Bibiana, stawialabym na dzieciece porazenie mozgowe raczej - musialo byc silne, skoro taki byl stan wyjsciowy, ale tez matka odwalila kawal roboty. Byl moment, ze zazdroscilam matkom "porazeniowcow" - ich dzieci mozna bylo rehabilitowac, mogl z nimi byc tylko coraz lepiej, podczas kiedy nam lekarze obiecali powolna smierc. Eh, stare czasy. Nawiasem mowiac, Marynia to blizniacza siostra Wojtka - 25 minut starsza, 25 dag ciezsza. Wiesz co? Nie dziwie Ci sie ze masz ochote natrzaskac lekarce. Mnie sie kiedys zdarzylo dac w ryj lekarzowi, satysfakcja jest calkiem odczuwalna. Dostal za partactwo oczywiscie - mial malego pod opieka od 3 tyg.z., w zw. z podejrzeniem wywichniecia stawow biodrowych (posladkowy porod). Chodzilismy na kontrole, ogladal, wyznaczal kolejny termin. RTG zlecil w szostym miesiacu, stwierdzil dysplazje. Dopiero w szostym! Czas leczenia dysplazji = 2x od urodzenia do rozpoczecia leczenia. Wsadzil dziecko w poduszke Frejki na 8 miesiecy. Ufalam mu - glupia. Potem na 3 miesiace w gips - taki z listewka miedzy nozkami. Potem powiedzial ze maly powinien zaczac chodzic. Zaczal ale sie ciagle przewracal, zapominal przestawiac nozki... Wiec ja znow do lekarza. Kazal puscic malego na ziemie, maly sie wywrocil... Powiedzial ze "jego trzeba na wozek bo sie zabije". Dostal w ryj i poprawke z bani. Wcale mi nie jest wstyd.
Linnea, to moja oczywiscie. Owszem, ma duzo ze mnie - nie dobrze.
Linnea, to moja oczywiscie. Owszem, ma duzo ze mnie - nie dobrze.