reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Ciąża Po Poronieniu

tak więc dzis 29dc, jeden dzien do @ a ja mam owulację...
czyli o d.... potłuc nasze nadzieje na dziecko, w takich cyklach nic się nie wykluje.
pogadam z m na temat ivf, to chyba jedyna opcja
zapytam gina ile taka przyjemność kosztuje

dobranoc

Emy to działać trzeba, a nie martwić się na zapas :) Ja zaszłam w ciążę przy cyklach ok. 55- dniowych. Organizm mi się regulował po odstawieniu tabletek. Byłam rozstrojona jak nastolatka czekająca na pierwszą miesiączkę w życiu, budziłam się co chwilę w nocy żeby sprawdzić czy łóżka nie zalewam. W drugim cyklu starań około 40 dnia cyklu wylukałam śluz płodny, myślałam że już za późno na akcję zapładniania, ale się udało :) Szkoda tylko że nie udało się donosić, tego co udało się zmajstrować :-(
 
reklama
Witam w ten deszczowy poranek

silentenigma- gratulacje:)No mi gin powiedział ze na nastepnej wizycie powinien mi powiedzieć na 100% co będzie.na razie powiedział że na 70% córeczka no ale zobaczymy za bardzo się nie nakręcam.
Emy- będzie dobrze.zobaczysz że zajdziesz w ciąże kiedy się tego nie będziesz spodziewać.Ja trzymam mocno za ciebie kciuki:)
Ogladałam ten reportaż o Szymonku.no może teraz jak to tak poszło w internecie ktos cos zrobi z ta pseudo mamusią i zabierze jej małego.
normalnie szkoda gadać
 
Witajcie zimowo! Tak, tak, w Krakowie sypie od rana śnieżek, a właściwie snieżor,bo płatki takie wielkie...

kłaczek, ja swojego powstrzymałam, żeby nie informował od razu wszystkich wokół, chociaż miał wielką ochotę i nosiło go od razu. Nie wiem, czy można nazwać to przeczuciem, ale ja miałam jakiś taki dziwny dystans i z bliżej nieokreślonego powodu nie potrafiłam się tak w pełni cieszyć - tak, jakbym już wtedy coś niedobrego "przeczuwała", choć nie miałam jeszcze akurat żadnych podstaw... W każdym razie postanowiliśmy poczekać z informowaniem rodzinki i znajomych, no a potem, kiedy okazało się, że "latamy" często do szpitala, następnie dostałam termin na zabieg (choć na szczęście do niego nie doszło), to po prostu stwierdziliśmy, że należy się najbliższej rodzinie wyjaśnienie, zwłaszcza, że już zaczęli podpytywać, co się dzieje... Oczywiście w szoku byli, bo spodziewali się wieści w drugą stronę, no ale cóż - samo życie...

poroniona84, ja na szczęście nie mogę narzekać na moje kadry :biggrin2: Co jest o tyle pozytywne, że dość często mam do czynienia z tymi paniami, gdyż zajmuję się między innymi zawieraniem umów z pracownikami oraz rozliczaniem pracowników naukowych z godzin dydaktycznych.
No a w ogóle, to skoro tyle nas łączy, to miejmy nadzieję, że za niedługi czas połączy nas jeszcze jedno - dwie kreseczki na teście... ;-) Nie wiem, jak ty, ale ja na dzień dzisiejszy mam plan, żeby poczekać do pierwszej @ (mam nadzieję, że przyjdzie szybko), porobić szybko podstawowe badanka i do boju... :biggrin2:

Mart81, ja mam dziś 18 dc i też nie mam póki co żadnych objawów nadciągającej owulki, ale czekam cierpliwie (w miarę możliwości ;-) ), bo wcześniej miałam dość długie cykle i owulka pojawiała się koło 22-23 dc, więc teoretycznie ma jeszcze czas... Byle tylko się ujawniła... :biggrin2: Ale fakt, to pocieszające jest, że każda z nas ma tak naprawdę inaczej, więc nie należy od razu wpadać w panikę, a porównywanie cyklu z innymi trzeba potraktować trochę z przymrużeniem oka...


A ja dziś właśnie zapisałam się na popołudniu do internisty, niestety nie do swojej pani doktor, bo akurat jest na zwolnieniu do odwołania, ale mam nadzieję, że trafię na jakąś konkretną lekarkę, która wypisze mi bez problemu skierowanie na morfologię, żelazo, tarczycę...no i właśnie...nie wiem, o co mogę ją jeszcze poprosić...?
 
hej dziewczynki. Musze sie pochwalic dzisiaj pierwszy raz rano poczulam ruchy. (mam nadzieje ze to wlasnie to) Cos pięknego , omalo sie nie poplakalam. Kontrola w poniedzialek. A jak mi brzuch wypchalo do przodu teraz to juz widac ze w ciazy jestem.

