Mamy kochane!!! Ależ jestem w tyle! Nie mogłam was podczytywać, ani być tu, bo trochę źle przeszłam pobyt w szpitalu i psychicznie nie byłam w stanie.
A, no bo my już rozpakowani! 15.06 wody mi odeszły i dzieciaczki przybyły na świat przez cc. 10 dni przed planowanym terminem cc, które miało być w 37tc+2.
Sam zabieg super. Płakałam jak bóbr, gdy usłyszałam płacz synka, nie mogłam oddychać, bo momentalnie nos mi się zatkał
A potem płakałam ponownie, jak usłyszałam córkę
A potem płakałam, jak położyli mi na piersi chłopca, a potem wciąż ryczałam, jak położyli mi dziewczynkę
Plusem CC było to, że wszystko potrwało krótko i bez bólu. Minusem było to, że dwa dni walczyłam, żeby nie brać przeciwbólowych, myśląc, że samo szybko minie. Nie minęło
Nie bać się prosić o przeciwbólowe tabletki! Pierwsze dziecko dostałam w drugiej dobie rano, a drugie po południu. I już zostały ze mną. Niestety z powodu żółtaczki musieliśmy zostać w sumie 6 dni. I to było ciężkie 6 dni. Sama musiałam ogarniać dwójkę dzieci będąc po cc. Niech żyje ketanol! Bo to on pomógł mi funkcjonować
Dałam radę, ale... Za każdym razem jak ktoś mówił, że super, że daję radę (dzieci nie płakały, jechałam na dwie ręce, wszystko ogarniałam, plus spinająca się macica, rana po cc itd). a ja nie czułam tego w ten sposób. Bo może i dzieci przebrane, nakarmione, uśmiechnięte, grzeczne..., to nie znaczy, że dałam radę. Ja nie dałam rady. W głowie. Jazda hormonalna była ostra. Starałam się nie skupiać na tym i wziąć to na przetrwanie. Z mężem nie chciałam rozmawiać przez tel, bo momentalnie płakałam. Gdy raz mogliśmy się na chwilę zobaczyć, to wzięłam tylko torbę od niego i uciekłam. Przeprosiłam go za to, bo nie mogłam powiedzieć ani słowa, bo momentalnie płakałam. On powiedział, że rozumie, że wie, że on widząc mnie miał tak samo i stalibyśmy jak dwa osły płacząc w niebogłosy. Super było się zobaczyć na 25sec, ale pragnienie wyjścia do domu, przytulenia, pomocy było tak wielkie, że... Świadomość tego, że wciąż muszę tam być dobijała podwójnie. Piątego dnia spakowałam się i stwierdziłam, że 6. dnia wychodzę. Pierdzielę - wychodzę. Ucieknę. Na żądanie. Nie wiem. Nie dam rady spędzić kolejnej nocy w szpitalu. Żółtaczkę może prowadzić lekarz dzieciowy - na naświetlania mogę dojeżdżać. Nie dam rady. Psychicznie, fizycznie - umieram w środku. Nie mam już sił. Na szczęście 6. dnia lekarz powiedział - wychodzicie.
Obecnie w głowie już mi lepiej, ale bardzo się cieszę, że są czasy takie jakie są i rodzina nie ma w planach zwalić się nam na głowę
Ostatnio spotkałam znajomego jak byłam na spacerze z dziećmi i ... Nie wiedziałam co mam mówić
Chyba zdziczałam
Raz jeszcze, wszystkim mamom gratuluję i buziaki ślę! Udało nam się
Dobrze mi się widziało, że w tej grupie jest jeszcze mama, której się troszkę przedłuża? Czekamy z utęsknieniem!