karolcia81
czekam na szczęście.....
Cześć kochane...
posprzeczałam się dziś z Z. wkurzył mnie bo zaczął jęczeć, że już ma dość tego maratonu po ginach...a ja mu na to, że on to głównie siedzi w poczekalniach, lub czasami na krzesełku w gabinecie...a to ja musiałam przezyć trzy zabiegi i to ja muszę się ciągle rozkładać przed coraz to innym facetem....który zagląda, ogląda, grzebie...więc nie wiem kogo to powinno bardziej zmęczyć...jejku...Ci faceci to czasami wcale nie używają głowy...coś tam chcą powiedzieć, niby nie chcą nic złego...a wychodzi jak wychodzi...
w każdym razie ciśnienie mi wzrosło...
ja też już jestem tym trochę zmęczona...ale walka to walka...skoro sie na nią zdecydowaliśmy to trzeba to doprowadzić do końca....
jeszcze tylko czekam, aż mi mój małżonek oświadczy, że nie ma już mocy walczyć o bobasa...a wtedy to go zabije...
jemu się chyba wydaje, że sama praca nad dzidzią, która zresztą jest szalenie przyjemna wystarczy...ale nie bierze pod uwagę, że każda strata to rana na moim sercu, duszy i...macicy.
moja mama strwierdziła, że za każdym razem jak kobieta idzie do gina...walczyć o wspólny cud...to facetowi też powinni kazać siadać na tym fotelu...zawezwać wszystkie pielęgniarki i lekarzy i po prostu wsadzić palec w dupe...wtedy by dopiero poczuli co my czujemy i jakie to wszystko jest krępujące....
oj to się wygadałam....
buziaki...
posprzeczałam się dziś z Z. wkurzył mnie bo zaczął jęczeć, że już ma dość tego maratonu po ginach...a ja mu na to, że on to głównie siedzi w poczekalniach, lub czasami na krzesełku w gabinecie...a to ja musiałam przezyć trzy zabiegi i to ja muszę się ciągle rozkładać przed coraz to innym facetem....który zagląda, ogląda, grzebie...więc nie wiem kogo to powinno bardziej zmęczyć...jejku...Ci faceci to czasami wcale nie używają głowy...coś tam chcą powiedzieć, niby nie chcą nic złego...a wychodzi jak wychodzi...
w każdym razie ciśnienie mi wzrosło...
ja też już jestem tym trochę zmęczona...ale walka to walka...skoro sie na nią zdecydowaliśmy to trzeba to doprowadzić do końca....
jeszcze tylko czekam, aż mi mój małżonek oświadczy, że nie ma już mocy walczyć o bobasa...a wtedy to go zabije...
jemu się chyba wydaje, że sama praca nad dzidzią, która zresztą jest szalenie przyjemna wystarczy...ale nie bierze pod uwagę, że każda strata to rana na moim sercu, duszy i...macicy.
moja mama strwierdziła, że za każdym razem jak kobieta idzie do gina...walczyć o wspólny cud...to facetowi też powinni kazać siadać na tym fotelu...zawezwać wszystkie pielęgniarki i lekarzy i po prostu wsadzić palec w dupe...wtedy by dopiero poczuli co my czujemy i jakie to wszystko jest krępujące....
oj to się wygadałam....
buziaki...