Sciskam was mocno:*
 
Nie wiem, czy można nazwać to przeczuciem, ale ja miałam jakiś taki dziwny dystans i z bliżej nieokreślonego powodu nie potrafiłam się tak w pełni cieszyć - tak, jakbym już wtedy coś niedobrego "przeczuwała", choć nie miałam jeszcze akurat żadnych podstaw...

poroniona84, ja na szczęście nie mogę narzekać na moje kadry :biggrin2: Co jest o tyle pozytywne, że dość często mam do czynienia z tymi paniami, gdyż zajmuję się między innymi zawieraniem umów z pracownikami oraz rozliczaniem pracowników naukowych z godzin dydaktycznych.
No a w ogóle, to skoro tyle nas łączy, to miejmy nadzieję, że za niedługi czas połączy nas jeszcze jedno - dwie kreseczki na teście... ;-) Nie wiem, jak ty, ale ja na dzień dzisiejszy mam plan, żeby poczekać do pierwszej @ (mam nadzieję, że przyjdzie szybko), porobić szybko podstawowe badanka i do boju... :biggrin2:

Heheh więc dystans i brak pełnej radości z cieszenia się ciążą też nas łączył. O rozliczaniu pensum dydaktycznego nie wspomnę :-D chociaż ja w pracy robię to tylko sporadycznie. Co do starań to jestem po zabiegu 15 lutego więc niestety muszę swoje odczekać, ale z badaniami już ruszyłam- narazie na zespół antyfosfolipidowy.

Ogólnie jestem wam dłużna bardziej obszerny opis swojej historii jak się tu znalazłam…
11 luty 2011 długo oczekiwany termin badania prenatalnego (12 tc 6 dzień). Gin tylko przyłożył mi aparat do brzucha i po 2 sekundach powiedział „coś mi się nie podoba, proszę się rozebrać będziemy robić usg dopochwowe”. Nie bardzo się tym przejęłam leżałam i oglądałam w monitorze swojego ludka- widzieliśmy go z mężem w sumie po raz pierwszy, bo wcześniej byłam w 8 tc na kiepskim sprzęcie, gdzie poza czarną plamką nic nie było widać. Fajny był :-) leżał sobie grzecznie, miał dużą główkę, gruby brzuszek, rączki, nóżki, kręgosłup, przezierności i jakieś tam inne prenatalne parametry w normie. Nam się podobał, lekarzowi nie, bo tylko on widział (a raczej nie widział) to, czego laiki jak my nie zajmujące się badaniem usg nie zarejestrowały… Widział brak akcji serca. Same znacie to uczucie- reakcja na podobne wieści- „mnie to nie dotyczy, to dzieje się obok, to mi się śni…”. Skierowanie do szpitala, po drodze uspokajałam siebie i męża- ludek na pewno zasnął głębokim snem, bicie serca się mu spowolniło i lekarz tego nie zauważył, w szpitalu się obudzi i wszystko będzie ok. Niestety usg na następny dzień potwierdziło diagnozę, serduszko stanęło dosłownie dzień- kilka dni wcześniej przed badaniem. Serce bolało, ale chciałam jak najszybciej racjonalnie przejść do konkretów, powiedziałam że chcę przejść zabieg najlepiej tego samego dnia, żeby długo nie czekać ze świadomością, że noszę w sobie martwe dziecko. Niestety ordynator oddziału patologii ciąży okazał się bezmózgim tyranem bez uczuć, trzymał mnie 4 dni w szpitalu, podczas których 2 razy pobrano mi krew na beta hcg, stwierdził, że nie zrobi zabiegu póki poziom hormonów nie spadnie. Poronienie było świeżą sprawą, więc hormony mogły się trzymać pewnie i ze 2 tygodnie… Czułam się dobrze- żadnego bólu brzucha, krwawienia, więc na 5ty dzień pobytu w szpitalu dostałam wypis „Rozpoznanie ciąża obumarła, pacjentkę w stanie dobrym wypisano do domu. Zalecenie zgłosić się na oddział za 10 dni”. Rzeźnik- jak można kazać kobiecie chodzić tyle czasu ze świadomością, że nosi w sobie martwe dziecko?! Zabieg i tak był nieunikniony, bo organizm sam by się nie oczyścił, a jeśli nawet by próbował to ja chyba w psychiatryku bym wylądowała gdybym zobaczyła jak wypada ze mnie 6-centymetrowy ludzik, trauma do końca życia… Zabieg miałam zrobiony w prywatnej klinice tego samego dnia, kiedy wyszłam z państwowego szpitala. Teraz jak wiele z was czekam na @, trochę czasu żeby się zagoić w środku i kolejna próba. W głowie się zagoiłam, w sercu pewnie nigdy się nie zagoję, ale trzymam się :)
Weszłam na forum z nadzieją, że odnajdę tu same podbudowujące historie, że po pierwszej nieudanej próbie wszystko może się udać. O zgrozo z tego co tu widzę większość z was przechodzi ten dramat wielokrotnie, więc i moje pozytywne myślenie gaśnie… Do tego naczytałam się o stracie ciąż w 20, 30, 38 tc, albo w ogóle po porodzie… To jest dopiero dramat :-(. Podziwiam was, że potraficie się po tym otrząsnąć i konsekwentnie próbować dalej.
 
