Czesc dziewczyny.
Nie bylo mnie cale wieki. Przez jakis czas podczytywałam Was z ukrycia. Potem jskos sie wymiksowalam na dobre. Postanowilam nadrobic zaleglosci, ale mam do przeczytania jakies 500!! stron. Obawiam sie, ze jednak nie dam rady,wybaczcie.
Widze, ze niestety sa nowe nicki za ktorymi kryja sie kolejne tragedie. Wszystkie Was kochane przytulam wirtualnie. Dla wszystkich mam moc buziakow i usciskow a dla wszystkich staraczek kciuki.
Pozwólcie,ze dla tych, ktore mnie nie znaja, przytocze w skrocie swoja historie. W 2011 roku poronilam po raz pierwszy, byl to październik, niedlugo przed moimi 34 urodzinami. Zaczęlam brudzic wiec pojechalam na IP. Tam okazało sie, ze seruszko nie bije, byl to 6/7 tydzien. I zaczal sie horror, tabletki, mega bol, a za dwa dni zabieg, bo nie wszystko sie oczyścilo. Potem tylko wszechogarniajaca pustka... Zrobilam kilka badan, z ktorych wyniklo, ze moja prolaktyna jest w kosmos wywalona. Krotko zajęlo mi jej zbicie i zaraz w pierwszym cyklu, w ktorym dostałam zielone swiatlo udało mi sie zajsc w ciaze, byl to marzec. Nie obylo sie bez przygod, w 7 tygodniu wylądowalam w szpitalu z brudzeniem, tak jak poprzednio. Tym razem jednak udalo sie donosic i mam wspaniałego 7,5 letniego syna. Zatracilam sie w macierzynstwie, karmilam go, dodam jedna piersią, przeszlo 3 lata. Dopiero jak poslalam go do przeszkola to wrocilam do w miare normalnego zycia. W lutym 2016 roku zaszlam w ciązę. Wizyta w 6/7tygodniu wszystko pieknie, seruszko bije.. Koniec 9 tygodnia znowu brudzenie, szpital i informacja, ze serce nie bije. Świat runął po raz drugi. Tabletki, ogromny ból... Wieczorem zemdlalam raz, potem drugi raz podczas którego złamałam sobie nos, pokiereszowałam twarz, cud, ze zęby ocalały. Ale to bylo nic w porównaniu do bólu psychicznego. Zapewne wiecie o czym mowie...
Kolejne badania, diagnoza niedoczynnosc tarczycy, Hashimoto. Trochę mi zajęło unormowanie hormonow. Wrocilismy do staran, ale bezskutecznie. Lekarz na wizycie w styczniu 2019 roku powiedział, ze mam raczej małe szanse na powodzenie. AMH 0,49, wiek 41 lat. Zalamalam sie. Moje marzenie o rodzenstwie dla syna rozwialo sie. To byl czas, kiedy stwierdzilam, ze znikam z forum.
A teraz moja dalsza historia..
We wrześniu 2019 roku zaczal mi sie spozniac okres. Test... I niedowierzanie.. Jest.. Jest druga kreska, blada, ale dobrze widoczna. Mało nie zemdlalam. W ciagu kilku dni bylam u lekarza. Nic jeszcze nie bylo widac, bo ciaza wczesna. Leki na podtrzymanie, witaminy oszczedny tryb zycia,l4. Pierwsza beta 16. I od razu lampka, jak to 16?? Tego samego dnia dostałam okres.. Biochemiczna..
Myślalam, ze tym razem sie uda.. Znow żal, pytania dlaczego?? Pytania,
ktore na zawsze pozostana bez odpowiedzi.
Ale to nie koniec mojej historii..
Lekarz przepisal duphaston od 15 dc z uwagi na fakt, ze czasem byly tylko 22dniowe. Czasem bylo tak, ze podczas brania duphastonu miesiaczka przychodzila w 23 dc. Wreszcie wszystko wracalo do normy. Od dłuzszego czasu pracuje z domu. I choc sumiennie wykonuje swoje obowiazki, to czesto mialam wrazenie, ze wiele rzeczy, spraw stresujacych po prostu mnie omija. Dobrze mi bylo z tym. Odstresowalam sie, poczulam taki spokoj. Mam przy sobie syna, maz tez w domu. Mozna by rzec sielanka.
8 kwietnia (32 dc) postanowiłam zrobic test, miesiaczka spozniala sie kilka dni. Rano pozytyw, dwie równie grube krechy. Szok.. Serce malo nie wyskoczylo z piersi.. Radosc, strach, niedowierzanie, tysiace mysli w glowie.. To byla sroda, pojechalam szybko na bete, po południu wynik, 6.146. Kolejny szok.. Skontaktowalam sie z lekarzem, kazal zwiekszyc leki i spokojnie oddychac. Boze, ale jak??
Piątek, Wielki Piątek, beta 10.560. Jezu, czy to sie dzieje naprawde, czy to sen? Byl dopiero 34dc, nie chcialam tak szybko tym razem jechac do lekarza. Od poczatku mega mdlosci, piersi malo nie eksplodowaly. W Wielkanoc poczulam sie lepiej, piersi juz tak nie bolaly, ytlko te mdlosci.. Ale z dnia na dzien i one jakos zelżaly. Zaczelam schizowac, ze cos zlego sie dzieje, ze przeciez jak to mozliwe, aby objawy juz mijaly?? Środa wizyta u lekarza, pecherzyk w macicy odpowiadajacy wiekowi ciązy. Powiedziałam o swoich obawach. Lekarz, wiadomo, prosze byc dobrej mysli, wszystko na tym etapie jest w porzadku.. Nic wiecej nie mozemy zrobic..
Ale moje obawy nie dawały mi spokoju. Dzis pojechałam na bete, 60.874. Jedenascie dni wczesniej 10.560. Lekarz kazal zbadac przyrost za dwa dni. A ja siedze i wyję. Dlaczego? Dlaczego?
Życie napisało dla mnie przedziwny scenariusz...