reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Ciąża Po Poronieniu

kłaczek widzisz kochana, to ty i twoj usmiech sa dla niego szczesciem.
wiem, ze gadanie pod tytułem "wez sie w garsc" i wszystko co ci dzis napisałysmy nie pomoze
Moze wykorzystaj pobyt w kraju na wizyte u psychologa, mi taka jednorazowka pomaga jak jestem w pl. mechanizmy terapii juz znam, ty zreszta tez, a taka jedna, dwie wizyty pomagaja po prostu wejsc na wlasciwe tory, upozadkowac pewne sprawy.
Pomysl o tym
 
reklama
Ostatnio zaglądam tu tylko od czasu do czasu i wybiórczo czytam, więc i post mój taki wyrywkowy, więc wybaczcie ;-)
Kłaczku, przede wszystkim postaraj się wykopać z główki te wszystkie myśli, że unieszczęśliwiasz Rajmunda nie dając mu dziecka. Bo dla niego TY jesteś najważniejsza!
Teksty "teściów" olej po całości! Po tekstach na temat wnuka widać, że u nich w głowach coś nie halo i szkoda przez nich nerwy sobie psuć.
Wiem, że to wszystko łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale postaraj się.
A w Brzesku może masz jakiegoś zaufanego człowieka, któremu możesz powierzyć zadanie aktywizowania Cię (rodzina, znajomi, sprawy do załatwienia) nawet jak Ty będziesz próbowała schować się w myszej dziurze
 
Emy, ja znam mechanizm depresji również. Terapię przechodziłam kilkuletnią. Wiem, że musi się zdarzyć coś, co odwróci moje aktualne postrzeganie siebie, życia, świata... Dlatego tak cholernie zależało mi na szybkim finale - na oczyszczeniu, regeneracji i ponownym starcie do starań. Obawiam się, że urodzenie tego dziecka stało się moim priorytetem, sprawą numer jeden, niejako wykładnikiem sensu życia. Kiedyś terapeutka powiedziała mi, że najlepszym lekarstwem na depkę jest pokochanie siebie - mam problem z samoakceptacją i to w zasadzie od kiedy pamiętam. Potem doszły warunki zewnętrzne i posypało się. Udało mi się z tego wyczołgać, ale uprzedzali że to lubi wrócić. Są chwile, kiedy w pełni kontroluję sytuację, zdaję sobie sprawę że to co robię krzywdzi innych, po czym... robię to znowu. Krzywdząc bliskich, karzę siebie ich bólem, dołuję się tym mocniej - taki mechanizm pokręconego łba. Jestem świadoma tego co się dzieje, a przynajmniej mam przebłyski świadomej oceny. Nie dojrzałam jeszcze do skończenia ze wszystkim - poprzednio owszem. Teraz... Staram się pozbierać myśli, ustalić jakiś gryplan, nie dopuścić do pogłębienia "czarnej dziury". Wygląda na to, że chwilami z upodobaniem dłubię palcem w ranie. Zupełnie jak kiedyś onaxxx, co? Swoją drogą, onaxxx, gratuluję zmiany tonu - do tej pory to ja byłam od pionizowania Twoich smutaśnych tekstów, widzę ze się role odwróciły. Nie masz pojęcia jak się cieszę.
 
kłaczek, wiem, ze znasz deprechę bardzo dobrze, w wielu postach do zalamanych dziewczyn piszesz o niej duzo. jestes swiadoma co sie z toba dzieje, a to duuuuuzy plus. wydaje mi sie ze duzo ci nie potrzeba, zeby wrócic do pionu, jak to tu okreslamy. Moze akurat wyjazd dobrze ci zrobi, bedziesz zdala od najblizszych, pozbierasz sie w sobie i wrocisz ze zdwojoną siłą :) tego ci zycze z calego serca

pomysl ile twoje doswiadczenia, wiedza o mrocznych zakamarkach naszego umysłu pomogły wielu z nas na forum.
zobacz jak podniosła sie onaxxx, mysle ze twoja w tym zasługa, po czesci przynajmniej

onaxxx, gratuluję
 
Klaczek najblizsza mi osoba chorowala na depresje i jesli mowimy o prawdziwej depresji - chorobie, to nie ma zartow. nie ma co sie zameczac i trzeba udac sie po pomoc. i to nie do psychologa czy psychoanalityka ale do psychiatry. czesto to nie jest tylko stan permanentnego doła, z ktorego mozna wyjsc samemu, ale niestety chemia naszego mózgu a mówiąc ściślej brak magicznego składnika o nazwie serotonina. wiem ze nie ma z tym zartow. mialam pretensję tak twój ukochany ale zrozumiala ze nie ma w tym ani mojej ani jego winy. ze czego bym nie zrobila to go nie wyciagne z tego, a on tez jest bezradny i nie robi tego specjalnie. polecam pomoc specjalistow. naprawde nie ma sie co meczyc. a jesli to nie aż ten stan to dobry lekarz to bedzie wiedzial i wtedy nie dostaniesz leków tylko kopa do dzialania i ogarniecia sie.
 
