Iza, tu racja - z wiekiem regulacja wagi wychodzi coraz trudniej. Kiedyś machnęłam 30kg w rok, z tym że prawie 20 w pierwsze 2 miesiące, ale to była patologia bo stres odpiął jedzenie, włączył rzyganko i potem musiałam zaczynać od soczków i jogurtów zeby żołądek cokolwiek załapał. Teraz jakoś nie idzie ni czorta, choć rok temu jak się zaparłam to 6kg poszło, ale zmieniłam totalnie sposób odżywiania - kluchy, chleb, kartofle, cukier, czerwone mięso w ogóle won, jarzyny do woli, owoce i nabiał w ograniczeniu. Dieta jak dla diabetyka i pod kontrolą lekarza - taki "bicz" nad głową też daje motywację. Ale wtedy mieszkałam sama, nie gotowałam dla nikogo poza sobą, a rybkę na parze i tak musiałam dzielić z ogonami bo patrzyły "głodnym wzrokiem". Teraz gotuję dla dwóch facetów z których każdy jak sucharek - lecą paniery, sosy, zupy doprawiane śmietaną, gulasze, obowiązkowe kartofelki, czasem nawet fryty, czyli wszystko czego w zasadzie powinnam się wystrzegać. Gotować osobno im osobno sobie... Neee... No i ja łasuch jestem. Słodkiego w domu na wszelki wypadek nie mam, ale kotlecik w panierce... Mniaaaammm... Zalecany trening silnej woli, co?