karolcia81
czekam na szczęście.....
Mój Z pojechał na zakupy, to mam teraz chwilę dla siebie....
On się strasznie denerwuje, ze siedzę ciągla na necie i czytam o poronieniach i ciążach po stracie.....twierdzi, że tylko niepotrzebnie rozdrapuje rany...trochę racji ma dlatego jesli już to ostatnio jestem tylko z Wami, bo tu przynajmniej pozytywne wibracje są a nie takie głupoty i straszenia jak na innych forach.
Muszę Wam coś opowiedzieć.....
jakieś dwa lub trzy tygodnie po poronieniu miałam taki sen :
siedziałam w domu z całą rodziną i tuliłam swoje dziecko, to była dziewczynka, tylko, że miała jakąś chorobę, coś jak zespół Downa, była sliczna i się do mnie cały czas uśmiechała....w pewnym momencie wtuliła się we mnie i zasnęła, ale tak dziwnie, stała się taka wiotka i przestała oddychać, zaczęłam krzyczeć do wszystkich że ona nie zyje, żeby ją ratowali, a moja mama i mój Z ze stoickim spokojem powiedzieli, że ona tylko spi, a ja dalej krzyczę, że nie, żeby mi pomogli ją ratować i szarpię tym wiotkim ciałkiem.....a moja mama powiedziała idź ją połóż do łóżeczka, ona zasnęła, zostaw ją i pozwól jej spać....
nie jestem jakąś tam nawiedzoną osobą, ale po tym śnie kamień spadł mi z serca, niesamowicie się uspokoiłam....obudziłam się z płaczem i ogromnym poczuciem ulgi, opowiedziałam sen mojemu Z i rozpłakaliśmy się oboje....czułam, ze moje dzieciątko przyszlo się ze mną pożegnać i powiedzieć mi, ze było chore i żebym już pozwoliła jej odejść i nie starała się za wszelką cenę zatrzymywać jej w pamięci.
i tak naprawdę to właśnie wtedy uwolniłam się od tego ciężaru, od tego cierpienia...
tego samego dnia dostałam pierwszą @ i wiedziałam, ze już wszystko będzie dobrze....
On się strasznie denerwuje, ze siedzę ciągla na necie i czytam o poronieniach i ciążach po stracie.....twierdzi, że tylko niepotrzebnie rozdrapuje rany...trochę racji ma dlatego jesli już to ostatnio jestem tylko z Wami, bo tu przynajmniej pozytywne wibracje są a nie takie głupoty i straszenia jak na innych forach.
Muszę Wam coś opowiedzieć.....
jakieś dwa lub trzy tygodnie po poronieniu miałam taki sen :
siedziałam w domu z całą rodziną i tuliłam swoje dziecko, to była dziewczynka, tylko, że miała jakąś chorobę, coś jak zespół Downa, była sliczna i się do mnie cały czas uśmiechała....w pewnym momencie wtuliła się we mnie i zasnęła, ale tak dziwnie, stała się taka wiotka i przestała oddychać, zaczęłam krzyczeć do wszystkich że ona nie zyje, żeby ją ratowali, a moja mama i mój Z ze stoickim spokojem powiedzieli, że ona tylko spi, a ja dalej krzyczę, że nie, żeby mi pomogli ją ratować i szarpię tym wiotkim ciałkiem.....a moja mama powiedziała idź ją połóż do łóżeczka, ona zasnęła, zostaw ją i pozwól jej spać....
nie jestem jakąś tam nawiedzoną osobą, ale po tym śnie kamień spadł mi z serca, niesamowicie się uspokoiłam....obudziłam się z płaczem i ogromnym poczuciem ulgi, opowiedziałam sen mojemu Z i rozpłakaliśmy się oboje....czułam, ze moje dzieciątko przyszlo się ze mną pożegnać i powiedzieć mi, ze było chore i żebym już pozwoliła jej odejść i nie starała się za wszelką cenę zatrzymywać jej w pamięci.
i tak naprawdę to właśnie wtedy uwolniłam się od tego ciężaru, od tego cierpienia...
tego samego dnia dostałam pierwszą @ i wiedziałam, ze już wszystko będzie dobrze....