Emy, podstawa to żeby wariat wiedział ze jest wariatem.:tak:A tak naprawdę to jak mi się zaczęło sypać, w przerwach między "czarnymi dziurami" (jak nazywam epizody) zaczęłam kopać w książkach po babci i dokopałam się wiedzy. Babcia była psychologiem "od dorosłych", biegłym sądowym itd. Stąd pewna świadomość tego co się dzieje.
Mart, ja mówię o depresji, nie o stanie obniżonego nastroju. Mówię o spaniu 24h/d, o marznięciu w 30st. upale, o stanach lękowych "wyskakujących" nagle i bez powodu, tak intensywnych że masz wrażenie że parzy Cię własna skóra i chcesz uciekać byle gdzie byle daleko, o świadomym ranieniu najbliższych byle tylko dali spokój i się "odwalili", o obrażaniu znajomych w tym samym celu, o niewyłażeniu z łóżka tygodniami i poczuciu kompletnego bezsensu z jednoczesnym wszechogarniającym smutkiem. O sytuacji kiedy sen wydaje sie wyzwoleniem od myśli które bolą, a potem wydaje Ci się, ze jeśli skończysz ze sobą, to będzie to bardzo dobry sposób żeby mieć spokój. Nie myśleć, nie czuć nie istnieć. I to się potrafi dziać latami, aż znajdziesz pomoc lub zdecydujesz się na wyjście ostateczne. Dzięki podręcznikom babci, złapałam się chyba w ostatniej chwili - kiedy nie kombinowałam już czy, tylko jak ze sobą skończyć. Tak, brałam również leki. W zasadzie jeden. I terapia, terapia, terapia. Leki tylko łagodzą objawy, ale żeby coś z tego było, trzeba przebudować poddasze.Miałam szczęście bo dzwoniąc w panice po poradniach, zadzwoniłam do... Ośrodka Leczenia Uzależnień. W normalnej poradni oferowali termin za 2 miesiące - rewelacja, po tym czasie albo nie mieli by już z kim pogadać, albo ja byłabym po kolejnym epizodzie i bez chęci na pogawędki. :-D Pod koniec terapii poznałam Rajmunda - to on chyba był tym "czymś" co odmieniło moje postrzeganie życia... Ja sobie poradzę. Jeśli po dwóch tygodniach dalej będę w d... to tu coś wykopię - w kraju nie ma co zaczynać coś, czego nie skończę.
 
Hej dziewczyny.
Nie wiem czy dobrze trafiłam, ale mam pytanek parę.
Dziś byłam u gina, bo okazało się że testowałam 21 i 22 i na obu wyszły dwie kreski, ale te drugie słabe (z drugiego dnia bardzo słaba). W sobotę 22, po południu zaczął mnie boleć brzuch, ale zrzucałam winę na planowany termin @. Byłam jednak zaniepokojona. W niedzielę rano już dostałam krwawienia. W poniedziałek dzwoniłam do jednego gina, który stwierdził, że mam zwykły @ i nie ma sensu umawiać się na wizytę. Wieczorem dodzwoniłam się do innej giny i ta powiedziała, że mogło dojść do zapłodnienia i kazała mi przyjść do niej. Byłam, zrobiłam mi usg mimo @, okazało się że w środku wszystko ok, ale śladu zarodka nie ma. Stwierdziła, że pewnie to była ciążą biochemiczna. Trochę się uspokoiłam bo martwiłam się, że to mogło być normalne poronienie. Licząc sobie już wieczorem, wychodziłoby na to, że w ciąży biochemicznej byłam może z ok 2 tyg.
Poczytałam sobie kilka historii o tych ciążach, ale dziewczyny traciły szansę w późniejszym terminie, tak mniej więcej najmniej od 4 tygodnia. Więc tak się zastanawiam co w sumie mogło znaczyć tak szybki koniec ciąży biochemicznej?
Dodam, że mam niedoczynność tarczycy, ale pewnie poziom jest w normie jeśli doszło ogólnie do zapłodnienia.
Gin powiedziała, że mam odwiedzić endokrynologa, zbadać poziom tsh, a z samym doktorkiem pogadać o tym, że się staram o dziecko i czy coś więcej trzeba będzie poczynić w związku z tym.
Kolejne moje ważne pytanie: Jak szybko dziewczyny po pierwszym poronieniu czy ciąży biochemicznej zachodziły w zdrową ciążę?
Nie poddaje się, bo wiem, że to nie jest straszny koniec i mogę spokojnie znowu starać się po zakończeniu @.

