Hej dziewczyny.
Nie wiem czy dobrze trafiłam, ale mam pytanek parę.
Dziś byłam u gina, bo okazało się że testowałam 21 i 22 i na obu wyszły dwie kreski, ale te drugie słabe (z drugiego dnia bardzo słaba). W sobotę 22, po południu zaczął mnie boleć brzuch, ale zrzucałam winę na planowany termin @. Byłam jednak zaniepokojona. W niedzielę rano już dostałam krwawienia. W poniedziałek dzwoniłam do jednego gina, który stwierdził, że mam zwykły @ i nie ma sensu umawiać się na wizytę. Wieczorem dodzwoniłam się do innej giny i ta powiedziała, że mogło dojść do zapłodnienia i kazała mi przyjść do niej. Byłam, zrobiłam mi usg mimo @, okazało się że w środku wszystko ok, ale śladu zarodka nie ma. Stwierdziła, że pewnie to była ciążą biochemiczna. Trochę się uspokoiłam bo martwiłam się, że to mogło być normalne poronienie. Licząc sobie już wieczorem, wychodziłoby na to, że w ciąży biochemicznej byłam może z ok 2 tyg.
Poczytałam sobie kilka historii o tych ciążach, ale dziewczyny traciły szansę w późniejszym terminie, tak mniej więcej najmniej od 4 tygodnia. Więc tak się zastanawiam co w sumie mogło znaczyć tak szybki koniec ciąży biochemicznej?
Dodam, że mam niedoczynność tarczycy, ale pewnie poziom jest w normie jeśli doszło ogólnie do zapłodnienia.
Gin powiedziała, że mam odwiedzić endokrynologa, zbadać poziom tsh, a z samym doktorkiem pogadać o tym, że się staram o dziecko i czy coś więcej trzeba będzie poczynić w związku z tym.
Kolejne moje ważne pytanie: Jak szybko dziewczyny po pierwszym poronieniu czy ciąży biochemicznej zachodziły w zdrową ciążę?
Nie poddaje się, bo wiem, że to nie jest straszny koniec i mogę spokojnie znowu starać się po zakończeniu @.
Pozdrawiam wszystkie i trzymam kciuki za zafasolkowanie.