Może nic nie dzieje się bez przyczyny
Nie chce stracić nadziei i zostać zgorzkniałym babskiem.
Wole tak to sobie tłumaczyć
Wiesz, ja myślę (patrząc po sobie), że nawet wieloletnie staraczki tej wewnętrznej nadziei nie straciły, bo póki nie mamy menopauzy i uprawiamy seks bez zabezpieczenia to nadzieja jest zawsze, ale uwierz mi, nie da się żyć przez lata w comiesięcznych monitoringach, emocjonalnych górkach i spadkach, seksie pod owu, sikaniu na testy, przez rok-dwa-trzy - organizm pociągnie, ale później coś się zmienia w Tobie, coś pęka, obok nadziei zaczyna się robić miejsce w swoim sercu na bezdzietne życie, bo w którymś momencie trzeba się z tym zmierzyć. I to, że po wielu latach już mamy mniej siły, to nie znaczy, że chcemy i pragniemy mniej, bo nie da się chcieć mniej, Pragnienie dziecka już na zawsze pozostaje pierwszą i ostatnią myślą w ciągu dnia.
Ja już nauczyłam się, by nie wędrować do przeszłości, ani nie projektować przyszłości, doceniam każdy dzień. Gdyby dziecko się pojawiło, to marzę, by zaprosić je do świata szczęśliwej i spełnionej mamy, pełnej Życia i pasji. Nie chciałabym zatracić się w samej chęci posiadania dziecka, wykorzystuję ten czas na wzrastanie do Miłości - jakkolwiek górnolotnie do brzmi. Ja uważam, że dziecko jest Darem, nie chce go wyszarpywać za wszelką cenę. Chce wierzyć w to, że ten czas oczekiwania kształtuje we mnie miłość i dorastam do roli Mamy. Może jeszcze coś musze przepracować? A może świat potrzebuje moich zasobów miłości gdzieś indziej? To są trudne pytania. Ale się spłakałam (widać, że już faza lutealna na grubasa wjechała), dobrze, że zrobiłam sobie hennę na rzęsach i się nie rozmazałam w pracy ;p
Też mam urodziny w lipcu. I też liczę na cud