Pozdrawiam wszystkie i trzymam kciuki za zafasolkowanie.
 
Hej dziewczyny.
Nie wiem czy dobrze trafiłam, ale mam pytanek parę.
Dziś byłam u gina, bo okazało się że testowałam 21 i 22 i na obu wyszły dwie kreski, ale te drugie słabe (z drugiego dnia bardzo słaba). W sobotę 22, po południu zaczął mnie boleć brzuch, ale zrzucałam winę na planowany termin @. Byłam jednak zaniepokojona. W niedzielę rano już dostałam krwawienia. W poniedziałek dzwoniłam do jednego gina, który stwierdził, że mam zwykły @ i nie ma sensu umawiać się na wizytę. Wieczorem dodzwoniłam się do innej giny i ta powiedziała, że mogło dojść do zapłodnienia i kazała mi przyjść do niej. Byłam, zrobiłam mi usg mimo @, okazało się że w środku wszystko ok, ale śladu zarodka nie ma. Stwierdziła, że pewnie to była ciążą biochemiczna. Trochę się uspokoiłam bo martwiłam się, że to mogło być normalne poronienie. Licząc sobie już wieczorem, wychodziłoby na to, że w ciąży biochemicznej byłam może z ok 2 tyg.
Poczytałam sobie kilka historii o tych ciążach, ale dziewczyny traciły szansę w późniejszym terminie, tak mniej więcej najmniej od 4 tygodnia. Więc tak się zastanawiam co w sumie mogło znaczyć tak szybki koniec ciąży biochemicznej?
Dodam, że mam niedoczynność tarczycy, ale pewnie poziom jest w normie jeśli doszło ogólnie do zapłodnienia.
Gin powiedziała, że mam odwiedzić endokrynologa, zbadać poziom tsh, a z samym doktorkiem pogadać o tym, że się staram o dziecko i czy coś więcej trzeba będzie poczynić w związku z tym.
Kolejne moje ważne pytanie: Jak szybko dziewczyny po pierwszym poronieniu czy ciąży biochemicznej zachodziły w zdrową ciążę?
Nie poddaje się, bo wiem, że to nie jest straszny koniec i mogę spokojnie znowu starać się po zakończeniu @.

Pozdrawiam wszystkie i trzymam kciuki za zafasolkowanie.
Ciąża biochemiczna to nic nadzwyczajnego.
Miałam ją kilka razy i tak naprawdę ma niewiele wspólnego z normalną zagnieżdżoną ciążą.
Proces zapłodnienia nastąpił,ale komórki się nie wczepiły w ścianki jamy macicy i dostałaś zwykłego okresu.:tak:;-):-):-)
Ja mam tak właśnie dziś .
@ rozkręciła się na dobre a jeszcze wczoraj widziałam bladą drugą kreskę ,ale to u mnie norma,więc się nie przejmuję.
Gin powiedział,że nieraz nawet nie ma jeszcze wyróżnionej dobrze kosmówki a już na teście wyjdzie ,a potem jest wielkie rozczarowanie.
50 % prawidłowo rozpoczynających sie ciąż właśnie tak się kończy ,po prostu się nie zagnieżdża i spływa normalnie z okresem.
;-):sorry2::sorry2:
 
reklama
Ciąża biochemiczna to nic nadzwyczajnego.
Miałam ją kilka razy i tak naprawdę ma niewiele wspólnego z normalną zagnieżdżoną ciążą.
Proces zapłodnienia nastąpił,ale komórki się nie wczepiły w ścianki jamy macicy i dostałaś zwykłego okresu.:tak:;-):-):-)
Ja mam tak właśnie dziś .
@ rozkręciła się na dobre a jeszcze wczoraj widziałam bladą drugą kreskę ,ale to u mnie norma,więc się nie przejmuję.
Gin powiedział,że nieraz nawet nie ma jeszcze wyróżnionej dobrze kosmówki a już na teście wyjdzie ,a potem jest wielkie rozczarowanie.
50 % prawidłowo rozpoczynających sie ciąż właśnie tak się kończy ,po prostu się nie zagnieżdża i spływa normalnie z okresem.
;-):sorry2::sorry2:
To ja wiem, interesuje mnie tylko jak szybko można zajść po ciąży biochemicznej? To moja pierwsza i tak naprawdę pierwszy cykl starań. Czy to prawda, że po biochemicznych czy poronieniach jest większa szansa na zapłodnienie?
 
Do góry