie było problemu.
Ja mam firmy bibs. Nie wiem czy dobre. Jakieś. Nie wiedziałam jakie kupić. Ale był moment, gdzie synek niesamowicie dobrze zareagował na taki mniejszy, który dostaliśmy z jakimiś próbkami skądś. Taki bez imienia smoczek. Mały, płaski
I on go lubi na zmianę z bibs. To a propos tego, że dzieci lubią zmiany