Anulka, ja bym tego nie robila. Zachowaj, ale nie "kladz przed oczy" bo to ma w sobie cos z samoudreczania. Zachowaj zdjecie gdzies w szufladzie, w kopercie lub pudelku, zachowaj w sercu pamiec bo pamieci nie odrzucisz nawet gdybys chciala, ale nie kladz na szafce nocnej, nie wieszaj na scianie. Nie potepiam, ale mysle ze to nie jest dobry pomysl.
Ewcia, jakos tak.
Piatka z matmy! Czekam do poniedzialku - tak mysle najdalej powinnam wiedziec na czym stoimy.
Karollcia, nie smecisz - dzielisz sie problemami. Kurcze, nie wiem... Moj Rajmund przeciez kawaler. Poznalismy sie kiedy mial 34 lata, wiec nie byl dzidzia. Fakt, nie mieszkal z mamusia, tylko 3 pietra nizej w tej samej klatce w bloku, wiec jak zaczelam u niego bywac, to w szufladzie na sztucce w kuchni byly srubokrety i klucze, lodowka lepiej grzala niz chlodzila, garnki byly dwa (bo byly) a jedynymi dzialajacymi urzadzeniami w kuchni (poza kuchenka gazowa oczywiscie) byl elektryczny grill i czajnik. Na jedzonko do mamusi, pranie do mamusi... Z tym ze Rajmund w tym czasie ciagnal firme, co bylo bardzo czasochlonne i absolutnie nie jest maminsynkiem. I nie jest pepkiem swiata, wrecz przeciwnie. Niniejszym chce Ci pokazac, ze nie kazdy mieszkajacy z mamusia synek jest mamincyckiem - kwestia rowniez mamusi. Byc moze Twoj maz potrzebuje przedluzenia mamusi - kobiety ktora bedzie wpatrzona w niego, potakujaca i pelna podziwu dla jego doskonalosci, rozwiazujaca przy okazji wszelkie problemy jakie sie pojawia. Bywaja takie modele. Niestety. Byc moze cos go frustruje, chocby nawet drobne niedogodnosci zycia codziennego.
Bibiano, moze wlasnie do Ciebie dotarlo... Moze trzeba wywalic z siebie ten zal w jakims solidnym paroksyzmie bolu, wywyc, wykrzyczec... Moze za dlugo bylas twarda i silna, moze opieralas sie zalobie w jej najmocniejszych przejawach... NIe wiem, nie ma mnie tam, ale... Sadze po sobie troche. Po mojemu to sie nazywa dol z opoznionym dzialaniem. Moze potrzebujesz sie na chwile rozpasc, zeby potem pozbierac sie od nowa, ale obiecaj mi ze sie pozbierasz - to co pisalas, brzmialo zbyt ekstremalnie. Znam bezsens zycia, bol samego istnienia, chec spokoju za wszelka cene, odejscia, znikniecia, niebycia. Nawet nie probuj tego dotknac! Wyplacz sie, wyrycz, wyzal, ale potem idz miedzy ludzi, na sile szukaj bodzcow odwracajacych uwage od zalu, znajdz sobie jakies zajecie ktore nie pozwoli myslec, skoncentruj sie na nim i walcz o siebie. I nie imputuj sobie poczucia winy! TO NIE JEST TWOJA WINA!! Zrobilas dokladnie to, co zrobila by kazda troskliwqa matka - szukalas pomocy tam, gdzie powinnas ja byla znalezc. Po mojemu, oni zabili Twoje dziecko. Oni - lekarze z tego szpitala. Ty im zaufalas bo taka jest natura relacji pacjent-lekarz.
Zjola, niezle! To ja jak ta pani Pelagia co to jeszcze moze?
Spokojnie, zobaczymy co dalismy rade zrobic. Wiesz co? Nie raz na zlotach slyszalam jak koledzy mowili Rajmundowi ze mu zazdroszcza kobiety - ze nie dosc ze go puszcza to jeszcze z nim jedzie i to wlasnym sprzetem, ze taka baba to kumpel od razu, ze to fajne. Znam kilku, ktorzy w domu sie zwalniaja zeby jechac, bo zona za skarby ziemi nie wsiadzie na motor, tymczasem wspolny bzik to jeszcze jedno ogniwo spajajace. No i okazja zeby docenic chlopa, jak sie mu dwa dni przed zlotem JEGO motor rozwali, a on zamiast zabic, spedza te dwa dni w garazu naprawiajac maszyne.:-)