Witajcie!
Jak widać jestem tu nowa i pierwszy raz czytam to forum...
Postanowiłam opisać tu moją historię, bo wiem, że przeżyłyście to samo i rozumiecie mój smutek i ból...
16 maja 2009 wyszłam za mąż, to był najszczęśliwszy dzień w moim życiu
Na podróż wyjechałam, zaraz po okresie, a następnego już nie dostałam, test wykazał 2 kreski...było ogromne zdziwienie że tak szybko (nie planowaliśmy) i zarazem ogromna radość, że będziemy mieć dzidziusia!
24 czerwca pierwszy raz udałam się do pani ginekolog, żeby potwierdzić.. Badanie usg wykazało 5 tc i 6 dzień, czynność serca 115 uderzeń na minutę, wielkość 3 mm...Pani doktor stwierdziła że wszystko dobrze jak na ten okres, ucieszona wróciłam do domu!
30 czerwca ponownie udałam się do lekarza(tym razem innego, w moim rodzinnym mieście, bo pracuję w Warszawie) o zwolnienie lekarskie, gdyż ciągle było mi nie dobrze i nie dawałam rady codziennie dojeżdżać tyle kilometrów. Pokazałam jej zdjęcie usg, popatrzyła, powiedziała że nie będzie mnie badać, bo tydzień temu miałam robione badania, wypisała mi zwolnienie i znowu poszłam do domu... termin następnej wizyty wyznaczyła na 16 lipca.
Cały czas czułam się „dobrze”, nie miałam żadnych plamień, bóli brzucha, czasem trochę kuły mnie jajniki, ale mówili że to normalne..
16 lipca poszłam na wizytę, pani doktor zrobiła mi usg i … jej wypowiedzi wyglądały mniej więcej tak, „nie czuję tętna dziecka, nie ma akcji serca;o chyba jest drugi zarodek, ale nie jestem pewna; nie chyba nie ma; a jednak na 100% jest drugi; u tego drugiego coś chyba słychać ale nie jestem pewna...”skończyła badanie, powiedziała że przepisze mi lek na podtrzymanie ciąży i mam przyjść za tydzień, wybiegłam z gabinetu zalana łzami i o wszystkim powiedziałam mężowi, który próbował pocieszać mnie że wszystko będzie dobrze i że nic straconego, że przecież jest szansa że drugie dziecko żyje!
Pojechałam do siostry ta poradziła mi żebym jeszcze tego samego dnia poszła do innego lekarza(prowadził jej dwie ciąże- też chciałam iść do niego ale zależało mi na zwolnieniu a on tego dnia nie przyjmował bez zapisów)
Więc poszłam... ten doktor bardzo dokładnie mnie o wszystko wypytał(nie mówiłam mu że tego samego dnia byłam u innego lekarza), następnie zbadał ginekologiczne (wszystko dobrze), ale badanie usg niestety nie wyszło już dobrze...usłyszałam wyrok... nie dosyć że dowiedziałam się ze jest ciążą bliźniacza jednojajowa, to jeszcze, że żadnemu z moich maleństw nie bije już serduszko
lekarz powiedział że musiało się to stać jakoś na dniach bo wielkość była tak jak na 9 tygodni- a tyle właśnie miały!!
Lekarz powiedział tylko że dziwi się że pierwsza pani doktor od razu nie stwierdziła ciąży bliźniaczej, bo na zdjęciu które mi dała, ewidentnie było to widać, więc na badaniu tez na pewno było widać!Powiedział też że już wtedy serduszko biło trochę za wolno i powinna jakoś zareagować
Potem powiedział że mam przyjść za tydzień na usg, bo ma nadzieję że organizm sam zacznie reagować, jeśli nie to pewnie za tydzień czeka mnie zabieg...
Strasznie się tego wszystkiego boję, nie wiem co mnie czeka
i to straszne uczucie że noszę w sobie martwe istotki
Na szczęście nie jestem z tym wszystkim sama, wspiera mnie mąż i rodzina...ale to co naprawdę czuję wiem tylko ja sama...
Ciągle chce mi się płakać, i zastanawiam się dlaczego akurat nas to spotkało, nie da się opisać słowami tego co czuję...
Cieszę się że trafiłam na to forum, bardzo mi pomaga w tych trudnych chwilach...
Pozdrawiam
Wiola