poroniona a co nam pozostało??? trzeba walczyć, nie wolno rozdrapywać rano, tylko iść do przodu, póki rezerwa jajnikowa daje rady to i my możemy nie??!!!! Mnie np teraz opętał jakiś dziwny strach, że jak się uda, to nie będę wiedziała jak się opiekować dzieckiem, że coś zrobię źle, że nie jesteśmy gotowi itd itp Tysiące głupich myśli, potem sobie myślę, że w końcu tyle kobiet na świecie i to zdecydowanie mniej odpowiedzialnych dało radę więc i ja. Ja staram się nie myśleć, że zbliża się termin porodu, że pewnie będzie bolało, nie chciałam nadwać maleństwu imienia, rejestrować go, tworzyć jakiś blogów, pisać wierszy... ale to nie znaczy że nie pamiętam, że to nie boli. Każdy potrzebuje innego rodzaju oczyszczenia. Jestem w 9 tygodniu ciąży i narazie nie sięgam dalej niż do następnej wizyty, nic nie planuję, nie myślę jak to będzie latem, nie oglądam ciążowych ciuchów, wózków, mebli dziecięcych. Ale czy to znaczy że na to dziecko czekam mniej?? Myślę że nie, jestem po prostu przygotowana na najgorsze, jeśli można się w ogóle przygotować. Czekam i tyle.
 
silentenigma gratuluje córci :-)
skierka cudownie... :-)
poroniona84 to smutne co piszesz, bardzo mi przykro, bądź silna, niestety nigdy nie zapomnimy o naszych maleństwach :-( w podobnym terminie do Ciebie będę miała usg, umieram już ze strachu, szczególnie jak to przeczytałam
 
Isza, to normalne. Dasz rade.
Emy, do dziela w takim razie! To nie jest tak ze jak owulacja jest nie w terminie to nic z tego. Wiem cos o tym, dlugo nie moglam dojsc jakim cudem "wpadlam" z bliznietami, kiedy juz nie mialam prawa zaciazyc. Cos mi sie w cyklu pozajaczkowalo - nie ma to jak "Watykanska ruletka".;-)
Gosiaczek
, dzieki za linka - sama bym nie wygrzebala. Coz... Ciekawa jestem jak sie sytuacja rozwinie.
Lady MK, za pierwszym razem bylam tak cholernie pewna powodzenia ze nawet do glowy mi nie przyszlo.. Jak to? Ja?? Przeciez ja mam za soba 4 udane ciaze i urodzilam 5 duzych, fajnych dzieci - zadnych problemow poza zatruciem ciazowym pod koniec drugiej. Poronienie? Wolne zarty, to nie ja. Pierwsze oznaki poronienia byly szokiem. Dosc ze od poczatku cieszylismy sie jak wariaci, bez cienia obaw. I to sie zemscilo.
Poroniona, wspolczuje. Faktycznie mialas dodatkowego pecha - dowiedzialas sie o smierci malenstwa nim organizm zaczal sam reagowac i trafilas na dupka lekarza, ktory nie wzial pod uwage Twojego samopoczucia. Mysle ze natura nie jest glupia i po jakims czasie (2-3 tygodnie) organizm sam odrzucilby martwa ciaze, co pozwolilo by uniknac ingerencji w macice. Coz - zbierajmy sie do kupy bo "zyc juz czas".
 
reklama
Witam,
jestem po dwóch poronieniach i po wykonaniu szeregu badań zamierzamy rozpocząć starania. Zastanawiam się czy starania zaraz po antybiotykoterapii męża są dobrym pomysłem. Rozum mi mówi żeby odczekać do następnego cyklu jednak mój nstynkt macierzyński jest nie do opanowania. Chciałabym przejść przez pierwszy trymestr ciąży latem -mniejsze ryzyko infekcji, które mnie niestety często dopadają. Poza tym gratuluję wszystkim mamom którym się udało po poronieniu urodzić oraz tym które są aktualnie w ciązy.
 
Do góry